Pizza
bliska ideału
Osiem lat temu włoski publicysta pracujący dla Corriere
della Sera, Beppe Severgnini, wydał książkę o znamiennym tytule Italians, il giro del mondo in 80 pizze
(Italians, w 80 pizz dookoła świata).
Lata poprzedzające wydanie książki autor spędził na poszukiwaniu swoich krajan rozsianych
po najdalszych zakątkach świata. Efektem końcowym podróży dziennikarza stał się
zbiór opowiadań, które bazują na jego doświadczeniach, natomiast klamrą
spinającą dysputy z Włochami mieszkającymi z dala od ojczyzny stała się pizza,
chyba jeden z najważniejszych włoskich symboli kulinarnych.
Severgnini w swojej książce nie szczędził gorzkich słów
pod adresem współczesnych mieszkańców Półwyspu Apenińskiego. Już osiem lat temu
bowiem, niektórzy Włosi podskórnie czuli, że w ich kraju nie dzieje się dobrze.
Ponowny wybór Berlusconiego na urząd premiera stał się dla wielu obywateli
wystarczającym bodźcem do opuszczenia ojczyzny. Obserwując z perspektywy
kilkuset (a nierzadko i kilku tysięcy) kilometrów powolny rozkład ukochanej
Italii, po cichu liczyli oni na rychły koniec (Ex)-Cavaliere. Początek końca
boskiego Silvio i jego telewizyjnej hałastry nastąpił dopiero w listopadzie
2011 roku wraz z nadejściem rządu Montiego, którego znakiem rozpoznawczym były
reformy i znaczne oszczędności. Dziś okres kiedy u władzy znajdował się
Berlusconi dla wielu Włochów wydaje się być złym snem, na głowie pojawiły się
inne problemy, znaleźli się kolejni chętni do czerpania benefitów z państwowej
kasy, a przeciętnemu mieszkańcowi Półwyspu Apenińskiego nie żyje się wcale
lepiej. Mało tego, la fuga dei cervelli,
czyli ucieczka wykształconych obywateli za granicę przybrała w ostatnich latach
na sile, czego efekty możemy zaobserwować również w kraju nad Wisłą. I wydaje
się, że jedynie dwie rzeczy pozostały bez zmian, zupełnie jak w książce
Servegniniego: Włochów nadal łączą niezadowolenie z ludzi znajdujących się u
władzy oraz miłość do pizzy.
Ten przydługawy wstęp, wydawać by się mogło, zapowiada
dłuższy esej o dobrych i złych rządach. Nic
bardziej mylnego. Z książki Severgniniego interesować nas dziś będzie jedynie
drugi element spajający Włochów, pizza mianowicie. Niniejszy artykuł to już
czwarty wpis z serii #LaCucinaItaliana. Tym razem postaramy się w domowych
warunkach możliwie najwierniej odtworzyć prawdziwą pizzę neapolitańską.
Składniki
na 3 pizze:
· 500g mąki typ 00
· 25g soli morskiej
· ok. 300ml letniej wody
· 2g suszonych drożdży piekarskich
· gęsta passata pomidorowa
· 300g mozzarelli fior di latte
· oliwa extra vergine
· świeża bazylia
Ponownie podkreślę to, o czym już wspominałem przy okazji
przepisu na Pane Nero di Castelvetrano: nie jesteśmy w stanie przyrządzić w
domu oryginalnej pizzy neapolitańskiej. Punto
e basta. Oryginał jest tylko jeden,
jak mawiał klasyk. Możemy za to spróbować dążyć do oryginału, a w naszych
staraniach dojść do poziomu zadowalającego dla przeciętnego śmiertelnika.
Potrzebny nam będzie zatem kamień do pieczenia pizzy (szamotowy, jak najgrubszy,
taki sam, z jakiego buduje się piece chlebowe). Ważne jest też, aby piekarnik
którym dysponujemy, osiągał możliwie najwyższą temperaturę. W moim przypadku
było to 300˚C, co gwarantowało już pizzę całkiem bliską oryginału.
Gdy dysponujemy wyżej wymienionymi przyrządami, cała
reszta wydaje się być kwestią wprawy i cierpliwości. Zaczynamy od zarobienia
ciasta na pizzę. Z góry zaznaczam, że aby było ono gotowe, będziemy potrzebować
w sumie około ośmiu godzin. Na ciasto składają się następujące składniki: mąka
typ 00, letnia woda (najlepiej neutralna w smaku), gruboziarnista sól morska
oraz suszone drożdże piekarskie. Ciasto wyrabiamy ręcznie lub w mikserze przez
około 20 minut. Wszystkie składniki powinny się dobrze połączyć, a ciasto
powinno po naduszeniu palcem powoli wracać do pierwotnego kształtu. Podana
ilość wody i mąki jest orientacyjna.
Tak przygotowane ciasto zostawiamy w temperaturze około
25˚C na mniej-więcej 2 godziny do wyrośnięcia. W tym czasie powinno ono podwoić
swoją objętość. Następnie dzielimy je na porcje od 180 do 250g i w mniejszych
miskach przykrytych wilgotnymi ściereczkami zostawiamy na około 5-6 godzin.
Temperatura otoczenia podczas drugiej fazy wyrastania powinna być nieco niższa,
aby poszczególne porcje nie wyrosły za bardzo. W przypadku zbyt szybkiego
zwiększania objętości, należy ciasto przenieść w chłodniejsze miejsce i
odwrotnie, gdy po 2-3 godzinach poszczególne porcje nie urosły, należy
przenieść je w miejsce cieplejsze.
Po tym czasie nasze ciasto na pizzę jest gotowe do
użycia. W piekarniku rozgrzewamy stopniowo przez około pół godziny kamień do
pizzy. Nie należy wkładać go bezpośrednio do piekarnika rozgrzanego do wysokiej
temperatury, ponieważ grozi to jego pęknięciem. W tym czasie możemy zająć się
wyrobieniem pizzy. Zgodnie z regułami sztuki i disciplinare, którym się wspierałem, nie powinniśmy używać żadnych
przyrządów kuchennych do uformowania okrągłych placków na pizzę. Jeśli ciasto
zostało przygotowane według powyższych wskazówek, nie powinno ono sprawiać
teraz problemów (między innymi nie powinno zwijać się i kurczyć po
rozciągnięciu go dłońmi). Najlepiej jest formować placek bezpośrednio na
drewnianej łopatce, z której następnie łatwo zsunie się on na rozgrzany kamień.
Ponieważ nasz piec nie osiąga temperatur zarezerwowanych dla prawdziwych pieców
do pizzy, na razie na placku rozsmarowujemy jedynie gęstą passatę pomidorową.
Tak przygotowaną pizzę układamy na rozgrzanym kamieniu i pieczemy na
maksymalnej mocy piekarnika przez 2 minuty. Ciasto zacznie natychmiast rosnąć,
a po kilkudziesięciu sekundach powoli się rumienić. Na brzegach będzie ono
nieco grubsze, a tam gdzie przykryte zostało passatą nie powinno przekroczyć
pół centymetra. Po około 2 minutach układamy na pizzy (trzymając ją oczywiście
cały czas na kamieniu) mozzarellę i natychmiast zamykamy piekarnik, aby nie
tracić cennego ciepła. Wystarczą kolejne 2 minuty, aby ser się rozpuścił, a
brzegi i spód ciasta odpowiednio przypiekły. Jeśli mamy większą liczbę
drewnianych łopatek możemy na nich przygotować od razu kolejne pizze i
właściwie wkładać jedną po drugiej do nagrzanego pieca. W ten sposób w pół
godziny jesteśmy w stanie upiec spokojnie 6-7 pizz. Kilka listków świeżej
bazylii na sam koniec i… buon appetito!
Powtórzę raz jeszcze, dzięki powyższym wskazówkom nie
upieczecie w domu prawdziwej Verace Pizza
Napoletana. Dzięki temu przepisowi jedynie nieznacznie zbliżycie się do
oryginału, ale gwarantuję, że efekty przerosną Wasze najśmielsze oczekiwania.
Przejdźmy tymczasem do drugiej części dzisiejszego wpisu. Skoro jest on
kolejnym z serii #LaCucinaItaliana, nie może zabraknąć konfrontacji
talerz-kieliszek. Dziś jednak łamiemy ustaloną we wcześniejszych wpisach rutynę
i zgodnie z tym, jak pizzę serwuje się dziś we Włoszech najczęściej, sprawdzimy
trzy różne pizze z trzema różnymi piwami. Do dzieła!
Jeden. Margherita & Pomorskie Świadomie Lekkie. Prosta
margherita, której podstawowymi składnikami są pszenne ciasto, passata
pomidorowa i mozzarella nie wymaga zbyt mocnych aromatów w kieliszku. Lekkie piwo
z wyczuwalnymi aromatami słodu i nieznaczną goryczką dobrze pasowało do dość
delikatnej w smaku pizzy. Nie jest to połączenie idealne, ale w swej prostocie
zaskakująco przyjemne. Jest dobrze.
Dwa. Gorgonzola i prosciutto crudo & The Green Gecko
IPA. Może i piwo nie jest trunkiem, po który sięgam najczęściej. Mimo to
podstawowe gatunki znam i jestem w stanie je odróżnić. W teorii goryczkowe IPA
z wyraźnymi owocowymi nutami wydawało mi się idealnym kompanem do gorgonzoli. W
praktyce wyszło niestety gorzej. Piwo dominowało nad (o dziwo) ginącym w tym
zestawieniu serem. Kiepsko.
Trzy. Acciughe & Okocim Pszeniczne. Moje smakowe
wyobrażenia na szczęście znalazły pokrycie w rzeczywistości w przypadku piwa
pszenicznego i pizzy z anchois. Słone sardele (oczywiście w rozsądnej ilości)
rozrzucone po pizzy świetnie komponowały się z cytrusowymi nutami lekkiego
pszeniczniaka i smakiem ciasta opartego również na pszenicy. Zdecydowanie
najlepsze z trzech połączeń. Pozytywnie!
Podsumowując: dwa do jednego dla pizzy z piwem. Pszenny
placek z Neapolu odkryty na nowo. A gdyby tak spróbować innych jego rodzajów (nawet
jeśli puryści wierzą, że oryginalnie istnieją jedynie dwa typy prawdziwej pizzy:
wspomniana margherita i marinara) w towarzystwie wina? Moje wcześniejsze zmagania
kulinarno-winiarskie możecie znaleźć klikając w zdjęcia, które znajdziecie na
końcu wpisu.
Z pizzą już raz na Italianizzato się mierzyłem, moje ówczesne dokonania ocenić możecie sami…
Z pizzą już raz na Italianizzato się mierzyłem, moje ówczesne dokonania ocenić możecie sami…
Partnerami serii wpisów #LaCucinaItaliana są:
Wczoraj piekłem, jeno z pomidorem, parmeńską, parmezanem i rukolą. Z moimi ~250*C w tanim piekarniku nie osiągam spektakularnych rezultatów. Świetne rezultaty osiągam z ciastem fermentowanym w lodówce przez ok. dobę. Będę musiał też spróbować 48- i 72-godzinnego fermentu na bidze. Oby projekt nie poległ na wypieku ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Paweł
Aż miło się czyta ze świadomością, że jest nas więcej :) Ciekawe rozwiązanie z fermentacją w lodówce, muszę samemu spróbować. Czekam na relację z fermentacji dłuższej, najlepiej ze zdjęciami!
UsuńMikołaj
Ogólnie fermentacja w niższych temperaturach lepiej wpływa na smak i strukturę wypieku, przy okazji skórka bywa bardziej chrupiąca. Dotyczy to nie tylko ciasta na pizzę ale i tego na chleb ;) Temperatura jednak nie może być za niska, bo drożdże mogą nie ruszyć. Przy wkładaniu ciasta podkręcam temperaturę do 10-12*C i jest git.
UsuńPaweł
Spróbuję upiec chleb i pizzę kolejnym razem sugerując się Twoimi wskazówkami odnośnie wolnego wyrastania w niższych temperaturach. W rzeczy samej, już trochę "liznąłem" ten temat w teorii, czas najwyższy na praktykę.
UsuńTen komentarz został usunięty przez administratora bloga.
Usuń