____________________________________________________________________________________________________________________________________________________
¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯

wtorek, 29 kwietnia 2014

Miód pitny

Historia niekoniecznie polska
 
źródło: wikipedia.org
            Co Wam przychodzi na myśl, gdy słyszycie hasło „miód pitny”? Trunek polski? Wyrabiany jedynie w Polsce i tylko tu doceniany? Pudło. Nic bardziej mylnego, chociaż bardzo byśmy chcieli i ciągle tak myślimy, to miód pitny nie powstał u nas, co więcej wyrabiany jest nie tylko u nas. Sebastian Klonowic w Roxolanii pisał:
„Włoski mieszkańcze! Cóż twoje nektary?

Co twoje wina przed nektarem Rusi?
Wino jest z ziemi błotnistej i szarej,
Miód prosto z niebios spuszczony być musi...”

            Autor pisząc o nektarach prawdopodobnie myślał o włoskich likierach. W tekście pojawia się i wino (stosunek Klonowica do wina pozostawię bez komentarza, gdyż moja opinia jest zgoła inna). Cóż może łączyć w sobie cechy nektarów vel. likierów i wina? Oczywiście, że miód pitny. Problem w tym, że to właśnie mieszkańcy Półwyspu Apenińskiego jako pierwsi produkowali ten trunek, a nie Polacy. I w tym momencie twórczość Klonowica oraz mit narodowy wraz z piękną otoczką jak krew w piach. Miód pitny jest najstarszym napojem alkoholowym wytwarzanym przez ludzkość. Według niektórych badaczy ambrozja, chętnie pijana przez bogów Olimpu, to nic innego jak właśnie miód pitny. Mało tego, odgrywał on także ważną rolę w mitologii nordyckiej, pojawiał się wśród mieszkańców Afryki, czy Azji. Warto tu przytoczyć tezę słynnego antropologa – Claude Lévi-Strauss twierdził, że cywilizacja powstała wtedy, gdy ludzie nauczyli się wytwarzać miód pitny. Więcej chyba tłumaczyć nie trzeba w tym temacie.


        Skąd więc powszechna opinia, że jest to nasz rodzimy trunek? Do XV wieku miód pitny był na ziemiach polskich towarem luksusowym i mało popularnym, ale już w następnym stuleciu zyskiwał zwolenników i stał się powszechny. Spadła też cena, która mimo wszystko była wciąż zaporowa w porównaniu, na przykład, z piwem lub wódką. W XVI wieku miód pitny sycił każdy szanujący się ziemianin, tradycja ta przetrwała właściwie do połowy XX wieku. Beczka miodu zakopana przykładowo w dzień urodzin nowego członka rodziny, odkopywana była na jego 18 urodziny. Trzeba przyznać, że to właśnie szlachta polska dołożyła swoje trzy grosze do mitu o polskości miodu. W czasach PRL wiadomo co było trunkiem najpopularniejszym. Dzisiaj na szczęście tradycja sycenia miodów odradza się z coraz większą siłą i z roku na rok mamy okazję napotykać trunki leciwe o wysokiej jakości.
           Koniec historii, czas na teorię. Czym jest właściwie miód pitny? Najprostsza definicja brzmiałaby tak: jest produkt fermentacji brzeczki miodowej. Fermentacja, czyli taki sam proces jak przy produkcji wina. A brzeczka miodowa to po prostu mieszanina wody i miodu. Taka definicja jest jednak niewystarczająca do określenia wszystkich rodzajów miodu, jakie możemy dziś znaleźć na rynku lub wyprodukować w domowym zaciszu. Tak więc, rozszerzając naszą definicję: miód pitny to produkt fermentacji brzeczki miodowej, która może być wzbogacona moszczem owocowym, owocami, przyprawami, ziołami, korzeniami, czy chmielem. Taka teoria jest już pełniejsza. Reasumując i tłumacząc powyższe: mamy wiele rodzajów miodu pitnego. Zaczynając od miodu czystego, jedynie z dodatkiem wody, przez miody owocowe (wiśniak, maliniak, jabłczak, porzeczniak), dochodzimy do miodów korzennych.



           Czy to wszystko do powiedzenia na temat miodu pitnego? Absolutnie nie. Temat szeroki jak rzeka, więc wypada jeszcze trochę powiedzieć. Miody pitne niekoniecznie muszą być słodkie (takie są jedynie te, które wyprodukowane zostały z dużą ilością miodu – np. półtoraki, czy dwójniaki). Miód czwórniak (stosunek wody do miodu jest 3:1) powinien wyjść wytrawny lub półwytrawny. Warto też zauważyć, że miody różnią się pod względem okresu dojrzewania i leżakowania. Najlżejsze są gotowe do spożycia już po 6-8 miesiącach, najcięższe powinny leżeć nawet 10 lat i więcej. Tylko przy tak długim dojrzewaniu ciężkie miody są pełnowartościowe pod względem smaku. W dzisiejszych czasach w sklepach raczej trudno jest dostać miód pitny dobrej jakości, wyprodukowany z należytą pieczołowitością i cierpliwością (a nawet jeśli taki znajdziemy, to cena jest powalająca). W związku z tym następnym razem napiszę o produkcji miodów pitnych w domu. 


niedziela, 27 kwietnia 2014

Gamberetti fritti

Smażone krewetki


          Jeszcze jakiś czas temu by kupić krewetki trzeba było się nieźle wykrwawić (mowa tu o pieniądzach). Aktualnie są one powszechnie dostępne w przystępnych cenach. Mrożone, ale też bardzo często świeże. Nic tylko kupować, jeść i czuć się jak na włoskiej riwierze (a czy to Sycylia, Calabria, Sardynia czy Liguria to już zależy od naszego widzi-mi-się). Jedyny problem polega na tym, że nie wszyscy je lubią. Przed długi czas byłem pokłócony z tymi stworzonkami bo spróbowałem ich przyrządzonych złą ręką. Teraz jednak wróciły do łask, tym bardziej, że mam je pod nosem za grosze.

Składniki na 1 porcję:
·         20 krewetek
·         Oliwa z oliwek aromatyzowana peperoncino
·         Cytryna
·         Gałązka świeżego rozmarynku
·         2 ząbki czosnku
·         Sól
·         Ok. 50ml białego wina wytrawnego
·         Pieprz (jeśli używamy zwykłej, a nie aromatyzowanej oliwy)
·         Świeża bagietka

Krewetki to bardzo wdzięczny materiał kucharski, smażą się chwilę, nie potrzebują dużo opieki, a smakują wyśmienicie. Na dodatek nie potrzeba do nich żadnych wymyślnych dodatków, a jedynie świeża bagietka i danie jak się patrzy. Do rzeczy: jeśli krewetki są całe należy zdjąć pancerze oraz wyciągnąć biegnącą wzdłuż krewetki czarną nitkę. Ogon zostawiamy na swoim miejscu. Jeśli mamy krewetki mrożone to wrzucamy je do letniej wody na 15 minut, po tym czasie będą rozmrożone.



Na patelni rozgrzewamy oliwę aromatyzowaną peperoncino. Dodajemy drobno posiekany czosnek i gałązkę rozmarynu. Możemy krewetki 15 minut przed smażeniem skropić sokiem z cytryny lub włożyć na patelnię 2-3 plasterki cytryny. Przyprawy smażymy same tak długo, aż czosnek nie zacznie lekko się złocić, po tym czasie najlepiej je wyjąć, gdy będą zostawiały gorzki smak. Krewetki po włożeniu na patelnię puszczą sok, czekamy aż odparuje i dolewamy wino. Gdy trunek wyparuje krewetki są już właściwie gotowe. Teraz zależy czy chcemy je bardziej, czy mniej wysmażone. Jeśli wolimy chrupiące to jeszcze minuta z każdej strony na dużym ogniu im wystarczy. Gotowe danie przekładamy na talerz, do tego świeża bagietka i kieliszek dobrego białego wina (najlepiej tego, którego używaliśmy do smażenia)…

piątek, 25 kwietnia 2014

Prosecco Frizzante Treviso D. O. C.

Recenzja drugiego z testowanych prosecco (3/3)



            Czy wiecie ile bąbelków znajdziemy w jednym kieliszku spumante? Francuzi postanowili sprawdzić, czy dotychczas cytowana liczba – 15 milionów – ma rzeczywiście coś wspólnego z prawdą. Naukowcy z Uniwersytetu w Reims (stolica Szampanii, warto zauważyć, że miejsce znamienne do tego typu badań) ustalili, że bąbelków we flecie ze spumante jest o wiele mniej niż przypuszczano, znajdziemy ich tam „jedynie” milion. Naukowcy też radzą, jak serwować wino musujące, by uwalniało ono więcej bąbelków w kieliszku – temperatura musi być nieco wyższa niż zalecana, a przy nalewaniu kieliszek trzymany pod większym kątem. Czy ma to jakiś wpływ na nasze prosecco i test już drugiej butelki? Może i nie, ale informacja warta odnotowania.
            Tym razem na próbę wystawiłem prosecco z Auchan, cena trochę wyższa od poprzedniego, ale wciąż pozostajemy w dosyć niskich rejestrach. Butelka podobna, etykieta jak każda inna, nie wyróżnia się specjalnie, jedynie zamknięcie tradycyjne, a nie jak w biedronkowym, spago (sznureczek zawiązany wokół szyjki, zabezpieczający korek).
          Muszę przyznać, że za taką cenę spodziewałem się dużo gorszego wina. Prosecco Terra Serena ma słomkową barwę, może nieco ciemniejszą niż to testowane poprzednio, ale nieznacznie. W nosie o wiele bardziej kwiatowe i lekko owocowe. Przyjemna woń uderzyła mnie zaraz po otworzeniu butelki, a w kieliszku była jeszcze mocniejsza. W ustach przede wszystkim aromaty jabłek i cytrusów. Dodatkowo wyczuwalna słodycz, tak jakby nie było to prosecco wytrawne, a extra-dry.  Nie jest to majstersztyk, ale w tym przedziale cenowym bardzo przyjemne wino. Piłem i dodawałem do smażonych krewetek, nie skomponowało się tak dobrze, jak opisywana przeze mnie Vernaccia di San Gimignano, ale i tak dawało sobie radę. Z pewnością lepiej dopłacić te cztery złocisze, by poczuć smak dosyć dobrego wina z Veneto, a nie męczyć podniebienie tym z Biedronki.
  


Nazwa: Prosecco Frizzante Treviso D. O. C.
Producent: Terra Serena
Miejsce zakupu: Auchan
Cena: 24,32zł (EDIT: 3 tygodnie po teście znalazłem to samo prosecco w Żabce za… 18,99zł)
Rodzaj wina: białe, wytrawne, musujące
Ocena: 




środa, 23 kwietnia 2014

Vivere contro la mafia

Gomorra, podróż po imperium Camorry
  


„Il Padrino” autorstwa Mario Puzo to z pewnością jedna z najbardziej znanych książek opowiadających o mafii. Film na jej podstawie, którego wyreżyserowania podjął się Francis Coppola, powtórzył sukces powieści. Problem w tym, że sukces komercyjny nie zawsze idzie w parze z prawdą. Albo pojawiają się niedopowiedzenia, albo historia przyjmuje trochę inny bieg, niż to jest w rzeczywistości. Stworzenie historii, która wiernie oddawałaby mafijne realia wiąże się z życiem w strachu (nie muszę chyba tłumaczyć o co chodzi).
            Mimo to, od czasu do czasu, pojawiają się twórcy, którzy postanawiają zmierzyć się z tym tematem, podejmując zarazem niemałe ryzyko. Pierwszym krokiem, kamieniem milowym w tej tematyce rzec by można, była książką zatytułowana „Dzień Puszczyka” (wł. Il giorno della civetta), napisana przez sycylijskiego pisarza Leonardo Sciascia i wydana w 1961r. Później następowały kolejne książki, które odsłaniały rąbka tajemnicy łamiąc omertà (zmowa milczenia) i pokazywały świat mafii. Prawdziwym szokiem i niebywałym wydarzeniem okazała się powieść Roberto Saviano – „Gomorra, podróż po imperium kamorry” (preferuję jednak tytuł włoski: Gomorra, viaggio nell’impero economico e nel sogno di dominio della camorra, tj.: „Gomorra, podróż w głąb imperium ekonomicznego i sen o panowaniu Camorry”).
            Saviano to dziennikarz i pisarz urodzony w Neapolu w 1979 roku. Żył „po sąsiedzku” z mafią, nie dziwi więc, że poznał mechanizmy jej działania bardzo dobrze. Fenomen jego książki polega na tym, że pokazuje ona organizację kryminalną od wewnątrz. Wszystkie reguły i zależności, które rządzą światem przestępczym, wszystkie powiązania ze światem polityki oraz biznesu. Gomorra okazała się na tyle wiarygodna i bliska prawdziwego stanu rzeczy, iż niedługo po publikacji Camorra zaczęła grozić autorowi śmiercią. Nasilające się pogróżki sprawiły, że Saviano od 13 października 2006 roku żyje pod ciągłą ochroną policyjnej eskorty. 
            Warto zauważyć, że neapolitański pisarz nie skupił się jedynie na powiązaniach mafijnych i zasadach działania, ale obnażył również inne aspekty przestępczego życia. Pozycja kobiety w szeregach organizacji, walka jednostek przeciwko mafii, wpływy Camorry w innych krajach, transport nielegalnej broni i używek, a nawet wygłupy mafiosów w iście hollywoodzkim stylu – wszystko to zostało dokładnie opisane przez Saviano, który działając w imię wyższych celów naraził się jednej z najbardziej niebezpiecznych organizacji na świecie. Mimo pogróżek pisarz nie przestaje działać zgodnie ze swoimi przekonaniami, w 2013 wydał książkę pod tytułem „Zero zero zero”. Tym razem wziął pod lupę działalność karteli narkotykowych w Ameryce Południowej…

niedziela, 20 kwietnia 2014

Brasato piemontese

Wołowina duszona w winie



         Ciągle wraca do mnie smak przepysznej wołowiny duszonej w winie, której miałem okazję spróbować podczas wakacji w Emilii-Romani, a dokładniej nieopodal miejscowości Fiumalbo. Krucha, rozpływająca się w ustach, doprawiona jedynie solą i pieprzem, a mimo to była idealna. Ten przepis dedykuję wszystkim, którzy uważają, że Włochy to jedynie pasta i pizza. Kawał porządnie sprawionego mięsa według oryginalnego przepisu z Piemontu.
            Z góry muszę wyjaśnić pewną kwestię. Zasada kulinarnego decorum nakazywałaby użyć wołowiny z Piemontu i wina z tegoż regionu. O ile z dostępem do Barolo, Barbery, czy jakiegoś Nebbiolo w Polsce nie będzie problemu, to nie wyobrażam sobie biegania po całym mieście w poszukiwaniu wołowiny piemonckiej. Skorzystałem więc z brazylijskiego rostbefu (a co, na bogato). Również wino zamieniłem. Nie miałem pod ręką nic piemonckiego, a już na pewno nie Barolo, więc użyłem hiszpańskiego wina Marius Syrah, które dojrzewało w beczkach przez 6 miesięcy. Można równie dobrze użyć innego wina, warto jednak wybrać takie, które podlegało procesowi starzenia w barrique i ma charakterystyczne dla tego procesu nuty (wanilia, czekolada). Wina świeże i mocno owocowe nie są tu pożądane.

Składniki na 4-5 osób:
·         1 kg wołowiny bez kości
·         500ml czerwonego, wytrawnego wina
·         2 duże marchewki
·         2-3 duże cebule lub 7-8 małych
·         1 mały seler (można zastąpić selerem naciowym)
·         7-8 suszonych śliwek
·         1 duża gałązka świeżego rozmarynu
·         2-3 goździki
·         2-3 ząbki czosnku
·         2-3 liście laurowe
·         Kilka ziaren pieprzu czarnego
·         40g masła
·         20-30ml oliwy z oliwek
·         Sól do doprawienia



Mięso należy zamarynować dzień wcześniej, by wszystkie przyprawy i wino oddały smak i zharmonizowały się. Wołowinę należy namoczyć, by oddała krew. Następnie mięso suszymy ręcznikami kuchennymi. Marchew obrać i pokroić na grube talarki, cebule jeśli są duże pokroić na ćwiartki, jeśli są małe można zostawić je w całości. Podobnie postępujemy z selerem. Wołowinę układamy w naczyniu żaroodpornym (to najlepsze wyjście, gdyż później będziemy w nim piec mięso). Obkładamy je czosnkiem, pieprzem, goździkami, liściem laurowym i rozmarynem. Wkładamy również wszystkie warzywa. Całość zalewamy winem. Przykrywamy naczynie i zostawiamy w lodówce na minimum 12 godzin (dla cierpliwych wersja 1-2dni).


Po zamarynowaniu mięsa można przystąpić do dalszej obróbki. Wołowinę należy wyjąć z naczynia żaroodpornego, obsuszyć ręcznikami kuchennymi i doprawić solą. Następnie w brytfannie lub na patelni z wysokimi brzegami rozgrzewamy oliwę z oliwek z masłem. Mięso dobrze opiekamy z każdej strony (dosyć mocno, ale nie chcemy zwęglonej warstwy). Wszystkie warzywa z marynaty również podsmażamy na patelni. Wino przelewamy do innego garnka i podgrzewamy. Mięso po obsmażeniu wraca do naczynia żaroodpornego. Dodajemy podsmażone warzywa oraz kilka suszonych śliwek. Opcjonalnie można też dorzucić pomidory suszone. Zalewamy całość podgrzanym winem i przykryte wstawiamy do piekarnika rozgrzanego do 150-160°C. Czas, jakiego potrzebuje wołowina to około dwóch godzin. Trzeba kontrolować na bieżąco, ale należy pamiętać, by nie nakłuwać mięsa podczas pieczenia. Nie wolno też piec mięsa bez przykrycia, gdyż wyschnie, a wino odparuje. Całość ma się bardziej dusić niż piec.



Na koniec wyjmujemy mięso i kroimy na plastry, dekorujemy suszonymi śliwkami. Pozostałe warzywa i wino należy zmiksować blenderem – w ten sposób uzyskamy sos do wołowiny, którym polewamy plastry ułożone na talerzach. Brasato we Włoszech jadałem z polentą (kaszka kukurydziana). Wśród moich domowników ze świecą by szukać amatorów polenty, więc została ona zastąpiona tradycyjnym polskimi ziemniakami gotowanymi. Można też podać z pieczonymi lub puree.


·         Mięso można dusić na małym ogniu zamiast w piekarniku.

·         Sos można rozrzedzić bulionem wołowym lub zagęścić redukując go na małym ogniu.

piątek, 18 kwietnia 2014

Prosecco Porta Leone D. O. C. frizzante

Recenzja pierwszego z testowanych prosecco (2/3)



            Prosecco z Biedronki zaciekawiło mnie, gdyż od dłuższego czasu natrafiałem na różne opinie odnośnie tego wina. Co ciekawe, opinie te różniły się diametralnie. Jedni piszą, że pomyje, smakuje mydłem i w ogóle trucizna, inni, że całkiem dobre i w takiej cenie to dostajemy i tak bardzo dużo. Cóż, czytając to wszystko musiałem sam spróbować. Zaznaczam jednak z góry, że po prosecco poniżej 30zł nie spodziewam się niczego świetnego, więc jeśli nie smakuje ono mydłem, ma jakikolwiek bukiet (lub chociażby jego cień) to już jest dobrze.
            Bez dalszego owijania: butelka po wyjęciu z lodówki szybko pokryła się parą, korek wystrzelił i czas na test. Barwa słomkowa, bardzo jasna. Nos rzeczywiście trochę owocowy, trochę kwiatowy, ale nie szarżowałbym w tym temacie. W porównaniu do smaku, to zapach był czymś cudownym. Usta? No może nut mydlanych tam nie wyczułem, ale jednak pozostaje dużo do życzenia. Taka trochę smakowa woda? Nie wiem jak to opisać, ale szału nie ma i cienkie to prosecco. Ocena to chyba jedynie za nuty obecne w nosie, bo smak ciągnie mocno ku dołowi.
            Ogólne rzecz biorąc, jestem wrogiem profanacji pod postacią wina w drinkach. Wino jest dobre bez dodatków, wino jest szlachetne i nie może być kalane niczym innym. To jak pomieszanie sacrum i profanum, odpada. Ale w tym wypadku nie żałowałem, że kupiłem pierwsze w tym roku truskawki i dzięki nim prosecco z Biedronki znalazło się w kieliszku, a nie w zlewie.


            Szybki przepis na uratowanie średniego prosecco? Świeże truskawki zmiksować blenderem, dodajemy zimne prosecco i voilà. Klasyczne rossini z pewnością zasmakuje piękniejszej płci. Można też zmiksować brzoskwinie i na tej samej zasadzie połączyć z prosecco – bellini gotowe. Można wyjść poza schematy, i tak, na przykład, w sezonie jagody czy maliny też się świetnie nadadzą. Ważne, żeby owoce były dojrzałe i świeże, gdyż stanowią one o jakości drinka. W przypadku, gdy są one mało słodkie można dodać trochę cukru, to już w zależności od gustu.



Nazwa: Prosecco D. O. C. frizzante
Producent: Le Contesse S.r.l
Miejsce zakupu: Biedronka
Cena: 19,99zł
Rodzaj wina: białe, wytrawne, musujące
Ocena: 



(w postaci rossini, bellini 5/10)


środa, 16 kwietnia 2014

Berlusconi fuori gioco

Silvio Berlusconi wykluczony z polityki na 2 lata

 
źródło: wikipedia.org
            Włoska polityka bez Berlusconiego? Dla wielu odpowiedź na to pytanie jest jednoznaczna: to niemożliwe. A jednak, 18 marca sąd kasacyjny, ostatnia instancja, podtrzymał karę zakazu pełnienia funkcji publicznych dla byłego premiera, Silvio Berlusconiego. Kara, która początkowo miała wymiar pięciu lat, została jednak zmniejszona do dwóch. Grono sędziowskie spotka się jeszcze raz, ale nie by przedyskutować słuszność decyzji, a ustalić, czy były premier nie powinien być wykluczony z polityki na dłuższy okres. Dwa lata zakazu pełnienia funkcji publicznych to kara towarzysząca innej, znacznie poważniejszej: cztery lata pozbawienia wolności za przestępstwa podatkowe udowodnione w procesie „Mediaset”. (Warto zaznaczyć, ze ex-premier nie będzie jej poddany ze względu na swój wiek, mówi się o karze zastępczej – 12 miesięcy prac publicznych domu seniora. Pozostawię to bez komentarza.)
            Silvio Berlusconi zapowiedział, że odwoła się od decyzji sądu do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasbourgu. Jednocześnie do mediów trafiła informacja, że w najbliższych wyborach do Parlamentu Europejskiego Berlusconi może wystawić jedną ze swoich córek. Co ciekawe, coraz częściej słyszy się, że kandydowanie Barbary Berlusconi  jest bardzo prawdopodobne. Jedno jest pewne: nazwisko może pozostać w polityce, a wraz z nim wpływy. Inną sprawą jest to, że jeśli aktualny gabinet pod wodzą Matteo Renziego utrzyma się przez całą kadencję (tj. pięć lat), Berlusconi będzie mógł znów kandydować na urząd premiera Włoch. W takim wypadku kara zakazu pełnienia funkcji publicznych będzie mało dotkliwa dla il Cavaliere.
            A jeśli o il Cavaliere mowa: od niedawna Berlusconi nie jest już kawalerzystą (czy też rycerzem, jak kto woli). Tytuł ten nadano byłemu premierowi w 1977 przez prezydenta Włoch, Giovanniego Leone, w nagrodę za odniesione przez niego sukcesy na polu gospodarczym. Na wieść o wyroku skazującym Stowarzyszenie Kawalerzystów cofnęło mu prawo tego tytułu. Równocześnie sam Silvio Berlusconi wystosował list do stowarzyszenia, w którym informuje, że rezygnuje z tytułu il Cavaliere.
            Silvio Berlusconi to z pewnością jedna z najbardziej barwnych postaci we włoskiej polityce. Przedsiębiorca, właściciel firm budowlanych oraz sieci telewizyjnych na polityczną ścieżkę wstąpił oficjalnie w 1993 roku. Jego kariera naznaczona jest aferami, pomimo których (a może dzięki nim?) duża część narodu włoskiego go kochała przez długi czas. Do języka weszły takie wyrażenia, jak na przykład bunga-bunga. Dzisiejsza polityka Włoch jest inna, a za sprawą Matteo Renziego, który stawia na młodszych przedstawicieli, nie ma tam miejsca dla Berlusconiego. Tak przynajmniej się wydaje. Czas pokaże, czy za dwa lata Silvio wciąż będzie na siłach i czy będziemy świadkami jego wielkiego powrotu, nie pierwszego nota bene.

poniedziałek, 14 kwietnia 2014

Grissini a casa

Domowe grissini



            Grissini, czyli paluszków chlebowych, przedstawiać nikomu nie trzeba. Wszechobecne w kuchni włoskiej, przeniknęły do innych krajów, można znaleźć je dosłownie wszędzie. Jak powstały? Historia mówi, że tę przekąskę zawdzięczamy dynastii Savoia, a dokładniej Vittorio Amedeo II. Król ten był kiepskiego zdrowia, nie mogąc strawić chleba na zakwasie potrzebował innej przekąski. Nadworny kucharz po wielu próbach stworzył rodzaj chrupiących paluszków na drożdżach.
            Oryginalne grissini są jedynie osolone, czas jednak pokazał, że to zbyt skąpa wersja. Dziś można je kupić z oliwą z oliwek, czosnkiem, czy ziołami. Robiąc grissini w domu możemy do ciasta dodać to, na co mamy ochotę.

Składniki na ok. 40 grissini:
·         500g mąki pszennej
·         20g drożdży świeżych
·         Łyżeczka soli
·         ok. 300ml wody
·         łyżeczka cukru

Dodatki:
·         7-8 pomidorów suszonych
·         3 ząbki czosnku
·         Pęczek tymianku
  

Przygotowanie ciasta na grissini jest niezwykle proste. Należy zacząć od rozpuszczenia w szklance letniej wody drożdży z łyżeczką cukru. Do miski wsypujemy mąkę, łyżeczkę soli i dolewamy roztwór z drożdży, po czym wyrabiamy ciasto na jednolitą masę.
Jeśli robimy grissini jednego rodzaju, należy teraz dodać odpowiedni składnik. Chciałem zrobić paluszki z pomidorami suszonymi, czosnkiem oraz tymiankiem, więc ciasto podzieliłem na trzy równe części i do każdej z nich dodałem jeden składnik.
Pomidory suszone należy przed dodaniem drobno posiekać lub rozdrobnić blenderem, tak samo postępuje się z oliwkami, czy papryką w oliwie. Wszelkiego rodzaju zioła należy drobno posiekać, czosnek można przecisnąć przez praskę lub rozdrobnić go przy użyciu noża.


Po dodaniu odpowiednich składników ciasto należy zostawić do wyrośnięcia. Do piekarnika rozgrzanego do 50°C wkładamy ciasto na około 30 minut. Po tym czasie wyjmujemy je i przystępujemy do robienia paluszków. Ciasta na tym etapie nie należy już wyrabiać, nie powinno się też dodawać mąki. Długim nożem odkrawamy podłużny pasek, następnie rozciągamy go do długości blachy i układamy na niej. Nie „rozwałkujemy” paluszków, a rozciągamy je, by nie zrobić ciasta twardszym.
Grissini można też posypać przed pieczeniem sezamem, gruboziarnistą solą lub makiem. Paluszki można posmarować roztrzepanym jajkiem, by były błyszczące po upieczeniu. Należy je piec na złoty kolor w piekarniku rozgrzanym do około 180°C.



Paluszki chlebowe mogą służyć jako zwykła przekąska, same lub z dipem, czy sosem. Nie może się bez nich obyć szynka z melonem, świetnie też będą pasować do smażonych krewetek. Camillo Cavour lubi to!

sobota, 12 kwietnia 2014

Prosecco D. O. C. vs Prosecco D. O. C.

Porównanie dwóch prosecco (1/3)

źródło: https://www.flickr.com/photos/opopododo/7489385142/

            Jakiś czas temu Ludwik Lewin w swojej rubryce w „Do rzeczy” odpowiadał na pytanie czytelniczki, z jakiego kieliszka należy pić szampana. Z pucharka, czy tzw. fleta. Pytanie z pewnością ważne, które zadaje sobie wielu amatorów tego trunku. A z czego pije się prosecco?
            Może lepiej zapytać na początku: co to jest prosecco? Pozwolę sobie zacytować kilka zasłyszanych wypowiedzi, by zobrazować świadomość konsumentów w Polsce (oczywiście generalizując, nie obrażając nikogo): „Jakieś wino, tak?”, „Taki ruski szampan, tylko droższy...”, „To taki włoski szampan, tylko kosztuje o wiele mniej.”. Takie opinie, pseudo-definicje można wymieniać w nieskończoność, ale po co?

źródło: wikipedia.org

            Zacząć należy od początku: prosecco to chluba Veneto – regionu znajdującego się w północno-wschodniej części Włoch. Tam odbywa się produkcja 80% tego wina. Pozostałe 20% produkuje się we Friuli-Wenecji Julijskiej (wł. Friuli-Venezia Giulia). Większości konsumentów prosecco znane jest w wersji musującej, czyli spumante lub frizzante. Mało kto wie, że można je kupić także w wersji spokojniej. Nazwa prosecco po raz pierwszy pojawia się w 1754 roku w „Roccolo ditirambo” autorstwa Valeriano Canati. Wiadomo jednak, że wino tego typu na Półwyspie Apenińskim produkowano już za czasów imperatora Augusta.
Wino to powstaje w większości przypadków ze szczepu glera, dopuszczalna jest domieszka innych winogron (nie przekraczająca jednak 15% całości) – verdiso, bianchetta trevigiana, perera, glera lunga, chardonnay, pinot grigio, pinot bianco, pinot nero.
            Najczęściej w naszych sklepach zobaczymy prosecco „brut” lub „extra-dry”. Pierwszy termin oznacza w tym wypadku wino wytrawne, a drugi ćwierć-słodkie, co może być mylące. Wino to charakteryzuje się słomkową barwą i świeżym zapachem, najczęściej owocowym (jabłko, gruszka, cytrusy), rzadziej kwiatowym. Ponieważ fermentacja prowadząca do powstania bąbelków najczęściej zachodzi w kadziach (rzadziej w butelkach, jak w przypadku szampana, czy hiszpańskiej Cavy), brakuje tu często posmaku drożdżowego, charakterystycznego dla wymienionych trunków.
            Prosecco można pić najprościej, najbanalniej jako aperitivo. Świetnie podsyca głód, więc przed posiłkiem jak najbardziej się przyda. Dobrze też pasuje do drinków owocowych (szczególnie z truskawek i brzoskwiń). Wersja wytrawna sprawdzi się dobrze w klasycznych połączeniach „białe wino - dary morza”. Wersja słodsza idealnie dopełni smaku większości deserów.
            Metoda produkcji prosecco oraz brak tak silnych obostrzeń, jak w przypadku szampana sprawiają, że wino to zazwyczaj można kupić za dość niską cenę. Zaczynając od 20zł za raczej średnią jakość, przez 35-50zł za wina godne polecenia, aż do około 150zł za wina wysokiej jakości. W następnych częściach porównam dwa prosecco dostępne w Polsce za relatywnie niską cenę – Biedronkowe za 19,99zł oraz z Auchan za 24,23zł.

źródło: wikipedia.org

czwartek, 10 kwietnia 2014

Italia, to lubię!

Kwartalnik o kulturze i języku włoskim
 
źródło: italiamipiace.pl
            Włoskie czasopismo, po włosku i o Włoszech w Polsce? Mówię stanowczo sì! Od niedawna w sprzedaży jest już drugi numer kwartalnika „Italia mi piace!”. Jest to gazeta, która jednocześnie stanowi pomoc naukową. Wszystkie zamieszczane artykuły są w języku włoskim, a przy każdym tekście pojawia się lista słówek problematycznych, ważnych, trudnych do zapamiętania itp. – czyli generalnie takich, na które warto zwrócić uwagę.
            Kwartalnik z pewnością nie pomoże w nauce osobom, które dopiero zaczynają przygodę z lingua del dolce sì, ale od poziomu B1 wzwyż może być bardzo przydatny. I nie chodzi tu jedynie o naukę języka, bo przecież równie ważny jest aspekt kulturowy. W „Italia mi piace!” znajdziemy artykuły opisujące znane osoby z włoskiego świata, teksty o kuchni i przepisy, trochę o polityce i wiele innych ciekawych informacji. Numer, który aktualnie znajduje się w sprzedaży ma też do zaoferowania coś specjalnego:  “La vendemmia e il vino: una storia tutta italiana” (pl. Winobranie i wino: historia całkowicie włoska).
            Warto też wspomnieć, kto znajduje się wśród twórców tego czasopisma. W redakcji zasiada Mauro Caterina – w jego żyłach płynie sycylijska krew, dziennikarz (Il Manifesto), nauczyciel w szkole językowej i muzyk (świetny saksofonista!). Twórca, między innymi, dokumentu o imigrantach we Włoszech “From Caltabellotta with love”. Jest też tam polski element, studenci filologii włoskiej na UAM w Poznaniu: Łukasz Kasprzak oraz Agata Perek. Pasjonaci z krwi i kości.

            Czasopismo “Italia mi piace” można kupić w salonach Empik, salonach prasowych oraz wybranych księgarniach językowych. Więcej informacji i opis aktualnego numeru na www.italiamipiace.pl

wtorek, 8 kwietnia 2014

Spaghetti alla carbonara

Klasyczny makaron z boczkiem


            Spaghetti alla carbonara to potrawa wywodząca się z niskich warstw społecznych, jak z resztą większość włoskich klasyków. Pracujący w kopalniach ludzie potrzebowali dania, które będzie łatwe i szybkie w przygotowaniu, ale jednocześnie konkretne i pełnowartościowe. A co może być pełniejszego, zawierającego wszystko, co do życia potrzebne, niż makaron z boczkiem i jajkami?

Składniki na 1 porcję:
·         100-150g spaghetti
·         1 mała cebula
·         50g boczku
·         1 jajko
·         tarty Pecorino Romano, Granda Padano lub inny twardy ser
·         pieprz
·         natka pietruszki

Przepisów na carbonarę, jak świat długi i szeroki, wiele… Pomimo, że jest to danie niezwykle proste i szybkie, ludzie ciągle coś zmieniają, by przyrządzić je jeszcze mniejszym wysiłkiem. Jedyna trudność przy przygotowywaniu carbonary wiąże się z szybkim i wprawnym połączeniem sosu na bazie jajek z makaronem. Pani Magdo, przykro mi, ale carbonara oryginalna śmietanki na oczy nie widziała. I nie będzie widzieć. (A „bruszeta” to nie włoskie danie, nie wiem jakie, ale z pewnością nie włoskie.)
Makaron wrzucamy do wrzącej, osolonej wody z oliwą. W tym czasie pokrojony w kostkę boczek z cebulą trafia na patelnię. W oryginale nie stosuje się boczku, ale guanciale (dojrzewające podgardle wieprzowe – wł. guancia to po polsku policzek). U nas znalezienie takiego składnika może graniczyć z cudem, stąd też boczek.
W kubku należy roztrzepać widelcem jajko, doprawić pieprzem i dosypać starty ser. Gdy makaron będzie al dente należy go odcedzić i wrzucić na patelnie z boczkiem i cebulą. Ważne jest, aby patelnia w tym momencie była już zdjęta z ognia. Teraz następuje najtrudniejszy moment – do boczku, cebuli i makaronu dolewamy masę na bazie jajka. Makaron musi połączyć się ze wszystkimi składnikami, jajko powinno obkleić nitki i lekko się ściąć (ale nie chcemy jajecznicy). Chodzi o uzyskanie gładkiej masy, kremowego sosu, a nie surowego lub usmażonego jajka. Danie przekładamy na talerz i posypujemy posiekaną natką pietruszki (tak, natką pietruszki). Można dodać jeszcze trochę startego sera.