____________________________________________________________________________________________________________________________________________________
¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯

poniedziałek, 27 czerwca 2016

Penne alla vodka

Penne z wódką


Przepis, który prezentuję dziś na blogu, nie został bynajmniej wymyślony przez żadnego Polaka. Penne z wódką, wbrew pozorom, to danie typowo włoskie. Jego historia jest jedną z tych, które nie zaczynają się w wiekach średnich lub jeszcze dawniej. Pomysł na podanie makaronu z sosem z dodatkiem wódki narodził się w latach osiemdziesiątych XX wieku. Przez pewien czas przepis ten robił furorę, ale odszedł w niepamięć szybciej niż pojawił się na włoskich stołach. Historia tego dania była zatem krótka. Dziś, rzadko bo rzadko, ale jednak, penne z wódką można zamówić w niektórych lokalach we Włoszech. Przejdźmy do sedna bez dalszych dywagacji.

Składniki na 4 porcje:
·         400g makaronu penne
·         200g passaty pomidorowej
·         100g wędzonego, surowego boczku
·         50ml wódki
·         75ml śmietany 18%
·         Sól
·         Peperoncino w płatkach

Jest to kolejny przepis z serii proste, łatwe i przyjemne. Zaczynamy od wrzucenia makaronu do gotującej się osolonej wody. W ciągu kilku-kilkunastu minut przygotujemy sos, którym doprawimy penne.
Na patelnię wrzucamy pokrojony w cienkie paski boczek. Wysmażamy go na niewielkim ogniu. Gdy to nastąpi całość podlewamy wódką. Czekamy, aż alkohol odparuje i dodajemy do boczku passatę pomidorową, a następnie doprowadzamy sos do wrzenia. Doprawiamy solą oraz peperoncino w płatkach i zdejmujemy ze źródła ciepła. Dodajemy śmietanę i całość dokładnie mieszamy. Makaron odcedzamy i wrzucamy również na patelnię, na której znajduje się już sos. Penne z sosem należy dobrze połączyć, można na ten czas patelnię znów ustawić na źródle ciepła. Penne alla vodka gotowe!


piątek, 24 czerwca 2016

Wojna o beczkę

Pedro de Ivar Crianza 2010
           

Mówią, że o gustach się nie dyskutuje. Historia jednak nie raz już udowodniła, że to właśnie z różnic pomiędzy nimi wyrastają wielkie konflikty. Czy zatem nie lepiej jest rozwiązywać niesnaski na polu dyplomacji, aniżeli przy użyciu ciężkich dział? A co jeśli przeniesiemy ten dyskurs na winiarskie podwórko? Podwórko, na którym gusta i guściki, opinie i tezy mniej lub bardziej (raczej bardziej) subiektywne odgrywają rolę pierwszoplanową. Czy zatem lepiej jest milczeć, szukając poprawności, o gustach nie dyskutować? Unikając konfliktów, wypowiedzi na temat tego co w winie lubię, a czego zdecydowanie unikam, pomijać? Pytanie to zdaje się być retorycznym.
Do wielkich konfliktów na winiarskiej arenie z pewnością można zaliczyć spór o beczkę. Amerykańską czy francuską, obojętne. Jak okiem sięgnąć, od wieków fani wina dzielą się, niczym w polityce, na tych popierających beczkę i tych optujących za świeżą owocowością. Jest też i trzecia grupa, którą z powodzeniem można by nazwać wyborcami centrum, centro-beczkowości lub centro-owocowości (do tej ostatniej zalicza się i niżej podpisany). Są to jednak ugrupowania balansujące na granicy progu wyborczego. Pojedynek rozgrzewający emocje i burzący krew w żyłach rozgrywa się pomiędzy najbardziej zagorzałymi fanami drewnianych sztachet i ich oponentami. Nikt ani nic nie jest w stanie nieprzekonanych zachęcić. Nikt ani nic nie jest w stanie przekonanych zniechęcić. Są ci, dla których wino wciśnięte w drewniany, często nieco ciasnawy, garnitur jest uosobieniem ideału. Są też i ci, dla których wino wolne, nieskrępowane dębowym uściskiem stanowi wzorzec z Sèvre.
            Ustawiając się nieco pośrodku linii frontu, ryzykując ostrzał to z jednej, to z drugiej strony, optuję za mądrym użyciem beczki. To znaczy takim, które owocowości nie przykrywa, nie tłamsi, nie gasi. To znaczy takim, dzięki któremu podkreślona zostaje głębia owocu, uwypuklone cechy najlepsze, a ukryte te gorsze (nie znaczy to jednak, że opowiadam się za wlewaniem do dębowych beczek win, w których wady dominują). Z takim to oto podejściem zbliżyłem się do butelki Crianzy z Navarry, kupażu Tempranillo/Garnacha/Merlot leżakującego w beczkach z dębu amerykańskiego przez 12 miesięcy.
            Barwa ciemna, intensywna, bordowo-brunatna z jaśniejszymi, ceglanymi refleksami informującymi o dojrzałym wieku wina. Nos z początku zdominowany przez dębinę przykrywającą całkowicie owoc. Jest rozmaryn, jest tymianek, jest mokre drewno, a nawet skóra. Owocu jednak brak. Dopiero w drugim momencie pojawiają się podwędzane śliwki. Sprawa ma się podobnie na języku. Z początku dębina, później miękkie owoce leśne. Całość złapana w uścisku tanin, który wydaje się być niczym idealnie opinający ciało wina gorset. Nie ma trocin, nie ma drzazg. Tanina, w rzeczy samej, jest przyjemna. Całość zamyka tostowy finisz.
Wrażenia? Nieprzekonani dzięki tej butelce się nie przekonają. Przekonani z tej butelki się ucieszą. Zwolennicy centrum pozostaną na tej wygodnej i niebezpiecznej zarazem pozycji. Samo może zmęczyć, do ciężkiego mięsiwa nieocenione (średnio wysmażona wołowina, karkówka z grilla, dziczyzna…). Drugiego dnia od otwarcia wino łagodnieje, dębina ustępuje miejsca owocom.

Nazwa: Pedro de Ivar Crianza 2010
Producent: Familia Escudero
Miejsce zakupu: Słoneczna Winnica
Cena: 39zł (wino do degustacji otrzymałem od importera)
Rodzaj wina: czerwone, wytrawne
Ocena: 

wtorek, 21 czerwca 2016

Winne Wtorki: czerwone na upały

Verba volant, scripta manent
           

Starożytni mawiali verba volant, scripta manent. Słowa wypowiedziane ulatują, te zapisane pozostają. W dzisiejszych czasach przywykliśmy do rozumienia tego powiedzenia w kontekście spisywania ważnych dla nas informacji. Przypominamy sobie o nim podczas podpisywania umowy, pisząc maila lub zostawiając komuś nasz numer telefonu. Coraz częściej wydaje nam się, że właściwie omnis manent. Żyjąc w epoce, którą można by zdefiniować jako epoka komunikacji, trudno się z tym nie zgodzić (zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę social media).
Na przytoczony aforyzm należałoby jednak spojrzeć i z drugiej strony. W epoce, kiedy większość społeczeństwa nie potrafiła pisać ani czytać, słowo mówione było tym, które w pierwszej kolejności docierało pod strzechy. Dokument pisany stanowił tajemnicę zarezerwowaną dla wąskiego grona wybranych, a to właśnie mowa była kanałem językowym zrozumiałym dla każdego. Dzięki słowom wypowiadanym kaznodzieja nakierowywał wiernych, dzięki słowu wypowiedzianemu zarządca oznajmiał chłopom jakie są ich prawa i obowiązki (z naciskiem na to drugie). Pomimo, że w dzisiejszych czasach mowa spełnia zupełnie inną rolę, a sądowe komunikacje otrzymujemy w formie listów, jej istotna rola w życiu codziennym jest niezaprzeczalna.
Czasami jednak prostych słów się boi największy nawet twardziel, proste słowa z gardła nie chcą wyjść najbardziej. Z pomocą w takich sytuacjach spieszy producent wina z Emilii-Romanii. Ceci swoje lambrusco A Te (lub To You, jak kto woli) reklamuje hasłem Kocham cię, nie pisz tego na murach. Zamiast murów posłużyć ma nam butelka pokryta farbą imitującą tablicę. Do wyboru zestaw dla tradycjonalistów (czarna tablica, kreda, gąbka) lub dla zwolenników nowoczesnych rozwiązań (whiteboard, marker, gąbka). Wino w pakiecie to samo. No właśnie, chociaż trunek znajdujący się w butelce w tym wypadku znajduje się zdecydowanie na dalszym planie, również jemu warto poświęcić kilka chwil.
Gdy już opróżnimy tablicę… butelkę!, w naszym kieliszku wyląduje wino charakteryzujące się ciemną buraczkową suknią z gęstą pianą o równie intensywnej barwie. Nos charakterystyczny dla dobrego lambrusco: ciemne jagody, jeżyny, nieco nut kwiatowych. Wszystko to okraszone zapachami leśnego poszycia. W ustach dojrzałe owoce. Jest i nieco tanin, ale kwasowość zdecydowanie w dolnych rejestrach. Na finiszu wyraźnie zaakcentowana goryczka. Wino zdecydowanie gastronomiczne, swoje najlepsze oblicze pokaże z klasykami regionu, z którego pochodzi (ragù alla bolognese, tortellini [tu i tu], mortadella, prosciutto crudo…). A że podajemy je schłodzone i nie jest zbyt skomplikowane, to i w upalne dni powinno smakować (wpisując się w dzisiejszy temat Winnych Wtorków).

Aby maksymie verba volant, scripta manent stało się zadość: o innych lambrusco możecie przeczytać również tutaj.

źródło: imbottigliamento.it

Nazwa: To You Bolle di Lambrusco Rosso
Producent: Ceci
Miejsce zakupu: tannico.it
Cena: 10,80eur
Rodzaj wina: czerwone, wytrawne, musujące
Ocena:



Inni wtorkowicze napisali:

sobota, 18 czerwca 2016

Faktoria Win robi skok na klientów dyskontów?

Karta Win Standard Plus Wiosna/Lato 2016


Rywalizacja dwóch największych graczy na winiarskim rynku w Polsce widoczna jest od kilku lat. Jej efekty da się zauważyć w wielu dziedzinach. Są one widoczne chociażby przy samych marketowych półkach, gdzie nierzadko byłem świadkiem naprawdę merytorycznych dyskusji na temat spoczywających tam butelek. Nie będę się tu zbytnio rozwodził nad efektem Biedronki w blogerskim kontekście (statystyki bloga po opublikowaniu wpisu, w którym pojawiają się hasła „Lidl”, „Biedronka” czy nawet „dyskont” szybują znacząco do góry). Nawet jeśli od dłuższego czasu trzymam się nieco z boku marketowych pojedynków na Bordeaux, Toskanię i inne winiarskie regiony świata, docierają do mnie od czasu do czasu echa głośnych porażek lub świetnych debiutów z marketowych półek.
Fakt pozostaje faktem: pomimo znaczącej liczby win niepijanych, ekstremalnie rozwodnionych, wyżyłowanych i tym podobnych, w sklepach wielko powierzchniowych trafiają się prawdziwe perełki. Trafiają się wina, które poparte wiedzą zaprezentowaną w przystępnej formie (kolorowe gazetki pełne chwytliwych tekstów, ładnych ilustracji, opatrzone nierzadko komentarzem sommeliera), sprawiają, że wiedza przeciętnego Polaka na temat win szybuje równie mocno w górę, co statystyki bloga po opisaniu wspomnianej butelki.
Przez długi czas pomiędzy wódkę (wino), a zakąskę próbowała wbić się Faktoria Win. Drewniane półki z winami znalazły się w setkach wiejskich i osiedlowych sklepów czy na stacjach benzynowych zajmując kolejną niszę na winiarskim rynku. Wino, w mojej ocenie, dziś jest już w Polsce równie dostępne co w innych krajach. Pozostaje jednak jeszcze żmudna praca nad świadomością konsumencką oraz nad jakością sprzedawanych butelek. No właśnie, poprzednie oferty podmiotu należącego do grupy Eurocash nie wzbudziły mojego entuzjazmu. Pomimo kilku dobrych butelek, a nawet pionierskich pomysłów sprzedaży win polskich na dużą skalę, w ofercie FW lądowały często anonimowe winiawki czy etykiety znane już bardzo dobrze każdemu Polakowi (Carlo Rossi, Kadarka, Sophia, Liebfraumilch, El Sol i wiele innych).
Tym razem jest jednak inaczej. Faktoria Win przygotowała ofertę Standard Plus Wiosna/Lato 2016, która znajdzie się tylko w wybranych punktach. W jej skład weszło 12 butelek przeznaczonych dla klienta, który o winie umie powiedzieć więcej niż „lubię białe bo czerwone mi nie smakuje” lub „białe wino dla mnie to nie wino”. Również ceny są nieco wyższe niż te znane nam z dyskontowych półek (nawet jeśli Lidl nie raz odważył się już wyjść poza magiczną barierę trzydziestu złotych). Jednym słowem: Faktoria Win celuje w klienta w pewnym stopniu świadomego (nie wnikając już czy uświadomienie to nastąpiło poprzez marketowe zabiegi sprzedażowe, czy z pomocą innych podmiotów). Grupa Eurocash tą ofertą porzuca walkę z wiatrakami, to znaczy z dwoma największymi graczami, a po raz kolejny szuka swojej niszy. Z czym idzie do boju i czy ma to sens? Odpowiedź na końcu tekstu, teraz przejdźmy do sześciu win białych, które weszły w skład nowej oferty (Sauvignon Blanc z Bordeaux opisałem już tutaj).


Węgry to źródło dobrych i tanich win. Pomimo, że ich prestiż i rozpoznawalność wciąż rośnie na arenie światowej, nadal można znaleźć tam ekstremalnie pijalne, tanie, może nieco anonimowe, ale z pewnością prezentujące dobrą jakość butelki. Sięgnęła po nie również Faktoria Win. Aż dwukrotnie. Pierwszym winem z tego kraju jest Thummerer Bokreta Cuvée (24,99zł). Wino ma bardzo jasną, słomkową barwę. W nosie z początku dużo kwiatów. Później dochodzą doń owocowe nuty dojrzałych brzoskwiń. Wino w ustach jest lekkie, dość proste, ale przy tym bardzo przyjemne. Kręgosłup tworzą aromaty brzoskwiniowo-morelowe. Kwasowość jest raczej niska, zaakcentowana głównie na finiszu. W skrócie? Wino warte swojej ceny, nie oczekiwać po nim zbyt dużo, a będzie wręcz idealne do sączenia na balkonie w gorące letnie popołudnie.




Drugi węgrzyn tej oferty to Szöllösi Sauvignon Blanc (36,99zł). Zielonkawa suknia, zapach nieco mniej rozbuchany niż w przypadku wina opisanego powyżej. W nosie przewijają się i równoważą nuty kwiatowe i owocowe. Na języku zarówno aromatyczność, jak i rześkość oferowana przez nuty cytryn i limonki. Jest też spora dawka zielonych owoców (agrest, kiwi) oraz wyraźny zapach liści czarnej porzeczki. Finisz nieco goryczkowy, grapefruitowy. Wino dobre, cena porównywalna do Kressmana, jakość również. Obroni się solo, równie dobrze sprawdzi się w kuchni. Polecam.



Kolejne wino to różowe Vinho Verde Casal Garcia (24,99zł). Pozycja, wydawać by się mogło, wręcz idealna na zbliżające się gorące tygodnie. Bladoróżowa barwa, dość jasna, zapowiada raczej lekkie wino. Znad kieliszka z początku unosi się spora dawka landrynkowatości, która przez długi czas przykrywa kryjące się w tle truskawki i poziomki. W ustach lekkie, dość rozwodnione (w końcu to Vinho Verde!), zaskakująco kwasowe jak na wino półwytrawne. Aromaty kijem na wodzie pisane, to znaczy nikłe. Woda okraszona musowaniem, kwaskiem cytrynowym i odrobiną truskawek. Wino, wbrew mojemu marudzeniu, dość przyjemne. Spełnia swoje zadanie (gasi pragnienie), ale czemu tak drogo?



Orzeźwienia i konkretnej dawki mineralności można by się spodziewać po kolejnym winie: Marcel Martin Muscadet Sèvre Et Maine (24,99zł). W barwie wyraźnie zauważalne zielonkawe refleksy. Nos nieco powściągliwy. Jest limonka, są zielone jabłka. Tylko kamienne tło niewyraźne i za bardzo skryte. W ustach najpierw słodkawy owoc, długo nic, później rozwodniony, ale wciąż kwasowy i trochę goryczkowy finisz. Brak tu mineralności znanej z klasyków tego gatunku, brak nerwu. Najbardziej smakowało mi to wino w towarzystwie gorzkich zielonych oliwek. Solo średnio grało, ani nie orzeźwiało, ani nie dostarczało szczególnych wrażeń smakowych.



Jest wreszcie pierwszy reprezentant Włoch w tym zestawieniu: Rina Ianca Tresa Grillo Viognier (33,99zł). Sycylijskie do cna grillo połączone w biologicznym kupażu z vioginerem. Nos dość prosty, dominują egzotyka i cytryny. W ustach niska kwasowość (co z pewnością spodoba się wielu konsumentom w Polsce, bo nie o brak cukru zazwyczaj chodzi, a o zbyt wysoką kwasowość w winach). Da się wyczuć nieco słodyczy resztkowej i goryczki na finiszu. Wino raczej lekkie, wygładzone, powinno smakować szerokiej publiczności. Nie jest to Sycylijczyk wybitny, ale o znalezienie taniego i dobrego grillo u nas raczej trudno, więc nie ma przed nim nawet za dużej konkurencji. Dobrze pasowałoby do owoców morza, najlepiej w formie fastwoodów, jak sprzedaje się je często na sycylijskich ulicach.



Ostatnie białe wino tej oferty to australijskie chardonnay: Mc Pherson Vintage Secret (44,99zł). Zdecydowanie najcięższy zawodnik w tym zestawieniu. Złocista, połyskliwa barwa. Egzotyczne owoce w umiarkowanej ilości stonowane przez maślane nuty. Na języku słodkawe, z wyczuwalnymi aromatami melona, brzoskwini, a nawet orzechów i migdałów na finiszu. Owoc jest dojrzały, pełny, wyrazisty, ale nie rozbuchany. Brakuje kwasowości, aby rzucać je na głęboką wodę z kulinarnymi przeciwnikami, ale powinno poradzić sobie z rybą usmażoną na maśle albo wędzonymi łososiem lub węgorzem. Wino znacznie różniące się od poprzednich, próżno szukać tu rześkości i orzeźwienia, ale też nie taka jego rola. Pomimo, że cena może odstraszać, to wino oceniam jako dobre.


Wśród białych win z oferty Standard Plus dominują wina lekkie, rześkie, raczej niezbyt skomplikowane ze średnio zaznaczoną kwasowością. Takich win będzie większość z nas szukać w najbliższych miesiącach. Nie ma spektakularnych wpadek, nie ma też win, które onieśmielałyby największego znawcę (i trudno oczekiwać po butelkach w podobnych cenach takich niespodzianek!). Jest najzwyczajniej w świecie dobrze. Podczas wakacyjnych wojaży do miejsc, gdzie trudno o dobrego importera, Faktoria Win takimi butelkami może zacząć bić się o serca winomanów. Nie każdemu przecież do popołudniowego relaksu wystarczy czteropak jasnego pełnego czy rozcieńczona wodą gazowaną kwasowa winiawka z dyskontu (!).

Wina do degustacji otrzymałem od importera.
Czerwone wina z oferty Standard Plus zostaną opisane w kolejnym artykule.
O białych winach przeczytacie również u innych blogerów: Raport z win, Blurppp, Niewinne podróże, Pisane winem, Winowacja, Winiacz, Korek od winaEnoeno.



wtorek, 14 czerwca 2016

Bo tu chodzi o emocje

Polskie wina i cydry w SPOT. – vol. 3


Z winem jest trochę jak z poezją. Ma wzbudzać emocje. Rzucać na kolana swoją bezpośredniością. Swoim jestestwem nachalnie nagabywać i zmuszać do refleksji. Innymi słowy: nie pozostawiać czytelnika przy kieliszku obojętnym. A ten z kolei powinien dobremu wierszowi lub znakomitej butelce odwdzięczyć się szacunkiem i chwilą zadumy. Zadumy niekoniecznie w fotelu i skupieniu. Może to być zaduma w gronie znajomych podczas sobotniego popołudnia. Ma być to jednak zaduma celująca w rozbrojenie wina na czynniki pierwsze, które z kolei uzmysłowi nam… że nie ma tam nic, a jednak coś jest.
Człowiek szuka kontaktu ze sztuką od zarania dziejów. Nie ma znaczenia czy mówimy o sztuce dobrze zdefiniowanej, określonej, opisanej czy też o tej mniej bezpośredniej, ukrytej pod płaszczykiem codzienności. Bez wytchnienia szukamy tej iskry, która roznieci w nas pożar, tego dreszczyku emocji, tych ciarek na plecach czy wypieków na policzkach. Pragniemy emocji, bo bez nich nasze życie byłoby bezwartościowe. Nie, nie smutne. Wszak smutek to też emocja. Taka sama jak radość, strach, zdziwienie czy… obrzydzenie. Powiedzieć o wierszach Baudelaire’a, że wzbudzają emocje, to tak jak nic nie powiedzieć. Słońce prażące ścierwo czy brzuch pełen zgnilizny piękna zdecydowanie nie symbolizują. A mimo to autorowi nie sposób odmówić rzadko spotykanej wrażliwości i tym samym umiejętności wzbudzania emocji. Umiejętności wywoływania wspomnianych ciarek na plecach, sprawiania, że do ust napływa gorzki smak obrzydzenia…
Najmniej wartościowe wiersze to te, po których przeczytaniu zostajemy tym, kim byliśmy przedtem. To te poezje, które swoją egzystencją (często zasłużenie krótką) nie zmieniają nas, ani egzystencji naszej. I tak też jest z winami. Jak z poezją. Najgorsze są te wina, na temat których rozmawiać nam się nie chce. Których kieliszek, czy to wypełniony po brzegi czy też prawie pusty, nie zachęca refleksji, nie zmusza do dogłębnej analizy smaków i aromatów, która uzmysłowi nam, że magią wina nie są ani przez moment właśnie te aromaty, a coś więcej. Coś czego tam nie ma, a jednak jest.


Wśród 26 polskich win i cydrów, których miałem okazję spróbować podczas degustacji komentowanej w SPOT. 5 czerwca, nie było ani jednego, które pozostawiłoby we mnie bezrefleksyjną pustkę. Winom tym towarzyszyła równie emocjonalna kuchnia. Nie bez przyczyny dobrą poezję powinno się czytać w skupieniu, w odpowiednim otoczeniu, nierzadko przy skrupulatnie dobranym podkładzie muzycznym. Taką rolę podczas „czytania wina” spełnia kuchnia. To co znajdujemy na talerzu powinno łączyć się i przeplatać z tym, co trafia do naszego kieliszka. O zawartość naszych kieliszków tamtej niedzieli zadbali sommelierzy pracujący w SPOT. (Tomasz Kramer oraz Szymon Maksymowicz), a o odpowiednią oprawę kulinarną szef kuchni, Artur Szwacki.

źródło: SPOT.

Strofa pierwsza. Boczek|Pyza|Dymka|Słodko-pikantny dressing. W kieliszkach symfonia barw i smaków, trzy cydry i dwa rosé. Przygotowany w niskiej temperaturze boczek z chrupiącą skórką, przełamany sałatką z dymki najlepiej zaprezentował się z Czarnym Ignacem. Miodowo-owocowy aromat cydru z jednej strony przełamywał tłustość boczku, z drugiej strony idealnie komponował się z jego strukturą. Pomimo, że smaki na talerzu były od siebie bardzo odmienne, Ignac poradził sobie z wszystkimi i stworzył z daniem idealną parę. Równie dobrze spisało się Rosé 2016 wyprodukowane przez winnicę Nad Jarem na bazie szczepów rondo i zweigelt. Początkowo nieco landrynkowy nos ustąpił po chwili miejsca lekkim czerwonym owocom. Przyjemny balans pomiędzy kwasowością, a cukrem odpowiadał podobnemu balansowi na talerzu.

źródło: SPOT.

Strofa druga. Szparagi|Miso|Biała czekolada|Pomidor. Przed nami znów pięć kieliszków. W dwóch z nich wylądowały polskie rieslingi (Saint Vincent 2014 oraz Equus 2015). Obydwa poradziły sobie z marynowanymi szparagami doskonale. Bezpieczne połączenie riesling-szparag znane zza zachodniej granicy sprawdza się równie dobrze na naszym rodzimym gruncie. Cytrusowa kwasowość, rześkość, czasem nuty mineralne dobrze grają z delikatnym smakiem zielonych i białych łodyżek, w tym wypadku podkreślonego białą czekoladą. Zaskakująco dobrze wypadł również Pinot Blanc 2015 z winnicy Miłosz. To delikatne wino nie zagłuszyło dania na talerzu, a wręcz przeciwnie: stworzyło z nim idealną parę. Rozbuchane, kwieciste hibernale solo wypadły znakomicie, na talerzach natomiast znajdywały kompana w słodkawym sosie z białej czekolady.

źródło: SPOT.

Strofa trzecia. Łosoś|Szczaw|Pasternak|Jabłko. Wędzony na zimno, niezwykle delikatny łosoś. Czy istnieje w Polsce wino, które może sprostać takiemu wyzwaniu? Podczas degustacji dostaliśmy odpowiedź jednoznaczną. Kupaż chardonnay, solarisa i johannitera, czyli Passage 2015 z winnicy Equus wydawał się być przedłużeniem dania. Smak pozostawiony w ustach przez łososia niezauważalnie, płynnie przechodził i łączył się ze smakiem wina. Nuty maślane i nieco zielonkawe aromaty chardonnay były naturalnym kompanem łososia. O dziwo ryba ujarzmiła chyba najbardziej, scusate, pojechane wino podczas degustacji. Winnice Wzgórz Trzebnickich pokazały, że można u nas robić wina eksperymentalne, ekstremalnie ciekawe, a przy tym spełniające swoje zadanie przy stole. W żadnym stopniu nie stanowiące jedynie ciekawostki dla poszukiwaczy winnych przygód. Pomarańczowy Pinot Gris z 2014 roku, długo macerowany ze skórkami, miał w sobie nuty skórki pomarańczowej, prażonych orzechów i przypraw korzennych. Zachował przy tym zaskakująco wysoką kwasowość. Z dymnymi aromatami łososia zgrał się perfekcyjnie, nieco gorzej z jabłkiem i delikatnym pasternakiem.

źródło: SPOT.

Strofa czwarta. Foie Gras|Agrest|Czarny bez i jabłko|Tymianek. Foie Gras z alzackim gewürztraminerem to jeden z wielkich klasyków. Takiego połączenia nie zabrakło również podczas degustacji, z jednym wyjątkiem: delikatny, umiarkowanie aromatyczny gewürz pochodził z winnicy Hiki. Największe emocje wzbudziło we mnie jednak inne połączenie: Solaris 2015 z winnicy Jakubów pełen nut rodzynkowych i mocno dojrzałych owoców w nosie oraz z wyraźnym cukrem resztkowym jedynie osłanianym przez delikatną kwasowość na języku nie pozostawił żadnych szans innym zestawieniom.

źródło: SPOT.

Strofa piąta. Rostbef|Chleb kukurydziany|Musztarda|Malina|Lubczyk. Tym razem wokół talerza zagościło aż sześć kieliszków. W zestawieniu nie zabrakło prawie już kultowej 4 Canva z Domu Bliskowice (jedno z win, które stanowi dla mnie kamień milowy w poznawaniu polskiego winiarstwa). W połączeniu z delikatnym rostbefem Czwórka okazała się być jednak zbyt ciężkim zawodnikiem. Zdecydowanie lepiej wypadł tu zweigelt z winnicy Hiki oraz kupaż Magnesia Prestige 2015 wyprodukowany przez winnicę Equus. Obydwa wina były świeże, pełne owocowego, czasem kwiatowego aromatu, który nie zagłuszał, a podkreślał smak dania, które znalazło się na talerzu.
SPOT. po raz kolejny zabrał mnie w podróż przez winiarskie regiony polski. Emocjonalnych uniesień dzięki temu, co znajdowało się w kieliszkach oraz temu, co wylądowało na talerzach, nie brakowało. Podczas degustacji nie było zestawień chybionych, ale co najważniejsze: nie było win chybionych. Nieco odzierając całą degustację z magicznej atmosfery pozwolę sobie podsumować: widać znaczną poprawę w porównaniu do lat poprzednich. Widać wina, które niczym nie odstają od standardów wytyczanych przez sąsiadów z krajów przesiąkniętych tradycją winiarską. I ten fakt niezmiernie cieszy. A radość to też emocja, prawda?

Tekst w wersji włoskiej ukaże się niebawem.
Polskimi winami i cydrami emocjonowałem się na zaproszenie SPOT., za co bardzo dziękuję.
Więcej zdjęć z degustacji znajdziecie w galerii Italianizzato oraz galerii SPOT.


Poniżej przytaczam pełną listę degustowanych win wraz z moimi krótkimi komentarzami:

Cydr Rembowskich Cydr z Wielkopolski – świeży, mocno jabłkowy aromat. Lekko mętnawy cydr stracił trochę bąbelków od poprzedniego roku. Wciąż charakteryzuje się ekstremalną wytrawnością i rześkością. Świetny na aperitif.
Cydr Ignaców Czarny Ignac – opisany w tekście.
Cydr Smykań Grochówka 2015 – objawienie ostatniego roku. Aromaty miodu, jabłek i białych kwiatów. Niezbyt wybijająca się, ale dobrze zaznaczona kwasowość. Dobry solo, dobry przy stole.
Winnica Nad Jarem Rosé 2016 – opisane w tekście.
Winnica Sandomierska Rosé 2015 – barwa ciemniejsza niż standardowego wina różowego. W nosie aromaty kwiatowe (piwonie), na języku całkiem przyjemna i dobrze zaakcentowana, ale nienachlana tanina.
Winnica Saint Vincent Riesling 2014 – średnio ciężkie wino o charakterystycznych dla szczepu aromatach: cytrusy, jabłka. Pomimo wyczuwalnej odrobiny cukru resztkowego wciąż zachowuje rześkość.
Winnica Equus Riesling 2015 – bogaty aromat pełen słodkich nut. Później jabłka i cytrusy. Przyjemna, wyraźna i długo trwająca kwasowość.
Winnica Jakubów Hibernal 2015 – znad kieliszka buchają aromaty czarnego bzu i innych kwiatów. Tło owocowe. Pełen, przyjemny aromat. W ustach pędy zielonej porzeczki. Przyjemny mezalians aromatów egzotycznych i naszych rodzimych.
Winnica Nad Jarem Cuvée 2016 – podobnie jak u powyższego hibernala dużo aromatów kwiatowych z dominacją czarnego bzu. Odciążająca całość cytrusowa końcówka.
Winnica Miłosz Pinot Blanc 2015 – mieszanka nut kamiennych i cytryn. Wino niezbyt ciężkie, ale dające radę nawet bardziej złożonym przeciwnikom na stole dzięki dobrej kwasowości.
Winnica Pałacu Mierzęcin Riesling 2015 – klasyczny riesling, tj.: cytrusy, jabłko, nieco aromatyczności i kwasowość. Jest i trochę cukru resztkowego.
Winnica Equus Passage 2015 – opisane w tekście.
Winnica Saint Vincent Cuvée Słoneczne 2014 – nuty muszkatowe połączone z wciąż nieco zielonymi aromatami.
Winnice Wzgórz Trzebnickich Pinot Gris 2014 – opisane w tekście.
Winnica Miłosz Zweigelt Blanc de Noir 2015 – biały zweigelt (!). Delikatne wino charakteryzujące się aromatami kwiatowymi. Dość niska kwasowość i delikatna struktura.
Winnica Jakubów Solaris 2015 – opisane w tekście.
Winnica Pałacu Mierzęcin Solarsi 2015 – dojrzałe owoce, dużo świeżości i nieco więcej rześkości oraz mniej cukru niż u wyżej wspomnianego solarisa.
Winnica Hiki Gewürztraminer 2015 – opisane w tekście.
Winnica Miłosz Pinot Blanc Solaris 2015 – wino degustowaliśmy nieco przegrzane, przez co na tle towarzyszy z danego setu wypadało słabiej. Powstrzymuję się od oceny w takim wypadku.
Winnica Hiki Riesling 2015 – hit mijającego roku, wino pełne owocu z kwiatowym tłem. Morela, brzoskwinia i oczywiście cytrusy. Pięknie zbalansowany riesling pełen zielonych jabłek w ustach.
Winnica Miłosz Angelus Rosé 2015 – bardzo jasna suknia. Wyczuwalne nuty czerwonej porzeczki i innych lekkich czerwonych owoców.
Winnica Hiki Zweigelt 2015 – słodki, kwiatowy aromat. W ustach dochodzą doń nawet nuty ziemiste połączone z owocami. Dość dużo tanin, wciąż młodzieniaszek, niech poczeka kilka lat.
Winnica Equus Magnesia Prestige 2015 – wino bazujące na aromatach czerwonych owoców (malina, wiśnia, nieco jagód). Jest kwas i tanina na dobrym poziomie, nie ma beczki. Nic więcej nie potrzeba.
Dom Bliskowice 4’13 Canva – jeżyna i czarna porzeczka zanurzone w nutach beczkowych. Piękna tanina i kwasowość. Świetne wino, które sprosta polskiej kuchni nawet w najcięższym wymiarze kary.
Winnica Sama Valley Red 2014 – wino, które dostarczyło mi najwięcej emocji. Znajdująca się o 7-8km od mojego domu winnica (o której wcześniej nigdy nie słyszałem), istniejąca od 6 lat, a produkująca bardzo dobre wina. W Red 2014 jest trochę za dużo beczki, ale wino ma wciąż nieco owocowej świeżości. Da się wyczuć wiśnie, przyprawy, a nawet nikła nutę eukaliptusa. Nieco zbyt krucha struktura.
Winnice Wzgórz Trzebnickich Rondo 2014 – wino dobrze zbalansowane. Zachowany umiar pomiędzy beczką, a owocem.