Historia najgorętszego lata
stulecia
Z ręką na sercu przyznaję, że
zakładka książki niniejszego bloga
była nieco zaniedbana przez ostatnie miesiące. Wiązało się to z brakiem czasu
na codzienną lekturę, który z kolei hojnie dedykowałem kolejnym testom w kuchni
i przy kieliszku. Dziś jednak robię pierwszy krok, który prowadzić ma do następnych,
a te zmierzać będą do poprawy i częstszych relacji na temat przeczytanych
książek. Oczywiście nie zmienia się fundamentalny zamysł wspomnianej rubryki:
sięgam po dzieła autorów włoskich, książki opowiadające o Włoszech lub wiążące
się luźno z szeroko pojętą włoskością.
O Niccolò Ammanitim pisałem już na
łamach Italianizzato przy okazji książki …zabiorę cię ze sobą. Gorzki, pesymistyczny ton poznany przy okazji tamtej pozycji
będzie towarzyszył również każdemu, kto zdecyduje się sięgnąć po Nie boję się (tytuł oryginalny Io non ho paura). Autor dość szybko dał
się poznać jako pisarz zdecydowanie pesymistyczny, stawiający rzeczywistość w
szarym świetle, który stanowczo odrzuca różowe okulary. Jego świat mimo to nie
jest czarno biały. Ammaniti raz jeszcze sięga po dziecięce marzenia, aby
skonfrontować je z prozą życia dorosłych. Dziewięcioletni Michele, bohater Nie boję się, żyje z dala od miejskiego
zgiełku. Jest prawdopodobnie najgorętsze lato stulecia. Kończą się smutne dla
Włochów lata ’70. Biegając i bawiąc się z okolicznymi dziećmi po polach złocistej,
rosnącej na południu kraju pszenicy, mały Michele nie jest jeszcze świadomy, że
niebawem obrazy te będą jedynie ułudą i sennym wspomnieniem.
Życie w beztrosce kończy się bardzo
szybko, bowiem już na pierwszych stronach książki czytelnik wraz z Michele
odkrywa tajemnicę kryjącą się w jamie na jednym z okolicznych wzgórz. Od tego
momentu świat małego bohatera staje się coraz bardziej mroczny. Bajkowe pejzaże
i dni spędzone na zabawie przestają mieć większe znaczenie. Tak dla samej
historii, jak i dla dziewięciolatka. Z każdą przeczytaną stroną sprawy
zmierzają ku gorszemu. Ammaniti trzyma jednak czytelnika w napięciu, nie
pozwalając aby ten chociaż przez chwilę domyślał się, jak może zakończyć się
cała historia. A koniec ten jest kwintesencją twórczości Ammanitiego…
Pisarz będący bohaterem dzisiejszego wpisu jest jednym z
tych, których albo się kocha, albo nienawidzi. Żadnych półśrodków i żadnych
półprawd. Realizm i pesymizm jakie charakteryzują jego twórczość sięgają
najlepszych wzorów z historii literatury. Ammaniti doprowadził do perfekcji
przedstawianie świata realnego w odcieniach szarości. O tym jak ciekawy jest
jego styl może świadczyć chociażby niezbyt udana (w mojej opinii) ekranizacja Nie boję się skądinąd świetnego
włoskiego reżysera, Gabriela Salvatoresa. Nawet tak znakomity twórca jak
on nie był w stanie przedstawić na ekranie tego, co przekazuje nam
Ammaniti w swoich książkach, w tym tej, o której piszę dzisiaj.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz