Umbryjskie
klasyki w kieliszku
"W tym lokalu organizujemy odrabianie zajęć dla abstynentów." Wymowne. |
Coroczny wypad nad jezioro Trasimeno
chyba już na stałe zadomowił się w moim wakacyjnym kalendarzu. Rok w rok
odwiedzam to niesamowite miejsce, któremu Stwórca nie oszczędził uroku
wynikającego z natury. Nie dla samej przyrody jednak przejeżdżam pół Europy.
Wspomnieć w tym miejscu muszę o tle historycznym (mam na myśli bitwę Rzymian z
Hannibalem u brzegów Lago Trasimeno, w której ci pierwsi ponieśli sromotną
porażkę) oraz o urokach wypływających (dosłownie!) z enologicznego bogactwa. Do
szczęścia nic więcej mi nie trzeba… wystarczy wspomnieć, że dwa lata temu
przywiozłem z tego miejsca przyjemne Est! Est!! Est!!!, a w zeszłym roku pyszne lokalne bąbelki. A jak było w tym roku?
Dobrze. Tylko, albo aż dobrze.
Zależy jak na to spojrzeć. Aż dobrze, bo udało mi się spróbować wielu lokalnych
specjałów. Tylko dobrze, bo jedynie na tyle oceniam jakość degustowanych przeze
mnie win. Zaczęło się od Grechetto
Poggio Bertaio IGP 2014. Było to wino o lekko zielonkawej barwie i takich
też nutach wyczuwalnych przy pierwszym kontakcie z nozdrzami. Dopiero po krótszym
obcowaniu z tlenem i ogrzaniu wina z kieliszka niechętnie wysunęła się
owocowo-ziołowa nuta. W ustach zwiewność, średnia intensywność aromatów i taka
też kwasowość. Niedojrzała papierówka i polne zioła, krótko mówiąc. Dobre na
aperitivo, dobre do risotto ze szparagami lub innego warzywnego. Wino
kosztowało 5 euro, a oceniłem je na:
Drugim winem wyprodukowanym na bazie
tego samego szczepu było Colli Martiani
DOC 2013 od producenta poznanego przeze mnie rok wcześniej - Terre della
Custodia. Pomimo, że wino było o 12 miesięcy starsze od poprzedniego, wciąż
zachowywało pewną dozę świeżości i rześkości, której towarzyszyło kamienne tło.
Nic to jednak nie dało, bo wino określiłem w notatkach jako „smaczne, ale bez
szału, nie zapada w pamięć, tego kwiatu to pół światu”. Na dodatek kosztowało o
1,5 euro więcej niż Poggio Bertaio. Czy trzeba coś jeszcze dodać? Colli
Martiani broni z kolei dopisek „dobre na upały”. Wino otrzymało ode mnie ocenę:
Przejdźmy do umbryjskich czerwieni.
Zacząłem od degustowanego już poprzednio Montefalco Rosso produkowanego przez
Terre della Custodia. W tym roku nalano mi do kieliszka rocznika 2011. Cóż, nie
będę krył, że nie byłem zachwycony. Nawet jeśli ciemno-wiśniowa barwa i
śliwkowo-drewniany nos zachęcały do zanurzenia ust, smak wdzierał się do tej
bajki niczym nieproszony gość i zamieniał ją w horror. Potężne drewniane
drzazgi, żeby nie powiedzieć hebel. Średnia kwasowość i do tego trochę wiśni w
cynamonie. Po długim napowietrzaniu tanina nieco słabnie, ale wciąż się za
bardzo panoszy. Za dużo jej tu jak na wino za 8,5 euro, ocena to:
Na szczęście ostatni zawodnik od
tego samego producenta obronił dobre imię firmy. Colli Martani Rosso 2013 z edycji Collezione to kupaż na bazie
szczepów Merlot i Sangiovese. Barwa jak u poprzednika, ciemna, intensywna. W
nosie również nieco śliwki, nieco podwędzanej wiśni, nieco beczki. W ustach
natomiast nie ma już wbijających się w język drzazg. Są za to wyraziste, ale
dobrze skrojone taniny. Zdecydowanie miększe i lepiej wyważone niż Montefalco.
Dobra kwasowość, która współgra z beczką, owocowością i taniną. Za 7 euro
zdecydowanie warto, wino oceniłem na:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz