____________________________________________________________________________________________________________________________________________________
¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯

wtorek, 16 lutego 2016

Winne Wtorki: Kulinarny powrót do korzeni

Szukamy wina do lokalnych przysmaków

Z pewną dozą niedowierzania i podziwu dla siebie samego z każdym tygodniem zauważam, jak w mojej kuchni kolejne miejsca dotychczas obwarowane przez potrawy iście włoskie, zdobywa nasza rodzima kuchnia. Mój powrót, w pewnym sensie, do kulinarnych korzeni naznaczony jest odkrywaniem na nowo lokalnych smaków oraz przepisów, które mam w pamięci dzięki temu, co serwowała mi często na obiad mama. Wówczas zdarzało się, że gardziłem pyrami z gzikiem lub tradycyjną wielkopolską czerniną, dziś mój stosunek do regionalnych dań zmienił się o 180 stopni, a enologiczne wyprawy w nieznane traktuję jedynie jako kolejny bodziec do odkrywania przepisów, z których czerpała moja mama i babcia.
Nie dziwi więc, że z wielką chęcią przystałem na propozycję Sławka, autora bloga Enoeno, dotyczącą dzisiejszego tematu Winnych Wtorków. Drodzy Czytelnicy, szukamy dziś win pasujących do dań lub produktów, które związane są z naszymi okolicami (naszymi, tj. winnych blogerów). Kuchnia wielkopolska, jak powszechnie wiadomo, pyrami stoi. Nie bez powodu przecież Poznań znany jest jako stolica Pyrlandii. A czymże są rzeczone pyry? Niczym innym jak ziemniakami, kartoflami nazywanymi w niektórych miejscach. Plyndze, czyli placki ziemniaczane, serwowane były w moim rodzinnym domu bardzo często w piątek w towarzystwie kwaśnej śmietany. To samo tyczy się przywołanych już pyr z gzikiem (czyli ziemniaków z białym twarożkiem doprawionym cebulką/szczypiorkiem). Ciągle mam w pamięci smak szagówek, czyli takich wielkopolskich kopytek (nazwa pochodzi od charakterystycznego krojenia klusek – „na szagę”, co w gwarze poznańskiej oznacza „na ukos”). Nie zapominajmy o szarych kluskach, które w moim domu nazywane były „z pokrywki”, bowiem z ciasta na bazie tartych ziemniaków, ułożonego na metalowej pokrywce, odrywało się łyżką małe kluseczki o nieregularnym kształcie.
Kuchnia wielkopolska to jednak nie tylko pyry. To również kaczka, nieco dziczyzny oraz Rogale Marcińskie na deser (przysmak przede wszystkim kojarzony z Poznaniem). O rogalach pisałem już wcale nie tak dawno, udało mi się nawet znaleźć przyjemnego rieslinga „zza miedzy”, który na św. Marcina całkiem dobrze pasował do tradycyjnego poznańskiego Rogala Marcińskiego. Wróćmy jednak jeszcze na moment do kaczki – tę podaje się tradycyjnie w towarzystwie słodkiej modrej kapusty oraz pyz. Nie dajcie się jednak zmylić, my Wielkopolanie nazywamy tak to, co inni znają jako kluski na parze!


 Jak widać, pole do popisu niemałe. Chwała temu, kto w jednym skromnym wpisie byłby w stanie wziąć pod uwagę cały ten ogrom kulinarny i objąć go enologicznym spojrzeniem. Aby ułatwić sobie nieco sprawę, postanowiłem szukać win tylko do dwóch tradycyjnych elementów kuchni mojego regionu. Wybrałem jeden produkt oraz jedno danie.
Zgodnie z powszechnie obowiązującymi zasadami podawania potraw (nie, kuchnia regionalna nie jest ani trochę wyjęta spod tego typu restrykcji), zaczniemy od leberki wielkopolskiej. Jest to rodzaj wędliny (wątrobianki) wyrabianej z podrobów. Głównym składnikiem tego produktu jest wątroba wieprzowa. Lekko podwędzona leberka wytwarzana była na terenach Wielkopolski najczęściej w okolicach Wielkanocy. Nazwa, jak łatwo zauważyć, pochodzi od niemieckiego słówka leberwurst (dosłownie kiełbasa z wątroby).
Do sedna: do wyżej wspomnianego wielkopolskiego przysmaku proponuję musiaka z Katalonii, Cava Brut Mont Marcal. Słomkowo-złocista barwa i jabłkowo-drożdżowy nos. Do tego nuty niedojrzałego, zielonego ananasa. Wino na języku dość lekkie, rześkie i chrupkie. Zdecydowanie wytrawne. Aromat raczej z tych średnio intensywnych. Do leberki nie za mocno potraktowanej dymem wędzarniczym będzie jak znalazł. Bardziej czujnym egzemplarzom może nie podołać.

Nazwa: Cava Brut
Producent: Mont Marcal
Miejsce zakupu:
Cena: wino otrzymałem w prezencie
Rodzaj wina: białe, wytrawne, musujące
Ocena:




Po tak smakowitym wstępie czas na danie główne, pieczona kaczka z modrą kapustą i pyzami (w poznańskim tego słowa znaczeniu). Na talerzu dużo różnych smaków, ale nutą przewodnią jest słodycz (suszone śliwki lub słodkie jabłka dodane do pieczenia kaczki oraz modra kapusta doprawiona na słodko-kwaśno z przewagą tego pierwszego). W tym wypadku można pójść za radą Jakuba Małeckiego i sięgnąć po Beaujolais. W moim kieliszku wylądowało jednak inne francuskie wino. Mój wybór może nieco dziwić, ale wszelkie wątpliwości zostaną wyjaśnione w dalszej części. Zaryzykowałem kaczkę z Saint-Emilion J. Lebegue 2013.
Wino miało ciemno krwisty kolor, chociaż był on nieco rozwodniony. W ustach zdecydowanie dominowały czerwone owoce, gdzieś w tle pojawiało się nieco alkoholu. Czuć było dominację merlota w kupażu. Ogólnie rzecz ujmując zapach prosty, wygładzony, ale przyjemny. W ustach niestety słaba koncentracja aromatów, słaba kwasowość, całość jakby podzielona na pół. Są owoce, jest odrobina pikanterii na finiszu, ale mimo wszystko mało tego. W kontekście Saint-Emilion wino słabe, w kontekście promocyjnej ceny (15zł) i tego, co znalazło się na moim talerzu – wino całkiem pijalne i przyjemne. Nie ukrywam, pozycje z tej apelacji serwowane do kaczki to wybór dość odważny, ale w tym wypadku, gdy na tapecie pojawiło się wino złagodzone, zredukowane w aromatyczności i intensywności, było bardzo w porządku.

Nazwa: Saint-Emilion 2013
Producent: J. Lebegue
Miejsce zakupu: Biedronka
Cena: 30zł 15zł
Rodzaj wina: czerwone, wytrawne
Ocena: 


Inni wtorkowicze napisali:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz