____________________________________________________________________________________________________________________________________________________
¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯

piątek, 30 maja 2014

Catalogna all’italiana

Veneto żąda niepodległości



            Wieści o aspiracjach Katalończyków ku utworzeniu odrębnego państwa i oderwaniu się od Hiszpanii towarzyszą nam od dawna. Od niekrótkiego czasu słyszy się także o Szkotach, którzy za wszelką cenę chcą wyrwać się z objęć Wielkiej Brytanii i działać na własną rękę. W obliczu oderwania Krymu od Ukrainy i wymienionych wyżej, wieść o tym, że Veneto również chce niepodległości i oddzielenia się od Italii, nie do końca śmieszy. W historii Włoch pojawiały się już takie tendencje, nawet tej bardzo bliskiej nam. Niedługo po objęciu władzy przez PD (Partito Democratico), jeden z polityków rzucił pomysł, by utworzyć Principato di Salerno, Księstwo Salerno. Tak na prawdę, to raczej powinna być tu mowa o "ponownym ustanowieniu" rzeczonego księstwa, bo istniało ono już wcześniej przez nieco ponad 200 lat (od 851r. do 1076r.). Jak bardzo ta idea była oderwana od rzeczywistości nie trzeba tłumaczyć, wystarczy rzucić okiem na mapę. Jest to miejscowość licząca około 140 tysięcy mieszkańców, czyli mniejsza nawet od naszego Olsztyna. Tym razem sprawa jest jednak poważniejsza. I pomijam już tutaj kwestie tego, czy rzeczywiście możliwe jest odłączenie się Veneto od Italii.
            Śmiem twierdzić, że nawet Polska zdołała (chociaż częściowo) zatrzeć różnice między częścią kraju A, a częścią B w czasie krótszym, niż zrobiła to Italia. A właściwie nie zrobiła. Bo sedno problemu tkwi właśnie tutaj. Mieszkańcy Veneto zorganizowali referendum (które w świetle prawa nim nie było) w dniach 16-21 marca, a mieli w nim odpowiedzieć na zasadnicze pytanie „Czy chcesz, by Veneto stało się niepodległą i suwerenną Republiką Federalną?”. W ciągu pięciu dni na powyższe pytanie odpowiedziało 2 360 000 osób, wyniki okazały się zaskakujące. Aż 89% pytanych było za utworzeniem republiki. Dodatkowo pojawiła się informacja o tym, że policja aresztowała działaczy podejrzanych o akcje wywrotowe, a także planujących wjechać na Plac Świętego Marka w Wenecji czołgiem (nie, to nie błąd – czołgiem). Wszystko w sprawie niepodległości regionu. Biorąc pod uwagę włoską konstytucję, mówiącą o niepodzielności kraju, wszystko to jest bardziej akcją propagandową, aniżeli planami mogącymi się urzeczywistnić.

źródło: http://www.lindipendenza.com/wp-content/uploads/2014/03/VENETIINDIPENDENTICANTARUTTI.jpg

            Jak już wspomniałem, problem zaczyna się w różnicach między północą, a południem kraju. Mieszkańcy Veneto w referendum dali wyraźny sygnał rządzącym (nie chodzi tu tylko o aktualny gabinet, który istnieje przecież od niedawna): „Nie będziemy więcej łożyć na leni z południa”, bo właśnie tak są postrzegani ludzie Mezzogiorno w regionach północnych. Podatki nakładane przez kolejne rządy dobijają małych i średnich przedsiębiorców, a i duże firmy nie raz mają kłopoty. Veneto postanowiło pokazać swoje niezadowolenie w sposób inny niż dotychczasowe protesty. Podczas gdy północ wypracowuje zdecydowaną większość włoskiego PKB, południe czerpie zeń korzyści. To właśnie w regionach znajdujących się na dole włoskiego buta najwięcej osób pobiera zasiłki dla bezrobotnych, renty i inne zapomogi. W wielu przypadkach dochodzi tam do absurdów. Na porządku dziennym są tam sytuacje gdy, na przykład, policja zatrzymuje osoby teoretycznie niewidome za kółkiem.
            Kontrastów i wynikających z tego napięć jest więcej i można je wymieniać jeszcze długo. Problem jest jednak realny. Nie ten dotyczący odłączenia się Veneto od Italii, bo to absurd, ale ten dotyczący różnic i niezadowolenia mieszkańców, zarówno tych z północy, jak i z południa. 


środa, 28 maja 2014

Piotr i Paweł Lagrein Trentino D.O.C. 2012

Północna gwiazda z Piotra i Pawła


Z Trentino już jednego zawodnika tutaj gościliśmy – Rosso della Puglia, zakupione w Biedronce, ciągle do zdobycia (jeśli ktoś się zdecyduje). Przypomnę, że tamto wino wypadło bardzo dobrze w teście, a co mamy dzisiaj? Lagrein od Mezzacorona. Co można powiedzieć na wstępie na temat tej pozycji? No cóż, szczep Lagrein to autochton regionu Trentino-Alto Adige, był on uprawiany z powodzeniem w okolicach Bolzano już w średniowieczu. Poza tym miejscem, Lagreina znajdziemy w znikomych ilościach jedynie w Australii i Ameryce Północnej, jednakże znaczące uprawy znajdują się tylko we Włoszech.

źródło: wikipedia.org

Testowane wino charakteryzuje się złożonym i zaskakującym bukietem, ale zacznijmy od początku: oko – intensywnie rubinowe. Nos zdominowany przez owoce leśne, trochę powideł śliwkowych i jeżyny. Do tego nuty lukrecji. Na podniebieniu czujemy niezwykłe bogactwo Lagreina. Pierwsze skrzypce to nuty owocowe, w tym wypadku jeżyny oraz owoce leśne, wszystko w towarzystwie lukrecji. Po chwili zaskakująca pieprzno-ziołowa nuta i finisz z wyraźną obecnością goryczki charakterystycznej dla gorzkiej czekolady. Krótko mówiąc: świetne wino, głęboki smak i porządna struktura. Za takie pieniądze biorę chętnie, z pewnością wrócę. I szczerze zachęcam do zakupu, już obojętne, czy w Piotrze i Pawle, czy gdzie indziej – po prostu warto. Lagrein jest dostępny w wielu punktach sprzedaży, wystarczy poszukać w Internecie. Poczytałem trochę o Mezzacorona i wiem, że mają jeszcze co najmniej dwie inne pozycje warte uwagi. Jak zdobędę, to opiszę. Tymczasem, pozwolę sobie na zakończenie zacytować opinię o Lagreinie: „Jak się skończy to zapłaczesz”. I ja się pod tym podpisuję.


Nazwa: Lagrein Trentino D.O.C. 2012
Producent: Mezzacorona
Miejsce zakupu: Piotr i Paweł
Cena: 32zł
Rodzaj wina: czerwone, wytrawne
Ocena: 9/10

poniedziałek, 26 maja 2014

Wybory do PE we Włoszech

Elezioni Europee 2014

źródło: corriere.it

           Serwisy informacyjne w ciągu ostatnich dni były zdominowane przez polską kampanię wyborczą, a aktualnie przez wyniki samych wyborów do Parlamentu Europejskiego. Co by nie mówić, kampania prowadzona na naszym rodzimym podwórku okazała się być niezwykle miałka i bezsensowna, wystarczy przypomnieć, że jeszcze przed jej zakończeniem Janusz Palikot oświadczył, iż była ona „dziwna”.
Śledząc zarówno polską, jak i włoską kampanię stanowczo stwierdzam, że ta druga była ciekawsza, chociaż również nieco tendencyjna. Nie zabrakło wzajemnych oskarżeń i pomówień, czyli tradycyjnego obrzucania błotem rywali. Zwłaszcza na finiszu pojawiło się wiele ciekawych wypowiedzi, za które ich autorzy mogliby kandydować do nagrody Złote-Usta-Włoskiej-Kampanii-Do-PE-2014 (jeśli tylko by taka istniała). Wśród takowych z pewnością w pamięci na trochę dłużej niż kilka tygodni pozostanie porównanie Beppe Grillo do Hitlera (autorstwa Silvio Berlusconiego). Ciekawym elementem było też porównywanie się do Berlinguera przez lidera Movimento 5 Stelle (a dokładniej nazwanie się jego kontynuatorem) i reakcja aktualnego premiera Włoch Matteo Renziego: „Łapy precz od Berlinguera, zanim wypowiecie jego imię przepłuczcie sobie usta!”…

źródło: http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/9/9c/Beppe_To_2010.jpg

Warto też wspomnieć o wymianie oskarżeń między liderem Forza Italia, a Grillo. Cytując wypowiedź Berlusconiego o Panu Świerszczu: „Zabił trzech przyjaciół w wypadku drogowym. Nie mogę patrzeć na tego pana, który teraz zgrywa moralistę”, dalej jeszcze lepiej: „Grillo to ekspert w nie-trafianiu do więzienia, winny śmierci trzech osób, ponieważ wjechał pod zakaz”. Pan Świerszcz w odpowiedzi na zarzuty ex-premiera i ex-cavaliere zauważył, że „mówi to jeden z największych oszustów podatkowych w historii”, po czym dodał: „biedny człowiek, który nie wierzy już w to, co mówi. Pojawia się w różnych telewizjach, próbując ratować swój biznes, nie wyborców”.
W kontekście wyborów do PE 2014 o Włoszech słyszeliśmy w Polsce mało, a właściwie wcale. Chociaż prawdę mówiąc, jeden fakt nie umknął chyba żadnemu serwisowi informacyjnemu: we Włoszech głosowano do godziny 23.00, czyli najdłużej w Europie. Rzeczywiście, informacja godna odnotowania, bo przecież ma wpływ na kolejną pięcioletnią kadencję PE… Wyniki w Polsce są znane, POPIS jak zwykle na czele stawki, polityczny impas trwa w najlepsze, do tego zaskakujący wynik Nowej Prawicy (swoją drogą, ciekawi mnie, jak to jest możliwe, że partia głosząca hasła polityczne równe tym głoszonym przez 9 latka zdobywa aż tak duże poparcie?).
Mniejsza, zostawmy polskie podwórko i wróćmy do makaroniarskich realiów, bo tam prawdziwy przewrót na scenie politycznej (jeśli weźmiemy pod uwagę ostatnie wybory do PE  z 2009 roku). Frekwencja zbliżona do tej, którą odnotowano poprzednio w Bel Paese, czyli równa 58,69%. Jeśli porównamy to do frekwencji wyborczej w Polsce, możemy się jedynie wstydzić. Warto też nadmienić, że Włosi wybierają aż 73 deputowanych.

źródło: https://c1.staticflickr.com/9/8295/7973619646_064b426448_z.jpg

 Krótkie streszczenie wyników z roku 2009: il Popolo della Libertà pod wodzą boskiego Silvio zdobyło 35,25% głosów, Partito Democratico 26,13%, a na trzecim miejscu uplasowała się Lega Nord z wynikiem 10,22%. Zabrakło w tabeli Ruchu 5 Gwiazd, gdyż wtedy formacja ta jeszcze nie istniała.

Jeszcze przed wyborami wśród kuluarów krążyły sondaże, które dawały partii Beppe Grillo przewagę nad Forza Italia, a co więcej: pojawiło się hasło, że istnieje taki, w którym partia ta wygrywa nawet z PD. Wszystko zostało zweryfikowane podczas wyborów i tak: PD zwyciężyło z wynikiem 40,81%, M5S na drugim miejscu z 21,16%, na trzecim miejscu Forza Italia prowadzona przez Silvio Berlusconiego (nawiasem mówiąc tego samego, który otrzymał zakaz pełnienia funkcji publicznych) otrzymała 16,82%. Szczerze przyznam, że cieszy mnie taki obrót sprawy, gdyż zaczynałem mieć obawy, iż we Włoszech zostanie powtórzona opcja francuska, czytaj: eurosceptyczna partia wygrywająca wybory. Cóż, wyniki pokazały jeszcze jedno: kończy się epoka Berluscolandii (wreszcie nastąpił ten moment). Ważne jest teraz, by Włosi nie popadli ze skrajności w skrajność (tzn. z państwa kolesiów stworzonego przez ex-cavaliere, w państwo chaosu, tak chętnie propagowane przez Grillo).


niedziela, 25 maja 2014

Z tego ziarna będzie chleb, z tego winogrona będzie…

Nowy sezon winiarski już trwa


            Z czym do ludzi, połowę maja mamy… można by tak powiedzieć widząc tytuł. Prawda jest jednak taka, że sezon winiarski nie zaczyna się pod koniec września, kiedy to pojawiają się dziesiątki ogłoszeń oferujących pracę przy zbiorach winogron, ani tym bardziej gdy w sklepach pojawiają się pierwsze wina z danego roku.
           Sezon winiarski, szczerze mówiąc, zaczął się już dużo wcześniej, jeszcze wtedy, gdy słupki rtęci oscylowały w okolicach zera, a nawet niżej. Nowy sezon dla rolników uprawiających winogrona (a także dla domorosłych ogrodników-winiarzy) ma początek już w pierwszych miesiącach nowego roku, kiedy to należy przyciąć krzewy.


            Teraz jednak, gdy suche gałązki ożyły, pojawiły się pierwsze, pięknie zieleniące się listki, każdy winiarz zaczyna planować zbiory i to, co w tym roku „ufermentuje”. Należy powoli myśleć o tym, co do czego wlejemy, niedługo zacznie się butelkowanie i korkowanie win zrobionych w zeszłym roku… niektórzy nerwowo szukają sposobu na wyklarowanie uporczywego winiacza z zeszłego roku, co mętny stoi i ani rusz nie chce się „oczyścić”. A przecież zajmuje największą butlę! I gdzie ja upchnę tegoroczne zbiory!?
           

          Na szczęście moja dzika róża-rodzynki zajmuje butlę 5 litrową, bez której w ostateczności się obejdę, więc nieco spokojniej już skreśliłem pierwsze plany na ten rok:
·         5l wino wiśniowo-porzeczkowe (słodkie, mocne)
·         24l białe, półsłodkie wino gronowe (połowa zlana jako spokojne, połowa jako musujące)
·         5l różowe, słodkie wino gronowe
·         10l miód pitny
·         3l nalewka śliwkowa



Plany mają to do siebie, że lubią się zmieniać, ale pierwszy szkic gotowy. Największe nadzieje wiążę z białym winem gronowym. Musujące? Jeszcze nie robiłem, ale zawsze musi być ten pierwszy raz. Cóż… pozostaje pielęgnować krzewy, uzupełniać braki w wiedzy, zbierać butelki bo winach i spokojnie czekać do jesieni.


piątek, 23 maja 2014

Asparagi in sfoglia con Prosciutto di Parma

Szparagi w cieście francuskim z Szynką Parmeńską



            Gdy mowa o szparagach, to raczej nie mowa o Włoszech. Warzywo to zdecydowanie symbolem włoskości nigdy nie było i nie jest. Trzeba jednak oddać makaroniarzom, że mają oni świetne składniki, które idealnie zgrają się z „zielonymi (lub białymi) badylami”, tak popularnymi w zachodniej Polsce i Niemczech. Dziś przepis łatwy, szybki, wiosenny i, co najważniejsze, bardzo smaczny.

Składniki na 2 osoby:
·         4 szparagi (najlepiej zielone)
·         125g ciasta francuskiego
·         4 plasterki szynki parmeńskiej
·         20g Parmigiano Reggiano w płatkach
·         Jajko (niekoniecznie)



Do tego przepisu najlepiej użyć dzikich szparagów, gdyż mają one wyrazisty, charakterystyczny smak, który świetnie współgra z szynką parmeńską i parmezanem. Zdaję sobie jednak sprawę, że o takie szparagi może być trudno. Pozostają zwykłe zielone lub białe i tutaj zdecydowanie stawiam na te pierwsze. Białe szparagi mają zbyt delikatny smak, który może nie poradzić sobie z aromatyczną szynką i serem. Pomimo usilnych starań, nie zdołałem kupić zielonych, więc zadowoliłem się białymi, a szczerze mówiąc, i o te było trudno. W tym roku szparagów jest mniej niż w zeszłym, a chętnych dużo…


Zaczynamy od oczyszczenia szparagów. Myjemy je pod zimną, bieżącą wodą. Następnie wycieramy ręcznikami kuchennymi. Odcinamy białe końcówki, obieramy szparagi (jeśli są młode nie trzeba tego robić bardzo dokładnie), ważne tylko, żeby nie były one łykowate po ugotowaniu. Szparagi gotujemy w lekko osolonej wodzie przez około 10 minut. Gdy są al dente wyjmujemy je z wody i czekamy aż ostygną.


Następnie na plasterkach szynki układamy płatki Parmigiano Reggiano (równie dobrze może być tarty ser) i zawijamy je wokół szparagów. Ciasto francuskie kroimy na cienkie paski (około 2-3cm) i owijamy je wokół szparagów. Układamy wszystko na blasze, smarujemy roztrzepanym ówcześnie jajkiem, możemy dodatkowo posypać tartym parmezanem. Pieczemy przez 15-20 minut w piekarniku rozgrzanym do około 200ºC.



Do tego jakiś niemiecki riesling (tak wiem, nie włoski) i cóż… nic więcej od życia nie potrzeba. 




środa, 21 maja 2014

Jovanotti evolutivo

Historia, która trwa
 
źródło: http://www.corriereuniv.it/cms/wp-content/uploads/2013/09/jovanotti.jpg

            Kogo wymienilibyście na pytanie o włoskich piosenkarzy? Bocelli? Laura Pausini? Niektórzy może Ligabue? A Jovanotti? No nie wiem. Bo Jovanotti, chociaż bardzo popularny w Italii, a jego sława dotarła nawet do Stanów Zjednoczonych, to w Polsce wciąż nieodkryty. A szkoda, bo długo by szukać twórców tak barwnych jak on.
            Urodzony w Rzymie w 1966, a więc mający już 48 lat, Lorenzo Cherubini, bo tak nazywa się naprawdę, ma za sobą rzeszę fanów od wielu lat. I znamienny jest tutaj jego pseudonim artystyczny, bo Jovanotti brzmi bardzo podobnie do giovanotti (pl. młodzieńcy). Wszak dużą grupę wśród fanów Lorenzo stanowią młodzi, chociaż nie brak tu i ludzi w wieku średnim, a nawet starszych. Zaczynał karierę od rzeczy, powiedzmy sobie szczerze, raczej kiczowatych. Gdyby trwał w nich do dziś, bardzo prawdopodobne, że nie słuchałby go nikt lub jedynie grupa desperatów. Ale, ale... Jovanotti się rozwijał i rozwija nadal. Definiowany jest jako raper, DJ i piosenkarz-autor tekstów, ponieważ trudno go zaszufladkować. Pierwszy album został wydany w 1988 i nosił nazwę “Jovanotti for president”. Od tego czasu dużo się zmieniło w jego twórczości, jak najbardziej na plus. Co najlepsze, każdy kolejny album to niespodzianka.

źródło: wikipedia.org

            Ostatni album studyjny, pod tytułem “Ora” (pl. teraz) wyszedł w 2011, a w 2013 w sklepach pojawił się album live, zawierający nagrania z trasy koncertowej “Lorenzo negli stadi -  Backup tour 2013”. Obydwa zasługują na uwagę. Pierwszy, gdyż stanowi kolejny już przełom w karierze artysty. “Ora” zapoczątkowała zwrot w stronę techniki i nowości w twórczości Jovanottiego, czego dowodem i kontynuacją były później same koncerty. Gra świateł, strojów, dźwięków – wszystko to tworzyło podczas występów niesamowitą atmosferę. Backup to odgrzewane hity, mógłby ktoś rzec, ale pomyliłby się w tej ocenie. Nie zawsze przecież świętuje się 25 lat kariery, a w takich momentach wypada przypomnieć jak się zaczynało.

Przyznam szczerze, że Jova boskim głosem obdarzony nie jest, ale i bez tego daru sobie świetnie radzi. Przemyślane teksty, charakterystyczny styl, dobrze dobrani współpracownicy oraz nietuzinkowe pomysły na koncerty sprawiły, że uwiódł wielu. A przy tym wszystkim wciąż skromny, pełen życia i normalny, kochający rodzinę człowiek. Już czekam z niecierpliwością na kolejny album od Jovanottiego, gdyż ten w grudniu 2013 zapowiedział, że wycofuje się na rok, by pisać nowe teksty. W Jovanottim, cytując jego samego, można innamorarsi ogni giorno, ogni ora di più (pl. zakochiwać się każdego dnia, każdej godziny coraz bardziej).






poniedziałek, 19 maja 2014

Riesling Oltrepò Pavese

Włoskie wino marketowe



Riesling to jeden z najbardziej rozpoznawalnych szczepów, charakteryzuje się mocno kwiatowym, perfumowanym i niezwykle bogatym aromatem. Jak Riesling, to Niemcy, bo szczep ten wywodzi się z Doliny Renu. Cóż… jako miłośnik Włoch przyznaje bez żalu, że nad Rieslingi od naszych zachodnich sąsiadów, nie ma lepszych. A to za sprawą terroir, które odbija piętno na każdej kropli wina wyprodukowanego z Rieslinga. A co zrobić, gdy piwniczka gości jedynie zbłąkaną butelkę opisaną „Riesling Oltrepò Pavese” i to na dodatek z Carrefoura, a na stół zaraz mają wjechać świeżutkie szparagi? No cóż, wyboru nie miałem, więc butelkę capnąłem i do boju.

źródło: wikipedia.org

Słówko jeszcze o winach z włoskiego Carrefoura. Gdy byłem w Italii już po kilku tygodniach ze zdumieniem odkryłem, że w markecie tym kryją się bardzo smaczne wina opatrzone znakiem consigliato da Carrefour (polecane przez Carrefour). Co więcej, kosztują one zazwyczaj nie więcej niż 4-5 Euro! Tak było z opisywaną przeze mnie kiedyś na łamach DoTrzechDych.pl Bonardą – mocno owocowe, mało kwaśne, dosyć lekkie i z wyczuwalną słodyczą wytrawne wino, które kosztowało mnie około 2 Euro. Gdybym w momencie zakupu wiedział o czym mowa, to wziąłbym karton do Polski „na co dzień”. Trochę mnie boli to, że Carrefour nie wprowadza takich win na przykład u nas…
Do rzeczy, czyli do naszego Rieslinga z okolic Pavii. Suknia jasno słomkowa, w pełni tego słowa znaczeniu. W nosie kwiaty, dużo kwiatów. Bardzo ich dużo. Zapach określiłbym na bardzo damski, trochę mi się kojarzy z perfumami. W ustach ponownie kwiaty, do tego obecna pestka wiśniowa, jej również dużo, a więc i goryczki dużo, ale takiej przyjemnej – w sam raz do szparagów, w sam raz do owoców morza. No i jeszcze popularne słowo – „mineralność”. Jeśli pod tym epitetem kryje się smak porównywalny do tego, jaki wyczuwamy w wodzie bogatej w kationy i aniony, to myślę, że do tego rieslinga można go również użyć. Bardzo przyjemne wino, lekką ręką dałem szóstkę, która po namyśle, biorąc pod uwagę cenę – stałą się siódemką.
Testowana butelka nie dorówna tym niemieckim, ale jest całkiem piacevole. Do szparagów Riesling Oltrepò pasował idealnie, do krewetek, ostryg, ośmiorniczek, ryb… i innych antipasti też przypasuje. Jak będziecie we Włoszech i znajdziecie – kupujcie.



Nazwa: Riesling Oltrepò Pavese
Producent: Villa Ottavia
Miejsce zakupu: Carrefour
Cena: 2-3 Euro
Rodzaj wina: białe, wytrawne
Ocena: 


niedziela, 18 maja 2014

Linguine con gorgonzola

Makaron z serem gorgonzola



            Dzisiaj jeden z najprostszych przepisów kuchni włoskiej, na jakie dotychczas udało mi się natrafić. Makaron z sosem na bazie sera gorgonzola, czyli zostajemy w klimatach północy. A to dlatego, że ten rodzaj sera pleśniowego to jeden z symboli Lombardii, rzecz znana na całym świecie, która pochodzi z tego regionu właśnie. Ser ten nazwę wziął nazwę od miejscowości w prowincji Mediolan, a wytwarza się go z mleka krowiego, po czym poddawany jest dojrzewaniu, w czasie którego wytwarza się charakterystyczna niebieska pleśń. Gorgonzolę możemy spotkać w dwóch wersjach: piccante i dolce. Ta pierwsza dojrzewała przez dłuższy okres, druga nieco krócej. O wykorzystaniu tego przysmaku już pisałem przy okazji sałatki z gruszką.

Składniki na 1 porcję:
·         150-200g makaronu (jaki jest pod ręką)
·         50g gorgonzoli
·         25g masła

Ewentualne dodatki:
·         Ząbek czosnku
·         Pieprz
·         3-4 pomidory suszone


Jak już pisałem, danie to jest niezwykle szybkie i łatwe w przyrządzeniu, bazuje na trzech głównych składnikach: makaron, ser, masło. Dodatki wzbogacą z pewnością całość, ale nie są konieczne, by i tak było smacznie.

Tak więc: makaron trafia do wody z oliwą (tym razem bez soli, bo gorgonzola jest słona). Na patelni z nieprzywierającą powłoką należy rozpuścić masło, gdy to się stanie możemy podsmażyć pokrojony w kostkę czosnek. Następnie dodajemy gorgonzolę i ciągle mieszając czekamy aż ser się rozpuści. Dodajemy pokrojone suszone pomidory i sos jest gotowy. Makaron, po ugotowaniu al dente oczywiście, należy odcedzić i wrzucić na patelnię. Wszystko razem chwilę mieszamy ciągle podgrzewając. Gdy składniki się połączą możemy przekładać na talerz. Polecam też gnocchi z tym sosem, smakują o wiele lepiej niż makaron.


piątek, 16 maja 2014

Mielżyński Bud Break Poznań

Bubbles Love 9.05.2014
  


            Tegoroczną edycję degustacji u Mielżyńskiego można streścić następująco: pięcioro wystawców, 23 świetne wina, miliony bąbelków. Uważam jednak, że w tych kilku słowach nie oddamy całości geniuszu organizatora, jak i samych producentów. Na Bud Break’u mieliśmy okazję spotkać jednego producenta z Hiszpanii, a dokładniej z Katalonii (Castillo Perelada), dwóch z Szampanii (Deutz oraz Lenoble) i dwóch z Włoch. Pierwszy przedstawicielem Bel Paese była winnica Nino Franco, specjalizująca się w produkcji Prosecco (a więc Veneto, jeśli pamiętacie moje porównanie dwóch niskobudżetowych prosecco). Drugim przedstawicielem, którego wina uwiodły mnie całkowicie, był Paolo Saracco.
          Jako, że Italianizzato to blog o Włoszech, skupię się na wystawcach z tegoż kraju, ale myślę, że warto również wspomnieć o pozostałych. Tak więc, pokrótce, z moich notatek:

Castillo Perelada:
Brut Reserva Cava – wytwarzana metodą szampańską, zwaną też tradycyjną. W smaku czuć owoce kandyzowane, drożdżówkę, silny i orzeźwiający finisz;
Brut Nature Cuvee Especial – powstała z trzech lokalnych szczepów (Macabeo, Perelada, Xarel Lo), nieco słodsza od poprzedniczki, wyczuwalne cytrusy i morela;
Cava Gran Claustro – cięższa od poprzedników, przede wszystkim nuty owocowe i wanilia.



Deutz Champagne oraz Lenoble Champagne… cóż, sława tych trunków znacznie wyprzedza je same, więc chyba nie trzeba tu dużo tłumaczyć. Sam mistrz ceremonii snuł opowieści na temat produkcji tych szampanów. Na szczególną uwagę zasługują Deutz Classic Brut (powstający z trzech szczepów – Chardonnay, Pinot Noir oraz Pinot Meunier), który leżakował przez 4 lata nad drożdżami oraz Deutz Blanc de Blancs, powstały jedynie ze szczepu Chardonnay.




Czas na włoski element, a właściwie dwa elementy Bud Break’u. Nino Franco z Valdobbiane uraczył przybyłych świetnymi prosecco, poniżej zrobione przeze mnie na szybko notatki:
Rustico – dużo owoców i kwiatów okraszonych odrobiną kwasowości, dzięki której wino jest orzeźwiające;
Brut – gruszki i jabłka, cytrusy i nieco pestkowej goryczki, kremowa piana;
Primo Franco – najbardziej mi smakowało z win od Nino Franco, mocno kwiatowe, kwasowość mieszająca się ze słodkością.




        Drugim wystawcą z Włoch był Paolo Saracco. Moim zdaniem, temu producentowi należy się ogromne chapeau bas. U Mielżyńskiego chwalił się tylko dwoma winami, ale podbiły one nie tylko moje serce i zdecydowanie wybijały się ponad inne.
Pinot Nero 2011 – jedyny czerwony osobnik na degustacji, wyśmienite wino, bez zawahania zanotowałem ocenę 10/10, bukiet owoców leśnych z ekstremalnie długim waniliowym finiszem. Przy drugiej próbie wyczułem również odrobinę pestkowej goryczki. Niestety jak na razie u Mielżyńskiego w sklepie nie ma tego wina, ale jak tylko się pojawi biegnę po butelkę czy dwie;
Moscato d’Asti – kto Moscato zna, ten wie o czym tu będzie mowa. Wino charakteryzujące się dużą słodyczą, która mimo wszystko nie zapycha i nie jest nachalna. Wręcz przeciwnie, ewoluuje w czasie i tak od słodyczy owocowej (brzoskwinie) przechodzi do lekko drapiącej słodyczy miodu. Szczególnie posmakowało pani I.



            Cóż, słów kilka na zakończenie. Za organizację takich otwartych degustacji, gdzie może pojawić się każdy zainteresowany, panu Mielżyńskiemu należy się głęboki ukłon. Kultura picia wina w naszym kraju na pewno na tym zyskuje, a już nie wspominam o rynku win bąbelkowych, bo ten wciąż w pogoni za winami spokojnymi. Trzeba przyznać, że wystawcy byli doborowi, każdy pokazał to, co ma najlepsze, a jak widać na załączonych zdjęciach, np. Nino Franco dba równie mocno o promocję, co o same produkty… Drugi ukłon wędruje do Paolo Saracco, który poza tym, że produkuje wyborne wina, jest bardzo miłym człowiekiem i zaprosił mnie na zwiedzanie winnicy… pozostaje kupić bilety i lecieć do Piemontu!




środa, 14 maja 2014

Cantucci

Toskańskie ciastka z migdałami



         Ostatnio już wyjaśniłem czym są cantucci, z czym się je podaje, a teraz czas na zrobienie ich samemu. Dlaczego? Pomimo, że jest to jeden z najbardziej znanych produktów Toskanii, wciąż są problemy z dostępnością w każdym sklepie, a cena często zniechęca do zakupu. Ponosząc dużo niższe koszty możemy zrobić je w domu, gwarantuję, że będą na tym samym lub wyższym poziomie niż te kupione w polskim supermarkecie. Oczywiście cantucci prosto z Toskanii, a najlepiej z Prato, to zupełnie inna historia…

Składniki:
·         500g mąki pszennej „00”
·         100g masła
·         4 jajka
·         250g migdałów
·         280g cukru
·         Sól
·         4g drożdży w proszku



Zaczynamy od pieczenia samych migdałów. Wkładamy je do piekarnika rozgrzanego do 180-190°C na około 5 minut. Najlepszym wyznacznikiem, kiedy należy je wyjąć, jest charakterystyczny zapach przypominający trochę zapach popcornu z masłem.


Do miski wsypujemy mąkę, dodajemy cukier oraz łyżeczkę suszonych drożdży. Trafiają tam także jajka i szczypta soli. W rondelku należy rozpuścić masło, a gdy wystygnie dodajemy je do ciasta. Migdały również powinny być wystudzone zanim dodamy je do mąki i reszty składników. Zarabiamy ciasto, nie powinno być zbyt twarde, ani też zbyt klejące. Gdy uznamy, że ciasto jest dobre dzielimy je na dwie lub trzy części i z każdej wyrabiamy gruby pas na blasze. W zależności od tego, czy chcemy cantucci mniejsze, czy większe, pasy powinny mieć od 3 do 6cm szerokości. Tak przygotowane ciasto wkładamy do piekarnika rozgrzanego do 190°C na około 20 minut. Należy na bieżąco kontrolować kolor ciasta i wyjąć wtedy, gdy będzie przyrumienione.



Pasy ciasta należy pokroić na mniejsze „kromki”, gdy są one jeszcze ciepłe (po wystygnięciu podczas krojenia pokruszą się i cantucci nie wyjdą). Stąd też nazwa ciastek (część całości lub kromka). Następnie pocięte ciastka układamy ponownie na blasze i wkładamy po raz drugi do piekarnika, tym razem na około 10 minut, temperatura 170°C. W podwójnym pieczeniu kryje się cały sekret cantucci. Teraz tylko brakuje dobrego Vin Santo.