____________________________________________________________________________________________________________________________________________________
¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯

niedziela, 29 stycznia 2017

Che cosa bolle in pentola… – styczeń 2017

Comiesięczny przegląd włoskich internetów


Styczeń był wyjątkowo tragicznym miesiącem dla mieszkańców Bel Paese. Nie będę w dzisiejszej edycji Che cosa bolle in pentola… rozpisywał się o kolejnych wstrząsach w centralnych Włoszech, ani o lawinie, która pochowała żywcem ponad 20 osób w ruinach hotelu Rigopiano w miejscowości Farindola. Nawet jeśli bardzo skutecznie unikacie jakichkolwiek doniesień medialnych, prawdopodobnie nie byliście w stanie nie usłyszeć o powyższych katastrofach. Nie znaczy to jednak, że dzisiejszy wpis będzie, jak to mawiają Włosi, tutto rose e fiori

źródło: www.pbs.twimg.com

Na początku miesiąca w wieku 84 lat zmarł jeden z najwybitniejszych językoznawców włoskich, Tullio de Mauro. Jego wkład w lingwistykę jest niezaprzeczalny, również tę wykraczającą poza granice Italii. De Mauro był członkiem Accademia della Crusca, autorem tak ważnych dla języka włoskiego dzieł jak Grande dizionario italiano dell’uso czy Storia linguistica dell’Italia unita. Dzięki jego tłumaczeniu Cours de linguistique générale Ferdinanda de Saussura stał się powszechnie znany wśród włoskich kręgów humanistycznych. De Mauro był również osobą, która niezwykle sprawnie łączyła naukowe zaangażowanie z życiem codziennym, dzięki czemu wyniki jego badań mogły znajdować zastosowanie chociażby we współczesnym systemie edukacji. Przez rok pełnił również funkcję Ministra Edukacji, a za swoje zasługi został odznaczony w 2001 roku Orderem Gran Croce al Merito della Repubblica Italiana. Dla mnie zaś był on jedną z tych osób, która nauczyła mnie miłości do języka (nie tylko włoskiego), dzięki której poznałem potęgę każdego wypowiadanego słowa, dzięki której w końcu mogłem ukończyć z powodzeniem studia wyższe. Śmierć Tullio de Mauro to dla narodu włoskiego strata porównywalna do odejścia Umberta Eco.
Smutnych doniesień ciąg dalszy. W pierwszych dniach nowego roku na włoskich portalach społecznościowych rozpętała się prawdziwa burza wokół wypowiedzi przewodniczącego Parco Cinque Terre. Vittorio Alessandro po wizycie w niemieckim obozie zagłady Auschwitz napisał na swoim profilu na portalu Facebook: „Dobra, zagłada… ale przyniosła mnóstwo turystów.”. W odpowiedzi na ostrą krytykę Alessandro tłumaczył się, że nie miał zamiaru nikogo obrazić, a chciał jedynie zwrócić uwagę na problem masowej turystyki w miejscach kultu. Tłumaczenie to wydaje się o tyle dziwne, że jego post zawierał jedynie wspomniane wyżej zdanie, beż żadnych dodatkowych wyjaśnień. Pomimo licznych wniosków o dymisję przewodniczącego Parco Cinque Stelle, osoby zasiadające w radzie regionu Liguria nie biorą pod uwagę odwołania z funkcji Alessandro.
Poniekąd zahaczyliśmy już o politykę, pójdę więc dalej w tym kierunku. W lutym Parlament Europejski wybrał nowego przewodniczącego. Funkcję tę obejmie Antonio Tajani zasiadający we frakcji Europejskiej Partii Ludowej, we Włoszech należący natomiast do Forza Italia (do samego przewodniczącego tego ugrupowania, słynnego Ex-Cavaliere, jeszcze w dzisiejszym wpisie powrócę). Tajani urodził się w Rzymie, początkowo jego kariera nie miała nic wspólnego z polityką, był on bowiem dziennikarzem pracującym najpierw dla czasopisma Il Settimanale, a później prowadzącym program informacyjny w Radio 1 oraz zarządzającym gazetą Il Giornale. Od 1994 roku związał się z Silviem Berlusconim i od tego też roku pojawił się w Parlamencie Europejskim. Konkurentem Tajaniego do fotela przewodniczącego Parlamentu Europejskiego był inny Włoch, członek Partito Democratico i europejskiego Postępowego Sojuszu Socjalistów i Demokratów, Gianni Pitella.

źródło: www.blog.matteorenzi.it

Nie tak dawno rozpisywałem się o przegranym przez Mattea Renziego referendum w sprawie reformy konstytucyjnej oraz jego dymisji, a ten już wrócił do sfery publicznej w odnowionej formie. Idąc za przykładem swojego oponenta, przewodniczącego Movimento 5 Stelle, szef PD założył bloga. Strona ma stać się platformą, dzięki której były premier pozostanie w kontakcie ze swoimi zwolennikami. Sam Renzi inaugurował bloga słowami „Prędzej czy później, przyszłość powróci”. Większość obserwatorów komentuje jednak to nowe otwarcie z pewnym sceptycyzmem. Trudno będzie powtórzyć sukces bloga Beppe Grillo, który sam okrzyknął go już dawno temu jako „pierwszy magazyn wyłącznie on-line”, zaznaczając tym samym, że jest to platforma o określonej linii politycznej, a nie witryna służąca jedynie publikowaniu szerszemu gronu swoich przemyśleń.
Tak, drodzy Czytelnicy, tak, dochodzimy do jednego z głównych bohaterów dzisiejszej Pentoli. Silvio Berlusconi skończył 80 lat. Ex-Cavaliere po wielu zawirowaniach wydaje się wychodzić na prostą. Pomimo, że skandale nie opuszczają go ani na chwilę (pojawiły się kolejne oskarżenia w sprawie Ruby), Berlusconi kontynuuje swoją działalność polityczną. O byłym premierze zrobiło się głośniej tuż po przegranym przez PD referendum konstytucyjnym. Został on wtedy zaproszony do stołu negocjacyjnego przez prezydenta Mattarellę na równi z przewodniczącymi innymi stronnictw. Były właściciel Milanu wciąż odgrywa niemałą rolę we włoskiej polityce i ma za sobą potężny elektorat. Pomimo procesów sądowych, wielu polemik i krytyk, a także sędziwego wieku, wydaje się, że Berlusconi jest na fali wznoszącej i może jeszcze sporo namieszać w Palazzo Montecitorio.

źródło: www.ilasmagazine.com



Styczeń we Włoszech to na szczęście nie tylko smutne wieści i zawirowania polityczne. Poniżej przytaczam kilka ciekawych informacji, na które się natknąłem w mijającym miesiącu, a które nie wymagają szczegółowego komentarza:
Juve ma nowe logo! Drużyna z Turynu odeszła od historycznej tarczy w biało-czarne pasy. Zwolenników nowego logo jest nie mniej niż przeciwników. Nigdy nie sposób zadowolić wszystkich, ale trzeba przyznać, że zmiana jest znacząca i nieco… zaskakująca.
Włoski krajobraz to dla większości z nas łagodne wzgórza, pola skąpane w słońcu, stary dom z kamienia i wysokie ciemnozielone cyprysy. Pamiętajcie jednak, że zima w Bel Paese jest równie piękna! Przekonacie się o tym oglądając zdjęcia z Piemontu.
Dom we Włoszech za 1 euro? Temat powraca niczym bumerang, kolejne gminy decydują się na sprzedaż opuszczonych nieruchomości za symboliczną kwotę osobom, które zagwarantują, że w najbliższych latach podejmą się ich renowacji. Sprawdźcie gdzie we Włoszech możecie kupić dom za nieco ponad 4 złote.
Rzym w swojej historii już raz musiał stawić opór barbarzyńcom. W styczniu wandale najechali raz jeszcze stolicę Włoch niszcząc mury Koloseum. Na zewnętrznych ścianach areny czarnym sprayem namalowano obraźliwe hasła, sprawcy do dziś nie są znani służbom porządkowym.
Włoskie społeczeństwo na wszystkie możliwe sposoby próbuje zachęcić imigrantów do integracji. W jednej z zaniedbanych winnic w Ligurii do pomocy zaproszono przybyszów z Afryki. Ramię w ramię z Włochami uprawiają oni pod Genuą szczep bianchetta.

źródło: www.scramblerducatifoodfactory.it

Wina biologiczne, naturalne i wegańskie zdobywają coraz większe grono zwolenników. Nic dziwnego, że rynek wychodzi im naprzeciw. Nie dziwią też artykuły w prasie fachowej na ten temat. Jeśli chcecie się dowiedzieć jak rozpoznać na półce wino wegańskie, rzućcie okiem tutaj.
Stało się! Marka Ducati otworzyła pierwszy lokal typu cibo&motori. Włoskiej marce udało się zgrabnie połączyć włoską miłość do designu i jedzenia. Restauracja Ducati Scrambler powstała nie gdzie indziej, jak w… Bolonii.
I na zakończenie, drodzy Czytelnicy, informacja szczególna. Przez najbliższy miesiąc na Italianizzato nie ukaże się prawdopodobnie żaden wpis… A to dlatego, że wyruszam na poszukiwanie materiałów do kolejnych artykułów. E dai che comincia ‘sta villeggiatura!

źródło: www.sinemahzen.com

czwartek, 19 stycznia 2017

Il conformista è uno che di solito sta sempre dalla parte giusta

O konformistach włoscy geniusze literatury


Istnieją słowa, które niezależnie od epoki i okoliczności nie wychodzą z użycia, a ich znaczenie w każdej sytuacji opisuje dane zjawisko w pełni. W świecie, w którym posługiwanie się żelazną niemal dotychczas opozycją prawica-lewica nie ma już większego sensu, istnieją wciąż terminy, które do otaczającej nas rzeczywistości politycznej pasują wręcz wzorcowo. Wśród słów tych jedno jest niczym kameleon. Dostosowuje się i zmienia formę, aby zawsze znaleźć się na wierzchu, aby zawsze móc wcisnąć się w usta tego czy innego publicysty bądź polityka. Znamienny jest tym bardziej fakt, że wyraz ten sam w sobie oznacza zachowanie godne pożałowania, które do zdolności wspomnianego gada można śmiało przyrównać.

Conformismo - tendenza a conformarsi, anche solo in apparenza, a dottrine, usi, opinioni prevalenti socialmente e politicamente. Il conformista tende infatti a fare proprie, in modo passivo, le dottrine politiche e religiose seguite dalla maggioranza dei componenti del gruppo cui appartiene. In senso più ampio, il conformista è visto come accezione negativa di chi si adatta facilmente alle opinioni o agli usi prevalenti, alla politica ufficiale, alle disposizioni e ai desideri di chi è al potere. [L'Enciclopedia on-line Treccani]
Konformizm [łac.] - 1. ujednolicenie danej grupy społecznej pod względem określonej normy zachowania; 2. konformizm normatywny w grupie umożliwia jej zachowanie spójności i przetrwanie; 3. konformizmem nazywa się również zmianę zachowania lub opinii jednostki zgodnie z naciskiem grupy; 4. u podłoża konformizmu leży potrzeba akceptacji ze strony innych ludzi oraz unikanie kary w postaci odrzucenia ze strony grupy; w sytuacjach niejasnych zachowanie innych osób stanowi także źródło informacji o właściwym zachowaniu; przeciwieństwem konformizmu jest nonkonformizm. [Encyklopedia PWN on-line]

            Idealna symetria znaczeniowa pomiędzy powyższymi terminami jest mi dziś bardzo na rękę. Trudno byłoby wszak opisywać po polsku koncept campanilismo, który  naszej kulturze jest raczej obcy. W przypadku konformizmu sprawy mają się jednak zupełnie inaczej, bo wielu przecież politycznych (i nie tylko!) kameleonów wydał polski naród, a dzisiejsze czasy są niechlubną tego kontynuacją. Nie inaczej sprawy miały się i mają nadal w Bel Paese. Właśnie dlatego o conformismo chętnie pisali niegdyś, między innymi, wielcy włoscy literaci (jaka szkoda, że brakuje dziś podobnych głosów rozsądku…).
            Inspiracją do niniejszego wpisu stała się książka Alberta Moravii, Il Conformista (polski tytuł Konformista). Rok 1938, faszyzm przeżywa swój złoty okres. Popiersia Duce stoją w każdej państwowej placówce, a nie brakuje ich również w domach co bardziej gorliwych zwolenników reżimu. Duża część włoskiego społeczeństwa opowiada się za Mussolinim i jego wizją państwa, ale to nie ona stanowi większość. W przewadze są ci, którzy do faszyzmu podchodzą na chłodno, kalkulując niczym w rachunku zysku i strat. Rząd, jak każdy inny. Przyjdzie i na niego czas, na razie jednak warto okazać swoje umiarkowane poparcie, bo jest na fali wznoszącej. Podobnie myśli główny bohater powieści, Marcello Clerici.
            Życie Marcella jest naznaczone od najmłodszych lat poszukiwaniem normalności (i pomyśleć, że żyjemy dziś w epoce, w której każdy chce być indywidualistą, a ostatecznie większość kończy i tak w worku z etykietą masa). Bohater powieści Moravii od dzieciństwa porównuje siebie i swoje zachowania do innych. Chce być taki, jak inne dzieci, aby później przypominać pozostałych nastolatków. Wszedłszy w wiek dorosły życzy sobie być jak inni dorośli. Palić te same papierosy, mieć tak samo urządzone mieszkanie, w takiej samej kamienicy. Poślubić równie pospolitą, niewyróżniającą się kobietę, a później spłodzić z nią dzieci, te też jak najbardziej podobne do potomstwa sąsiadów. Wychowywać je tak samo, jak czyni to większość społeczeństwa, posłać do tych samych szkół (do których zawoziłby je takim samym autem jak inni). Krótko mówiąc, słowem klucz do życia pana Clericiego jest normalność.


            Nie inaczej sprawy mają się pod względem życia politycznego i religijnego u Marcella. Po krótkim bilansie wszystkich za i przeciw decyduje się wesprzeć reżim Mussoliniego (ale w pewnych granicach, nie chce przecież uchodzić za osobę wyróżniającą się z tłumu). Na podstawie tego samego rachunku zysków i strat bierze ślub kościelny, chociaż do katolicyzmu było mu równie daleko co do faszyzmu. Obsesyjne poszukiwanie normalności i konformistyczne podejście do życia prowadzi Clericiego w prostej linii do katastrofy. Jedna pomyłka prowadzi go do kolejnych, wmawia on sobie jednak przy tym, że tak powinien zrobić, bo w ten sposób czynią inni i dzięki temu będzie ich przypominał. Refleksja przychodzi pod koniec. Wojska włoskie znajdują się w odwrocie, przystąpienie do wojny tak hucznie ogłoszone przez Mussoliniego okazuje się błędem, faszyzm upada i w tej atmosferze Marcello zdaje sobie sprawę, że większość społeczeństwa tym razem się myliła. Przez jego głowę przechodzi myśl, którą równie dobrze można by zaaplikować do rzeczywistości otaczającej nas dzisiaj:

Całe nasze życie – pomyślał sarkastycznie, zdejmując z krzesła marynarkę i wkładając ją na siebie – jest na raty… ale te ostatnie są największe i nie spłacimy ich nigdy.

            Nie był Moravia jedynym włoskim intelektualistą, który dzięki celnym uwagom z powodzeniem krytykował postawę konformistyczną. O ile u wspomnianego pisarza negacja naśladowania innych objawiała się przede wszystkim na przykładzie faszyzmu, o tyle dalej poszedł włoski piosenkarz i kompozytor Giorgio Gaber, włączając w swoją krytykę większość współczesnych prądów politycznych.
            Jestem człowiekiem nowym – śpiewa Gaber – aż tak nowym, że porzuciłem faszyzm. Jestem czułym altruistą, jestem orientalistą, a ostatnio poczułem się nawet socjalistą. Mówię wam, naprawdę jestem człowiekiem nowym, jestem zwolennikiem zmian, antyrasistą, animalistą, feministą. Stałem się nawet federalistą, marksistą i pacyfistą. Konformista – kontynuuje piosenkarz – to ktoś, kto stoi zawsze po słusznej stronie. To ktoś, kto na podorędziu zawsze ma kilka trafnych odpowiedzi. Naśladuje innych i, żyjąc w swoistym raju, nie zwraca już na to uwagi. To wreszcie ktoś, kto zanurza się w morzu większości, kto płynie zgodnie z prądem rzeki, unosi się niejako na jej powierzchni. Żyje i to już mu wystarcza.





Książkę Konformista warto przeczytać wraz z wywiadem rzeką z autorem powieści zatytułowanym Życie Alberta Moravii (A. Elkann). Na podstawie powieści Moravii wielki włoski reżyser, Bernardo Bertolucci, nakręcił film o takim samym tytule, do obejrzenia którego oczywiście zachęcam, aby w pełni zrozumieć antykonformistyczny przekaż Alberta Pincherlego (prawdzie nazwisko autora książki). 

środa, 11 stycznia 2017

Paparo alla melarancia//Anatra all’arancia

Kaczka w pomarańczach

Dzieje dań kuchni różnych regionów i krajów bardzo często bywają zaskakujące. Zataczają one szerokie kręgi, przebywają nierzadko długie drogi, aby objawić się nam w ich dzisiejszej formie. Niemal standardem stało się już wynoszenie do rangi dzieł sztuki dań wywodzących się z kultury ubogiej, rolniczej. To, co kiedyś stanowiło podstawę diety z przyczyn czysto pragmatycznych, dziś trafia na stoły bogatych pod najróżniejszymi postaciami (zazwyczaj podkręcone składnikami ni jak niepasującymi do historii dania). I nie ma w tym nic złego, że tradycyjna kuchnia ulega zmianom, rzekłbym, że to raczej proces naturalny. Ważne jednak, aby starać się chociaż od czasu do czasu odkryć źródła zestawienia, które trafiło na nasz talerz.
Kaczka w pomarańczach niesłusznie jest dziś uważana za danie kuchni francuskiej. W rzeczywistości danie to trafiło na stół szlachty francuskiej z Toskanii. Za sprawą Katarzyny Medycejskiej (obecność rodu Medyceuszy nie dziwi, byli oni bowiem swego czasu wzorcem w wielu dziedzinach) kaczką w pomarańczach zaczęto zajadać się na dworze Henryka II Walezjusza. Dziś prezentuję wspomniany przepis w formie nieznacznie zmodyfikowanej, ale sam trzon, rdzeń, pozostawiłem bez zmian – jest kaczka i są pomarańcze.


Składniki do marynowania:
·       piersi lub ćwiartki z kaczki
·       sól
·       pieprz
·       suszony/świeży majeranek
·       suszony/świeży rozmaryn
·       suszone/świeże liście laurowe
·       oliwa
·       1 pomarańcza

Składniki do pieczenia:
·       wyciśnięty sok z pomarańczy
·       białe wino wytrawne

Przygotowanie kaczki zaczynamy co najmniej 12h przed pieczeniem, ale najlepiej, gdy będzie to nawet doba. Kaczkę możemy piec w całości, wymaga to jednak większej uwagi i doświadczenia. Podzieliłem zatem kaczkę na mniejsze porcje. Mięso należy wymoczyć w zimnej wodzie i dokładnie umyć, a następnie osuszyć na ręcznikach kuchennych.
Porcje mięsa nacieramy gruboziarnistą solą, świeżo mielonym pieprzem, majerankiem oraz rozmarynem (najlepiej, gdy będą to gałązki świeżego rozmarynu). Naczynie, w którym będziemy marynować kaczkę smarujemy oliwą extra vergine. Układamy w nim mięso, obkładamy kilkoma liśćmi laurowymi oraz plastrami obranej wcześniej pomarańczy. Całość szczelnie przykrywamy i odstawiamy do lodówki, jak już wspomniałem najlepiej na całą dobę.
Następnego dnia wyjmujemy kaczkę z lodówki. Mięso przed pieczeniem należy obsmażyć. Na dość mocnym ogniu i niewielkiej ilości oliwy obsmażamy poszczególne porcje tak, aby pory mięsa się zamknęły, a wszystkie soki pozostały w nim. Kaczkę układamy następnie w naczyniu żaroodpornym lub garnku żeliwnym, możemy ponownie obłożyć je kawałkami pomarańczy z marynaty, i przykrywamy. Pieczemy w piekarniku nagrzanym do około 150˚C przez 2-3h w zależności od tego, na jak duże porcje podzieliliśmy kaczkę. Mięso należy co około pół godziny podlewać na przemian winem i sokiem z pomarańczy. Nie można jednak przesadzić z płynami, aby całość nie była zalana pomarańczowo-winnym sosem.
Po upieczeniu mięso wyjmujemy z piekarnika i dajemy mu odetchnąć przez kilka minut. Porcje można serwować w całości lub pokroić je na jeszcze mniejsze kawałki. Do tak przyrządzonej kaczki podaję puree z ziemniaków i marchewki oraz karmelizowanymi marchewkami (podgotowane przez około 5-10 minut, a następnie podsmażone na maśle z dodatkiem gruboziarnistej soli morskiej, świeżo mielonego pieprzu i miodu lipowego).



sobota, 7 stycznia 2017

Słodki bratanek zza miedzy

Degustacja słodkich win z Węgier


            Węgry. Trochę wstyd mi przyznać, ale kraj ten wciąż pozostaje dla mnie poniekąd terra incognita. Tak po względem kultury i historii, jak i pod względem enologicznym. Pomimo wielu planów i prób zorganizowana wyprawy do kraju „naszych bratanków”, nigdy nie udało mi się doprowadzić do ich realizacji. Prawdopodobnie sporo wody w Wiśle jeszcze będzie musiało upłynąć, zanim trafię na Węgry. Czas ten jednak nie jest wypełniony bezczynnym oczekiwaniem. Gdy nadarza mi się okazja spróbowania trunku z Węgier, nie odmawiam (nie żebym degustowania win z innych krajów odmawiał…). Jako żem laik w kwestii Madziarów, wiedzę o ich enogastronomicznej kulturze czerpię od bardziej zorientowanych w temacie. Czuję się w obowiązku wspomnieć tutaj blogi Blisko Tokaju oraz Niewinne Podróże (redagowany przez Michała, który na stałe mieszka w Budapeszcie), a także artykuły Macieja Nowickiego na Winicjatywie, który ostatnio dzięki nim stał się człowiekiem niosącym węgierski kaganek oświaty winiarskiej Polsce.


            Wracam dziś raz jeszcze do Targów Enoexpo, które odbyły się w połowie listopada 2016 w Krakowie. Dzięki zaproszeniu organizatorów, mogłem tam uczestniczyć w degustacji Sweet Wines from Hungary zorganizowanej przez Krajową Radę Winiarską na Węgrzech przy współpracy z Konsulatem Generalnym Węgier w Krakowie. Jak sama nazwa wskazuje, degustacja nie skupiała się na najbardziej znanym i zapewne najznamienitszym regionie, w którym powstałą słodkie wina, Tokaju, a brała pod uwagę również mniej oczywiste rejony kraju Madziarów. Zaczęliśmy od Pogányvári Cserszegi Fűszeres 2015. Szczep ten traktuję jako jedno z moich osobistych odkryć roku minionego. Spróbowałem kilku win na jego bazie, zarówno wytrawnych, jak i tych z mniejszą lub większą zawartością cukru resztkowego. W głowie pozostawał mi zawsze ten sam obraz: smaczne, aromatyczne trunki, które nie nadwyrężały portfela. Nie miałem jednak styczności z Cserszegi Fűszeres w wersji aż tak słodkiej jak ta od Pogányvári, mało tego: w wersji potraktowanej botrytisem. Wino miało złocistą barwę, z początku dało się wyczuć zapach kandyzowanej skórki pomarańczy i cytryn. Nieco kiszonki po chwili znikało, ustępowało nutom kwiatów i intensywnemu aromatowi miodu. W ustach miękkie, aromatyczne, niezbyt ciężkie z niewyraźną kwasowością.


            Kunvin Kunság Aureus Rajnai Rizling Édes 2006, czyli słodki riesling z Węgier. Można? Jasna, cytrynowa barwa. W nosie zdecydowanie mniej rozbuchane niż poprzednik. Nuty białych kwiatów, suszonych jabłek, nieco mniej cukru niż we wcześniejszym winie. Więcej kwasu i ładny balans, który sprawia, że słodycz jest nienachalna. Wino to jednak mnie nie zachwyciło. Ot tak, do sączenia, ale do niemieckich rieslingów wciąż daleko. Zachwycił za to Furmint Hangavari 2013. Już barwa wina dużo mówiła o nim samym, płynne złoto. Dużo suszonych owoców w nosie, odrobina skórki pomarańczowej i miodowe tło. W ustach elegancka słodycz i delikatny kwas na języku. Suszone jabłka wymieszane w idealnych proporcjach z miodem lipowym. Może i stosunkowo skromne, nie rozbuchane, nie obdarowuje na lewo i prawo swoimi aromatami, ale i tak daje dużo radości.


            Zupełnym przeciwieństwem był Tokaji Aszú Grand Tokaj 2013. Barwa jaśniutka, wino rześkie, eleganckie i dość powściągliwe. Zdecydowanie więcej tu świeżych owoców (morela, brzoskwinia, jabłka na miodzie), niż tych suszonych. Drapiący w gardło finisz i wyczuwalny brak kontrapunktu dla słodyczy w postaci kwasowości nie wpłynął na bardzo pozytywny odbiór tego wina. Béres Tokaji Aszú 5 Puttonyos 2008 to powrót do klasycznego stylu. Miałem okazję próbować jedną z podstawowych etykiet tego producenta, nie wywarła ona na mnie dobrego wrażenia. Tym razem jednak było inaczej. Ananas z puszki, suszone owoce i nuty herbaciane w nosie. Piękna, żywa kwasowość i świeżość na języku. Zdecydowanie niemęczące, z mineralnym finiszem i świetnymi cytrusami. Piękny balans i aromatyczność, jedno z win, które zostanie w mojej pamięci na długo.


            Morał tej degustacji napisał się sam, gdy w kieliszkach znalazł się Tokaji Aszú 6 Puttonyos 2013 Babits. Zdecydowanie dominowały tu suszone owoce, było też trochę wosku. Wino bardzo wyraziste i aromatyczne. Wysoki cukier i mniej kwasu niż u poprzedników sprawiają, że nie da się go wypić dużo, ale już jeden kieliszek wystarczy, aby zapadło w pamięć na długo. Nieco cierpkie na finiszu, sciągające usta i drapiące w gardło niczym łyżeczka miodu wrzosowego. Koncentracja, koncentracja, koncentracja…



Degustowałem podczas Targów Enoexpo 2016.

poniedziałek, 2 stycznia 2017

Che cosa bolle in pentola… – grudzień 2016

Comiesięczny przegląd włoskich internetów


Sylwestrowe emocje za nami, nowy rok powitany, a teraz czas wrócić do szarej rzeczywistości. Chociaż ulice polskich miast nie są jeszcze totalnie zakorkowane, to jedynie poczekać do następnego poniedziałku, a tak będzie. Zapowiadane opady śniegu i nagły spadek temperatury (dziś usłyszałem, że nawet do -25˚C) nie napawają optymizmem. Mocno spóźniona zima ma chyba zamiar nadrobić zaległości. Tak samo jak ja, pisząc dzisiejszą edycję rubryki Che cosa bolle in pentola… Sprawdźmy zatem co wrzało we włoskim garze w grudniu.
Datę 4 grudnia Matteo Renzi i jego stronnicy będą pamiętać jeszcze długo. Premier przegrał z kretesem zapowiedziane przez siebie referendum konstytucyjne. Włosi powiedzieli nie dla „majstrowania” przy ustawie zasadniczej i jednocześnie nie dla rządu Partito Democratico. Renzi jako człowiek honorowy podał się do dymisji niemal natychmiast po ogłoszeniu oficjalnych wyników plebiscytu. Jego miejsce zajął Paolo Gentiloni wywodzący się z tej samej partii, co ustępujący Prezes Rady Ministrów. 12 grudnia zaprzysiężeni zostali nowi-starzy ministrowie (wiele twarzy pamiętamy z drużyny kierowanej przez Renziego). Zawiedli się zatem ci, którzy liczyli na rozpisanie wyborów parlamentarnych, przeliczyli się zatem ci, którzy mieli nadzieję na rząd złożony z polityków opozycji.

źródło: www.studiocataldi.it

Pod koniec grudnia światowymi mediami wstrząsnęła wieść o śmierci Georga Michaela. Mnie osobiście o wiele bardziej zasmuciło odejście innej osoby. Podejrzewam, że gdyby posty na Italianizzato czytały dzieci, również one poczułyby się właśnie nieswojo.  Niespełna dwa lata po śmierci wynalazcy Nutelli, Michele Ferrero, świat opuścił jego bliski współpracownik, William Salice. Był on znany przede wszystkim jako osoba, która wymyśliła Kinder Niespodziankę. Ovetto Kinder, jak mawiają Włosi, od ponad czterech dekad stanowi jeden z najbardziej uroczych i najsmaczniejszych prezentów dla pociech na całym świecie. Połączenie przepysznej czekolady produkowanej przez Ferrero i niewielkich zabaweczek okazało się marketingowym strzałem w dziesiątkę. Dziś gadżety, jakie można było znaleźć w Kinder Niespodziance na przestrzeni lat stają się prawdziwymi obiektami kolekcjonerskimi wartymi nierzadko małe fortuny.
 Skoro poniekąd już wkroczyłem na ścieżki kulinarne, pójdę nimi dalej. Bistecca alla Fiorentina, czyli befsztyk po Florencku to jeden z największych przysmaków, jakie możemy znaleźć w Toskanii. Stolica regionu jest z niego znana, a dla jej mieszkańców stanowi prawdziwą dumę gastronomiczną. Na samą myśl o wizji soczystej fiorentiny, której towarzyszy kieliszek Chianti Classico cieknie ślinka. O tym, że dla Florentczyków ich befsztyk ma ogromne znaczenie może świadczyć chociażby utworzone w 1953 roku przez Corrada Tedeschiego Partito Nettista Italiano, które w programie miało tylko jeden punkt: fiorentina dziennie dla każdego mieszkańca stolicy Toskanii. W wyborach, który odbyły się w tym samym roku, Tedeschi otrzymał aż 4305 głosów, co w skali miasta oznaczało niemało. Zapamiętajcie, nigdy nie drwijcie z fiorentiny, zwłaszcza we Florencji! A gdy już tam się udacie, skorzystajcie z tej listy lokali serwujących najlepszą wołowinę w mieście.

źródło: www.monicucci.altrevista.org

Grudzień ubiegłego (już) roku zapisał się jako czarna karta w historii regionu winiarskiego Oltrepò Pavese. W nocy z 8 na 9 grudnia nieznani sprawcy spuścili do ścieków blisko 5300 hektolitrów wina należącego do hrabiny Ottavi Giorgi di Vistarino. Właścicielka dała się poznać jako reformatorka. Swoją dotychczasową działalnością pokazała, że jest w stanie iść pod prąd i tworzyć świetne wina działając na rzecz odnowy Oltrepò. Jak wiadomo rewolucja zazwyczaj prowokuje kontrrewolucję. Wrogów hrabinie nie brakuje, począwszy od lokalnych producentów, którzy mieszkają tu od pokoleń. Podobnego aktu wandalizmu dokonano cztery lata temu w Toskanii, kiedy to w piwnicach należących do Tenuta Case Basse do rur ściekowych spuszczono niespełna 600 hektolitrów wina. Szkody wyniosły wtedy około 2 mln euro, hrabina dziś szacuje swoje straty na „zaledwie” czwartą część tej kwoty.
 Śpieszę na otarcie łez fanom włoskich trunków. O tegorocznej gali rozdania nagród Nobla mówiło się zazwyczaj w kontekście najgłośniejszej nominacji, Boba Dylana. Media donosiły to o przyjęciu przez artystę nagrody, to o jej odrzuceniu, a gdy już stanęło na tym, że piosenkarz (poeta?) przyjmie wyróżnienie, zaczęto debatować na temat przybycia samego laureata na galę. Co dla mnie ważne, nie zabrakło tam włoskiej myśli enologicznej. Jednym z win, którymi wznoszono toast był przedstawiciel Bel Paese. I nie, nie było to wielkie wino z Piemontu czy Toskanii. Nie było to też najlepsze Prosecco Valdobbiadene. W kieliszkach zaproszonych na galę rozdania Nobli znalazło się wino z Marchii, produkowane przez największą kooperatywę w regionie, Verdicchio dei Castelli di Jesi DOC „Tordiruta” od Terre Cortesi Moncaro.

źródło: www.ilgiornale.it

Tuż przed samą wigilią Bożego Narodzenia światowe media obiegły zdjęcia z Mediolanu. Podczas rutynowej kontroli w Sesto San Giovanni doszło do strzelaniny, w wyniku której ranny został jeden z mediolańskich policjantów, a zmarł Anis Amri podejrzany o dokonanie zamachu terrorystycznego w Berlinie kilkadziesiąt godzin wcześniej. Po początkowej fali doniesień dotyczących tego wydarzenia media jakby zamarły. Ani policja włoska, ani niemiecka nie chciały ujawnić więcej szczegółów dotyczących zajść z ulic stolicy Lombardii. Włoscy śledczy wspólnie ze swoimi odpowiednikami we Francji i Niemczech nadal próbują ustalić jak dokładnie przebiegła trasa ucieczki Amriego z Berlina do Mediolanu oraz jak udało mu się dotrzeć do Lyonu.
Koniec i początek roku mają to do siebie, że bardzo lubią podsumowania. Na Italianizzato jako takiego nie uświadczycie, ale chociaż teraz zrobię nieco miejsca dla zestawień. Tutaj możecie zobaczyć jak minione 12 miesięcy widzi Roberto Saviano, tutaj natomiast możecie poszukać inspiracji na kolejne wakacje we Włoszech. I jeszcze jeden tekst, wiem, że Capodanno (#ItalianizzatoLessicale) za nami, ale dobrego musiaka nigdy za wiele!

źródło: www.italytravelandlife.com