Pagnoncelli
Folcieri - Moscato di Scanzo
Był
słoneczny niedzielny poranek. Autobus z Città
Bassa z początku wlókł się po ulicach Bergamo. Jak tylko jednak zabudowa
miejska zrobiła się rzadsza, kierowca dodał znacząco gazu. Po około dwóch
kwadransach wysiedliśmy (bo było nas dwoje) na niewielkim przystanku
postawionym przy spokojnej ulicy na obrzeżach małej mieściny. Tablica, która
pomimo, że była ode nas oddalona o kilkadziesiąt metrów, rzuciła mi się
wyraźnie w oczy. Benvenuti a
Scanzorosciate – Terra del Moscato di Scanzo.
Około pół godziny drogi od centrum Bergamo znajduje się
najmniejsza apelacja D.O.C.G. we Włoszech (przynajmniej zgodnie z ostatnimi
danymi, które miałem okazję widzieć). Przez niektórych wyśmiewana, przez innych
ignorowana, przez jeszcze innych z kolei egzaltowana. Jedno jest pewne: Moscato
di Scanzo to ciekawostka enologiczno-turystyczna, która znajduje się dosłownie
tuż obok jednego z ważniejszych włoskich lotnisk. Zwłaszcza jeśli mówimy o
tanich liniach lotniczych.
Pierwsze wzmianki o słodkim Moscato z okolic Bergamo
pochodzą z połowy XIV wieku. W tym samym dokumencie z 1347 roku pojawia się
również nazwisko jednego z aktualnych patronów wina ze Scanzo: Alberico da Rosciate.
Jego podobizna, wspólnie z tą przedstawiającą Simone da Scanzo, widnieje na
logo lokalnego konsorcjum. W historii tego wina pojawiają się Gwelfowie i
Gibellini, pojawia się caryca Katarzyna II, pojawia się wreszcie londyńska
giełda, gdzie Moscato di Scanzo było notowane już w XIX wieku (fakt ten nie
powinien dziwić, biorąc pod uwagę ówczesne zamiłowanie anglików do win mocnych
i słodkich).
Tak pokrótce wygląda historia Moscato di Scanzo. W
odkrywaniu lokalnych tradycji i smaków pomagała nam owego niedzielnego poranka
Francesca, właścicielka winnicy Pagnoncelli Folcieri. Kilka minut po dziesiątej
zadzwoniłem domofonem do jej domu. Szary mur odgradzający jedno z okazalszych i
najstarszych zabudowań w Scanzo od głównej ulicy nie zdradzał ani przez moment
tego, czego powinniśmy się spodziewać. Metalową furtkę otworzyła młoda kobieta o
przyjaznym wyrazie twarzy, na której w tamtym momencie malował się uroczy
uśmiech (który z resztą nie znikał z twarzy Franceski nawet wtedy, gdy
opowiadała o problemach, jakim muszą stawiać czoła lokalni producenci wina). Od
razu zaproponowała przejście na „ty”, po czym wprost zapytała: „Gdzie u licha
nas znalazłeś?”. Cóż, w dobie Internetu…
źródło: zdjęcie nadesłane przez Franceskę. |
Po krótkiej prezentacji dotyczącej historii Moscato di
Scanzo (którą przytoczyłem kilka chwil wcześniej), Francesca zaczęła oprowadzać
nas po domu jednocześnie opowiadając o rodzinnej tradycji dotyczącej produkcji
wina. Niemałą rolę odegrała w tym wypadku rodzinna apteka. Pagnoncelli Folcieri
zaczęli produkować Moscato di Scanzo na początku XX wieku. W pracę w winnicy
oraz później przy samej produkcji wina zaangażowani byli zawsze wszyscy
członkowie familii. Sama Francesca z zaangażowaniem wspominała, jak wraz z
rodzeństwem mając zaledwie kilka lat, ugniatała winogrona nogami. Moscato
produkował jej pradziadek oraz dziadek, powstawało właściwie co roku (z krótką
przerwą na czas wojny). Owoce ich pracy przeznaczone były zazwyczaj dla rodziny
i znajomych. Dopiero od niedługiego czasu postanowili sprzedawać swoje Moscato,
nawet jeśli wielkość produkcji mierzona jest w skali mikro (na swojej stronie
internetowej Pagnoncelli Folcieri reklamują się jako najmniejszy producent
najmniejszej włoskiej apelacji D.O.C.G.). Aktualnie winnica angażuje ją, jej
męża, brata oraz ojca. Wszystko pozostało zatem w rodzinie.
Francesca dogląda winnicy wspólnie z mężem. Obydwoje
wcześniej nie byli związani zawodowo z enologią, aktualnie oddają się jej bez
reszty. Działają nie tylko na rzecz produkowanego przez nich wina, ale i dla
dobra całej apelacji. Są silnie zaangażowani w działania lokalnego konsorcjum
oraz próbują przekonać innych do ciągłego doskonalenia i podnoszenia jakości wytwarzanych
tutaj win.
Podczas wizyty w domu Pagnoncellich mieliśmy okazję
spróbować rocznika, który właśnie ma wejść do sprzedaży, Moscato di Scanzo
D.O.C.G. 2012. Wino miało intensywną, ciemną, wchodzącą w brunatne tony,
wiśniową barwę. W nosie eksplodowało od samego początku nutami dojrzałych
owoców i słodkich śliwkowych powideł. Do tego przewijały się aromaty lukrecji i
nuty balsamiczne. Zapach wraz z upływem czasu ujawniał kolejne pokłady
nieodkrytych aromatów. W ustach dość wysoka słodycz (jakby nie było wino
produkowane jest z winogron podsuszanych przez kilka tygodni) zbalansowana była
wciąż nieco zieloną kwasowością. Do tego niesamowita koncentracja aromatów oraz
gęsty i długi finisz. Jeszcze na kilka minut po przełknięciu wina można było
wspominać coraz to nowe smaki, które pojawiały się na języku. Rocznik 2012 to
wciąż młodzieniaszek, niemniej już wyraźnie widać, że ma bardzo duży potencjał.
A jakby tak móc spróbować tego wina za 5, 10 czy 15 lat?
Pomimo, że nasza wizyta w domu Pagnoncelli Folcieri
trwała dwa razy tyle, ile zaplanowaliśmy na początku, wychodząc ponownie za
szary mur i opuszczając to niezwykłe miejsce czułem niedosyt. Wystarczyło kilka
chwil, aby przekonać się, że związek, który łączy Franceskę i jej rodzinę z
produkcją wina jest niezwykły. Patrząc na jej zaangażowanie i optymizm, zaczyna
się rozumieć na czym polega fenomen małych, rodzinnych winnic. Grazie per tutto Francesca!
Fresk z domu Pagnoncelli Folcieri, który znalazł się na etykiecie wina. źródło: zdjęcie nadesłane przez Franceskę. |
Po zbiorach winogrona suszą się na siatkach przez około 3 tygodnie. źródło: zdjęcie nadesłane przez Franceskę. |
Najstarszy zachowany rocznik Moscato di Scanzo w piwnicy Pagnoncelli Folcieri. źródło: zdjęcie nadesłane przez Franceskę. |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz