Andaluzja
po raz trzeci, mam nadzieję nie ostatni
Siedząc z kieliszkiem dosyć już
dojrzałej, bo ponad dwuletniej wiśnióweczki raz jeszcze otwieram zeszyt z moimi
magicznymi zapiskami z Andaluzji. Nieco sentymentalna podróż do Hiszpanii może
pomóc w przezwyciężeniu pogody, której lepiej nie porównywać do tej z Półwyspu Iberyjskiego. Wpis
ten będzie czymś w rodzaju zbioru win i innych trunków, które nie znalazły
miejsca w poprzednich.
Zaraz po przyjeździe do Marbelli,
dosyć ładnego, chociaż dla mnie już zbyt turystycznego kurortu na Costa del
Sol, skoczyłem do pobliskiego marketu. Pierwszą butelką, jaka mi się rzuciła w
oczy była Sidra El Gaitero. Stało się tak najprawdopodobniej na fali mojej
fascynacji cydrami brytyjskimi i nie tylko, o których to już jakiś czas temu
się rozpisywałem.
El
Gaitero to po polsku „dudziarz” i taki też widnieje na etykiecie. Jest to
chyba najbardziej znany (a z pewnością jeden z takowych) cydrów hiszpańskich.
Produkowany naturalnie w Asturii, cydrowym zagłębiu na Półwyspie Iberyjskim.
Nagazowany jak trzeba (o czym świadczyła zalana podłoga w hostelu), mający
charakterystyczną, żółciutką barwę (skórka cytrynowa bez dwóch zdań). Bukiet
cytrusowo-jabłkowy, z naciskiem na to pierwsze. Zdecydowanie różniący się od
poznanych przeze mnie cydrów brytyjskich, polskich i innych.
W ustach charakterystyczne kwaśne
jabłko, trochę gumy do żucia i cukru pudru. Dosyć długi finisz, lekko taninowy
i kwaskowy. Ogółem zdefiniowałbym dudziarza tak: sok jabłkowy (zaledwie 4%)
niestroniący od kwaśności, mocno nagazowany, którego należy spożywać koniecznie
do posiłku. Mocna szósteczka ode mnie!
Jedynie produkty z mleka cabra malagueña umknęły mi podczas podróży. |
Po wojażach dłuższych i krótszych,
kilku(nastu) butelkach wina i trzech dniach dotarłem do Malagi. Nie byłbym sobą, gdybym nie odwiedził miejsc kultowych. Takim była na
przykład Antigua Casa de Guardia, tak była też bodego-restauracja El Pimpi
(która jednak zdecydowanie różniła się od tej pierwszej). El Pimpi to wizytówka
miasta, którą odwiedziło już kilkadziesiąt (o ile nie kilkaset sław), a w tym
między innymi Agatha Ruiz de la Prada i Antonio Banderas. Przyznaję z bólem, że
jest to miejsce już w dużej mierze przygotowane pod turystę, a szkoda. Niczemu
to jednak nie szkodzi, bo jedzenie i wina mają świetne. Przekonałem się o tym
bardzo szybko zamawiając Blanco Verdejo
Barón de Rivero.
Przecież mówiłem, że mój wyjazd powiązany jest z nauką i obowiązkami, a nie przyjemnościami... |
Wino to było nieco podobne do Verdejo
z Setenil de las Bodegas. Barwa wyblakłego siana, bukiet bazujący na agreście,
rajskim jabłuszku i innych niedojrzałych, zielonych owocach. Smak dosyć
delikatny, kwasowość jest utrzymana na wodzy i ujawnia się dopiero na finiszu.
Ten z kolei bazuje na gorzkich oliwkach i migdałach. Ogólnie rzecz ujmując wino
łatwe w odbiorze, rześkie z zaznaczoną goryczką. Oliwki w solance pasowały doń
idealnie. Myślę, że słonowodne ryby byłyby również super w tym zestawieniu.
Druga próba okazała się być równie
udana, w kieliszku znalazło się Vivillo
Tinto Barón de Rivero. Winnica ta sama, poziom ten sam, ale charakter i
smak zupełnie inny. Od pierwszego momentu nozdrza uderza silna woń leśnej
ściółki, orzeszków piniowych i jałowca. Następnie do głosu dochodzą jagody i
daleko w tle wanilia. Na języku, poza wspomnianymi aromatami, pojawia się
również skóra i taniny, które nadają temu winu charakteru (na finiszu są nieco
nieokrzesane i atakują ze zdwojoną siłą). Zdecydowanie jedno z lepszych win
wypitych przeze mnie w Andaluzji (jeśli mowa o wytrawnych). Dotlenione staje
się bardziej owocowe, a wanilia gra już rolę drugoplanową.
I znów te beczki... |
Czas na deser, a w tym wypadku nie mogło to być nic
innego, jak Málaga Virgen – towar
eksportowy miasta i bodegi El Pimpi. Kolor bardzo ciemnego bordo oraz
towarzyszące mu nuty suszonej śliwki, skóry, rodzynek (znak firmowy tego typu
wina) i anyżu zapowiadały, że enologicznej uczty ciąg dalszy. Ta Malaga była
zdecydowanie słodsza niż próbowane przeze mnie wcześniej. Na języku czuć
daktyle i suszone figi, śliwka gdzieś w tle. Finisz dosyć pikantny z
zaakcentowanymi taninami.
Po takich przeżyciach aż żal było wracać do Polski.
Chętnie zostałbym w Andaluzji jeszcze kilka dni (tygodni) i prowadził dalej
moje badania nad słodkim winem z Malagi, obowiązki jednak wzywały. Całe
szczęście sklep z winami na strefie wolnocłowej był otwarty już od 6 rano imogłem kupić sobie „coś na pamiątkę”.
...a jedna z nich podpisana przez samego Banderasa... |
...ta z kolei przez rektora miejscowej uczelni. |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz