Degustacja
słodkich win z Węgier
Węgry. Trochę wstyd mi przyznać, ale
kraj ten wciąż pozostaje dla mnie poniekąd terra
incognita. Tak po względem kultury i historii, jak i pod względem
enologicznym. Pomimo wielu planów i prób zorganizowana wyprawy do kraju
„naszych bratanków”, nigdy nie udało mi się doprowadzić do ich realizacji.
Prawdopodobnie sporo wody w Wiśle jeszcze będzie musiało upłynąć, zanim trafię
na Węgry. Czas ten jednak nie jest wypełniony bezczynnym oczekiwaniem. Gdy
nadarza mi się okazja spróbowania trunku z Węgier, nie odmawiam (nie żebym
degustowania win z innych krajów odmawiał…). Jako
żem laik w kwestii Madziarów, wiedzę o ich enogastronomicznej kulturze czerpię
od bardziej zorientowanych w temacie. Czuję się w obowiązku wspomnieć tutaj blogi
Blisko Tokaju oraz Niewinne Podróże (redagowany przez Michała, który na stałe
mieszka w Budapeszcie), a także artykuły Macieja Nowickiego na Winicjatywie,
który ostatnio dzięki nim stał się człowiekiem niosącym węgierski kaganek
oświaty winiarskiej Polsce.
Wracam dziś raz jeszcze do Targów
Enoexpo, które odbyły się w połowie listopada 2016 w Krakowie. Dzięki
zaproszeniu organizatorów, mogłem tam uczestniczyć w degustacji Sweet Wines
from Hungary zorganizowanej przez Krajową Radę Winiarską na Węgrzech przy
współpracy z Konsulatem Generalnym Węgier w Krakowie. Jak sama nazwa wskazuje,
degustacja nie skupiała się na najbardziej znanym i zapewne najznamienitszym
regionie, w którym powstałą słodkie wina, Tokaju, a brała pod uwagę również
mniej oczywiste rejony kraju Madziarów. Zaczęliśmy od Pogányvári Cserszegi Fűszeres 2015. Szczep ten traktuję jako jedno
z moich osobistych odkryć roku minionego. Spróbowałem kilku win na jego bazie,
zarówno wytrawnych, jak i tych z mniejszą lub większą zawartością cukru
resztkowego. W głowie pozostawał mi zawsze ten sam obraz: smaczne, aromatyczne
trunki, które nie nadwyrężały portfela. Nie miałem jednak styczności z Cserszegi
Fűszeres w wersji aż tak słodkiej jak ta od Pogányvári, mało tego: w wersji
potraktowanej botrytisem. Wino miało
złocistą barwę, z początku dało się wyczuć zapach kandyzowanej skórki
pomarańczy i cytryn. Nieco kiszonki po chwili znikało, ustępowało nutom kwiatów
i intensywnemu aromatowi miodu. W ustach miękkie, aromatyczne, niezbyt ciężkie
z niewyraźną kwasowością.
Kunvin
Kunság Aureus Rajnai Rizling Édes 2006, czyli słodki riesling z Węgier.
Można? Jasna, cytrynowa barwa. W nosie zdecydowanie mniej rozbuchane niż
poprzednik. Nuty białych kwiatów, suszonych jabłek, nieco mniej cukru niż we
wcześniejszym winie. Więcej kwasu i ładny balans, który sprawia, że słodycz
jest nienachalna. Wino to jednak mnie nie zachwyciło. Ot tak, do sączenia, ale
do niemieckich rieslingów wciąż daleko. Zachwycił za to Furmint Hangavari 2013. Już barwa wina dużo mówiła o nim samym,
płynne złoto. Dużo suszonych owoców w nosie, odrobina skórki pomarańczowej i
miodowe tło. W ustach elegancka słodycz i delikatny kwas na języku. Suszone
jabłka wymieszane w idealnych proporcjach z miodem lipowym. Może i stosunkowo
skromne, nie rozbuchane, nie obdarowuje na lewo i prawo swoimi aromatami, ale i
tak daje dużo radości.
Zupełnym przeciwieństwem był Tokaji Aszú Grand Tokaj 2013. Barwa
jaśniutka, wino rześkie, eleganckie i dość powściągliwe. Zdecydowanie więcej tu
świeżych owoców (morela, brzoskwinia, jabłka na miodzie), niż tych suszonych.
Drapiący w gardło finisz i wyczuwalny brak kontrapunktu dla słodyczy w postaci
kwasowości nie wpłynął na bardzo pozytywny odbiór tego wina. Béres Tokaji Aszú 5 Puttonyos 2008 to
powrót do klasycznego stylu. Miałem okazję próbować jedną z podstawowych
etykiet tego producenta, nie wywarła ona na mnie dobrego wrażenia. Tym razem
jednak było inaczej. Ananas z puszki, suszone owoce i nuty herbaciane w nosie.
Piękna, żywa kwasowość i świeżość na języku. Zdecydowanie niemęczące, z
mineralnym finiszem i świetnymi cytrusami. Piękny balans i aromatyczność, jedno
z win, które zostanie w mojej pamięci na długo.
Morał tej degustacji napisał się
sam, gdy w kieliszkach znalazł się Tokaji
Aszú 6 Puttonyos 2013 Babits. Zdecydowanie dominowały tu suszone owoce,
było też trochę wosku. Wino bardzo wyraziste i aromatyczne. Wysoki cukier i
mniej kwasu niż u poprzedników sprawiają, że nie da się go wypić dużo, ale już
jeden kieliszek wystarczy, aby zapadło w pamięć na długo. Nieco cierpkie na
finiszu, sciągające usta i drapiące w gardło niczym łyżeczka miodu wrzosowego.
Koncentracja, koncentracja, koncentracja…
Degustowałem
podczas Targów Enoexpo 2016.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz