Risotto
po mediolańsku i polsko-włoskie zmagania w kieliszku
Teorii mówiących o początkach risotto alla milanese jest
wiele. Większość z nich możemy spokojnie włożyć między bajki. Niektóre wydają
się jednak kryć w sobie ziarnko prawdy.
Inne za sprawą źródeł pisanych, zdają się być bliżej prawdy aniżeli by się to z
początku zdawało. Jedna z najbardziej prawdopodobnych historii dzieje się w
1574 roku, a dokładniej 8 września tegoż roku (znaczyłoby to, że nie tak dawno
temu powinniśmy byli świętować 442 rocznicę narodzić risotto po mediolańsku!).
Flamandzki malarz Valerio di Fiandra, który pracował wówczas przy witrażach
słynnego Duomo di Milano (swoja drogą wciąż nieukończonego), miał manię
dodawania do każdego koloru odrobiny szafranu, aby ten stał się nieco żywszy i
cieplejszy. Malarz znany był z tego na tyle, że zyskał sobie przydomek
Zafferano (Szafran).
Jak chce legenda (a może prawdziwa historia?) artysta,
nie wiedzieć czemu, być może dla żartu, podczas wesela swojej córki dodał do
risotto odrobiny szafranu (w tamtych czasach risotto alla milanese
przygotowywane było bez tej drogocennej przyprawy). Złocisty kolor risotto
zachwycił gości, a symboliczny wyraz tej barwy wręcz idealnie wpisał się w święto
z okazji zaślubin córki Fiandra. Legenda? Historia prawdziwa? Trudno
polemizować ze zwolennikami tej czy innej teorii. Faktem pozostaje, że risotto
alla milanese jest dziś jednym z najbardziej rozpoznawalnych dań włoskich na
świecie.
Składniki
dla 6 osób:
· 400g ryżu carnaroli
· ok. 75-100g szpiku kostnego
· 1 duża cebula
· 100g tartego sera Grana Padano
· 1l bulionu wołowego
· oliwa
· 100ml białego wina wytrawnego
· sól
· pieprz
· szafran
Podobnie jak w przypadku opisywanej przeze mnie ostatnio
caponaty, risotto alla milanese nie ma jednej, oficjalnej i niezmiennej wersji.
W większości przepisów jako składnik pryncypialny (nie licząc ryżu i szafranu)
pojawia się szpik kostny. W innych tłusta kiełbasa na wzór piemonckiej salam d’la duja (skojarzenia z Panissa alla vercellese jak najbardziej usprawiedliwione), w jeszcze innych mięsną
„wkładkę” zastępuje się smalcem. Podaję przepis na wersję ze szpikiem, bowiem
ta pojawia się w źródłach pisanych oraz w mediolańskich restauracjach
najczęściej.
Nasuwa się Wam zapewne pytanie skąd w Polsce wziąć szpik
kostny. Nic prostszego. Kupujemy pokaźnych rozmiarów golonkę. Gotujemy ją, po
czym z łatwością wyjmujemy zeń kość. Przy pomocy tasaka rozcinamy kość i
wyciągamy z niej szpik. Jeśli golonka Wam nie w smak, a tym bardziej szpik
kostny, zrezygnujcie z tej opcji i spróbujcie zrobić risotto alla milanese na
smalcu bądź słoninie.
Na patelni rozgrzewamy szpik/smalec/tłustą kiełbasę. Gdy
tłuszcz nabierze temperatury dorzucamy pokrojoną w drobną kostkę cebulę. Ta
ostatnia musi się jedynie zeszklić, w żadnym wypadku przysmażyć. Kolejno
dodajemy na patelnię ryż i obsmażamy go przez kilka chwil. Całość podlewamy
kieliszkiem białego wina wytrawnego. Po tym jak alkohol odparuje dodajemy co
jakiś czas bulionu wołowego. W niewielkiej porcji gorącego
bulionu rozpuszczamy szafran. Roztwór dodajemy do risotto na końcu.
Zdejmujemy naczynie ze źródła ciepła. Wsypujemy tarty ser
Grana Padano, doprawiamy solą oraz pieprzem i mieszamy dokładnie. Risotto jest
już samo w sobie dość treściwe i tłuste, ale odrobina masła na sam koniec nada
mu kremowej konsystencji. Risòtt giald
gotowe! Skonfrontujmy je z winami…
Jeden. Zgodnie z regułami sztuki zaczniemy od wina
białego, Sama Valley White Dry 2015. Bardzo jasna, złocisto-słomkowa barwa
korespondująca ze złocistym kolorem risotto. W nosie dużo egzotycznych owoców,
trochę nut zielonych. Aromat rześki i przyjemny. W ustach podobnie; dość dużo
ciała (jeszcze jedna cecha wspólna z daniem na talerzu), ale mimo wszystko wino zaliczyłbym do tych
orzeźwiających. Pomimo, że samo w sobie robi duże wrażenie, jego aromaty nie zgrywały się z
tłustym, pachnącym zwierzęcymi nutami (chociaż ugotowanego bez mięsa) risotto.
Nuty egzotycznych owoców w połączeniu z oleistą strukturą szukać mogłyby
kompana w tłustej rybie, nawet takiej usmażonej na maśle.
Dwa. Była polska biel, będzie włoska czerwień. Wino z
sąsiadującego z Lombardią Piemontu, Barbaresco Manfredi. Suknia dość jasna,
niezbyt intensywna, w tonacjach ciepłych czerwieni. Widoczna ewolucja wina przy
krawędziach kieliszka (ceglana obwódka). Nos z początku skryty, ubogi rzec by
się chciało. Po dłuższej chwili się otwiera. Czereśnie, wiśnie, takie mocno
dojrzałe. Kora cynamonowa, tytoń i trochę skóry. Ładny balans. W ustach
zaskoczenie, wino wciąż żywotne i pełne dojrzałych tanin, które idealnie
przecinają tłuste risotto alla milanese. Kwasowości jedynie mogłoby być nieco
więcej, aby lepiej kontrastować danie. Zarówno pod względem struktury, jak i
aromatów w kieliszku i na talerzu panuje względna harmonia.
Z dwóch win zdecydowanie lepiej wypadło w tym zestawieniu
Barbaresco Manfredi. Taniny i pewna dawka kwasowości ładnie przecinały tłuszcz,
na którym bazowało risotto. Chociaż danie pozbawione było mięsa, nie brakowało
w nim jego aromatów. Dobrze z nimi korespondowały beczkowo-owocowe aromaty
wina. W przypadku Sama Valley, chociaż jest ono winem bardzo smacznym,
brakowało jedności aromatycznej. Owocowe, świeże nuty brzoskwiń, mango czy
ananasa nie pasowały do zwierzęcych aromatów żółtego risotto.
Więcej o serii wpisów #LaCucinaItaliana szukajcie na
portalu Facebook wpisując hashtag lub na profilu Italianizzato. A w następnym
wpisie… Przekonacie się już niebawem!
Partnerami
serii wpisów #LaCucinaItaliana są:
Barbaresco
Manfredi otrzymałem od Faktorii Win.
Sama Valley White Dry otrzymałem od producenta.
Niedawno robiłem risotto alla milanese, tyle że z... penne ;) Wszystko robi się tak samo, tyle że zamiast risotto dodaje się makaron. Byłbym podejrzliwy co do przepisu, ale znalazłem go w "The Silver Spoon" ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Paweł
Mnie również obił się ten przepis o uszy. Muszę wypróbować!
UsuńMikołaj