Bubbles Love 9.05.2014
Tegoroczną
edycję degustacji u Mielżyńskiego można streścić następująco: pięcioro wystawców, 23 świetne wina, miliony
bąbelków. Uważam jednak, że w tych kilku słowach nie oddamy całości geniuszu
organizatora, jak i samych producentów. Na Bud Break’u mieliśmy okazję spotkać
jednego producenta z Hiszpanii, a dokładniej z Katalonii (Castillo Perelada),
dwóch z Szampanii (Deutz oraz Lenoble) i dwóch z Włoch. Pierwszy
przedstawicielem Bel Paese była winnica Nino Franco, specjalizująca się w
produkcji Prosecco (a więc Veneto, jeśli pamiętacie moje porównanie dwóch
niskobudżetowych prosecco). Drugim przedstawicielem, którego wina uwiodły mnie
całkowicie, był Paolo Saracco.
Jako, że
Italianizzato to blog o Włoszech, skupię się na wystawcach z tegoż kraju, ale
myślę, że warto również wspomnieć o pozostałych. Tak więc, pokrótce, z moich
notatek:
Castillo Perelada:
Brut Reserva Cava – wytwarzana metodą szampańską, zwaną też tradycyjną. W
smaku czuć owoce kandyzowane, drożdżówkę, silny i orzeźwiający finisz;
Brut Nature Cuvee Especial – powstała z
trzech lokalnych szczepów (Macabeo, Perelada, Xarel Lo), nieco słodsza od
poprzedniczki, wyczuwalne cytrusy i morela;
Cava Gran Claustro – cięższa od poprzedników,
przede wszystkim nuty owocowe i wanilia.
Deutz Champagne oraz Lenoble Champagne… cóż, sława tych
trunków znacznie wyprzedza je same, więc chyba nie trzeba tu dużo tłumaczyć.
Sam mistrz ceremonii snuł opowieści na temat produkcji tych szampanów. Na
szczególną uwagę zasługują Deutz Classic
Brut (powstający z trzech szczepów – Chardonnay, Pinot Noir oraz Pinot
Meunier), który leżakował przez 4 lata nad drożdżami oraz Deutz Blanc de Blancs, powstały jedynie ze szczepu Chardonnay.
Czas na włoski
element, a właściwie dwa elementy Bud Break’u. Nino Franco z Valdobbiane uraczył przybyłych świetnymi prosecco,
poniżej zrobione przeze mnie na szybko notatki:
Rustico – dużo owoców i kwiatów okraszonych odrobiną kwasowości,
dzięki której wino jest orzeźwiające;
Brut – gruszki i jabłka, cytrusy i nieco pestkowej goryczki,
kremowa piana;
Primo Franco – najbardziej mi smakowało z win od Nino Franco, mocno
kwiatowe, kwasowość mieszająca się ze słodkością.
Drugim
wystawcą z Włoch był Paolo Saracco.
Moim zdaniem, temu producentowi należy się ogromne chapeau bas. U Mielżyńskiego chwalił się tylko dwoma winami, ale
podbiły one nie tylko moje serce i zdecydowanie wybijały się ponad inne.
Pinot Nero 2011 – jedyny czerwony osobnik na degustacji, wyśmienite
wino, bez zawahania zanotowałem ocenę 10/10, bukiet owoców leśnych z ekstremalnie
długim waniliowym finiszem. Przy drugiej próbie wyczułem również odrobinę
pestkowej goryczki. Niestety jak na razie u Mielżyńskiego w sklepie nie ma tego
wina, ale jak tylko się pojawi biegnę po butelkę czy dwie;
Moscato d’Asti – kto Moscato zna, ten wie o czym tu będzie mowa. Wino
charakteryzujące się dużą słodyczą, która mimo wszystko nie zapycha i nie jest
nachalna. Wręcz przeciwnie, ewoluuje w czasie i tak od słodyczy owocowej
(brzoskwinie) przechodzi do lekko drapiącej słodyczy miodu. Szczególnie
posmakowało pani I.
Cóż,
słów kilka na zakończenie. Za organizację takich otwartych degustacji, gdzie
może pojawić się każdy zainteresowany, panu Mielżyńskiemu należy się głęboki
ukłon. Kultura picia wina w naszym kraju na pewno na tym zyskuje, a już nie
wspominam o rynku win bąbelkowych, bo ten wciąż w pogoni za winami spokojnymi.
Trzeba przyznać, że wystawcy byli doborowi, każdy pokazał to, co ma najlepsze,
a jak widać na załączonych zdjęciach, np. Nino Franco dba równie mocno o
promocję, co o same produkty… Drugi ukłon wędruje do Paolo Saracco, który poza
tym, że produkuje wyborne wina, jest bardzo miłym człowiekiem i zaprosił mnie
na zwiedzanie winnicy… pozostaje kupić bilety i lecieć do Piemontu!
No, Panie Kolego! W końcu znalazłem coś o Saracco Pinot Nero. Dzięki, teraz jestem zdecydowany na kilka flaszek ;)
OdpowiedzUsuńPaweł