____________________________________________________________________________________________________________________________________________________
¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯

poniedziałek, 12 października 2015

Fattoria della Talosa…

…czyli nowe życie wina Nobile di Montepulciano


            Wśród najstarszych i najbardziej cenionych, wciąż chyba jeszcze najbardziej popularnych (chociaż to się zmienia), apelacji toskańskich wypadałoby wymienić trzy: Chianti (z prymatem Chianti Classico), Brunello di Montalcino i Nobile di Montepulciano. Wszystkie te apelacje na przestrzeni lat przeżywały wzloty i upadki. Weźmy Chianti, początkowo produkowano tu wina raczej średniej jakości, ot proste, owocowe wina codzienne na potrzeby miejscowej ludności. Gdy jakość win znacząco się podniosła, do gry musiał wejść włoski rząd i wszystko zepsuć. A trzeba było rozszerzać apelację Chianti aż na pół Toskanii? A na co to komu, a po co? W efekcie dziś można znaleźć wszystko i nic w butelce, do której przyklejono etykietę z napisem tej apelacji.
            Idźmy dalej, jeśli wydaje Wam się, że Brunello od zawsze było jedną z najjaśniejszych gwiazd na włoskim kalejdoskopie winiarskim, to jesteście w błędzie. Co prawda źródła podają, że produkcja wina w okolicach Montalcino istniała już za czasów etruskich, to prawdziwa moda na tutejsze trunki rozpoczęła się nie dalej jak z końcem XIX wieku. Dopiero wtedy bowiem Clemente Santi, ówczesny właściciel rodzinnej firmy Biondi-Santi, metodą prób i błędów wyodrębnił z posiadanych winorośli te, które rodzą owoce o grubszej skórce, a co za tym idzie, dają wina intensywniejsze, bardziej wyraziste i przede wszystkim długowieczne…


            Również w przypadku Montepulciano sprawy miały się różnie. W średniowieczu okolice rodzinnego miasta Angela Poliziana stały się winiarską Mekką dla możnych florenckich rodów (mieszkańcy Montepulciano nigdy nie kryli swojego poparcia dla gwelfów ze stolicy Toskanii, za co tamci zawsze chętnie ich wynagradzali). Wiadomo jest, że już w XVI wieku florentczycy odnotowywali wysokie zyski ze sprzedaży wina Nobile. Wiek XVII przyniósł stopniowy spadek znaczenia tutejszych upraw. Montepulciano musiało czekać aż do początku XX wieku, kiedy to wzorem sąsiadów z Montalcino, producenci Nobile postanowili odbudować jego dobre imię.
Sama nazwa „Nobile” oznacza ni mniej, ni więcej, jak „szlachetne”. Trudno jest dziś określić jednoznacznie pochodzenie tej nazwy, jedna z teorii mówi o jakości wina i odnosi się bezpośrednio do zbioru winogron – do produkcji Nobile używano jedynie najlepszych i najbardziej okazałych owoców. Według innej teorii, nazwa „szlachetne” odnosi się do pierwszych producentów tutejszego wina – wspomnianych możnych rodów z Florencji.
Mój krótki wstęp na temat historii Montepulciano i jego winiarskich wzlotów i upadków był o tyle potrzebny, że bohaterem dzisiejszego wpisu jest jeden z producentów, którego możemy spokojnie zaliczyć do nurtu „odnowy Nobile”. Fattoria della Talosa istnieje w Montepulciano już dość długo, ale najważniejszy etap w historii tego producenta należy liczyć od roku 1972. Wtedy to winnica trafiła w ręce znanego rzymskiego przedsiębiorcy, Angela Jacorossiego. Wraz ze zmianą właściciela jakość produkowanych przez Talosę win Nobile zaczęła się stopniowo podnosić, a to za sprawą wręcz fanatycznej dbałości o najwyższą jakość owoców, jako fundamentalnego składnika potrzebnego do stworzenia dobrego trunku. Działania podjęte przez Jacorossiego dają efekty nieprzerwanie od ponad czterdziestu lat, o czym mogłem się przekonać w tym roku…


W przyjemnym wnętrzu historycznej piwnicy Talosy, która mieści się w samym centrum Montepulciano, miałem okazję spróbować wyśmienitych win i nie tylko. W kolejności degustacji opisuję zatem:


Na początek Rosso di Montepulciano 2014. Kupaż składający się w 85% z Sangiovese z 15% dodatkiem w postaci Merlot i Canaiolo. W nosie wiśnia i nieco anyżu, już w zapachu czuć energiczną naturę tego wina. Na języku dość kwaśna wiśnia i nieco pieprzu. Wino niezbyt głębokie, ale poradzi sobie z pierwszymi daniami (we włoskim znaczeniu, tj. przede wszystkim z makaronami), za cenę 8,40 euro można zaryzykować zakup z zamiarem otworzenia za rok lub dwa, oceniam je na:




Następne wino to zawodnik wagi cięższej, o czym szybko się przekonałem, do gry weszło Nobile di Montepulciano 2012 (cena: 14,50 euro). W kieliszku wino zbudowane jedynie na dwóch szczepach: Sangiovese i Merlot (10%). W barwie da się dojrzeć trochę brunatnych refleksów. Obok dojrzałej wiśni w zapachu przewija się również śliwka, a tworzą one razem słodki, owocowy bukiet. Na finiszu wtóruje im odrobina gorzkiego kakao. Tanina jeszcze nieco odstaje od całości, ale nie potrzeba już dużo czasu, aby wystający gwóźdź znalazł się na swoim miejscu. Ocena to:




O ile zwykłe Nobile bardzo mi smakowało, o tyle Nobile di Montepulciano Riserva 2010 (cena: 20 euro) rozłożyło mnie na łopatki. Stuprocentowe Sangiovese po 26 miesiącach w beczce ładnie się ugładziło i właściwie nic więcej mu już nie potrzeba. Wspomnieć należy, że jedynie owoce z najlepszych lat wytrzymują tak długie oczekiwanie (a 2010 do takowych należał), więc Talosa nie produkuje Riservy w każdym roku. Wino ma ciemną, krwistą barwę, bardzo intensywną i wciąż pełną żywego koloru. Bukiet to wariacja przeplatających się ze sobą nut owocowych (wędzone śliwki i soczyste wiśnie), przyprawowych oraz „odbeczkowych” (lukrecja i przyprawy korzenne). Spójny, zrównoważony smak, który charakteryzuje się dobrą ilością kwasu, beczki i owocu. Żaden ze składników nie zagłusza innych, a wszystkie razem grają w jednej drużynie. Poważne wino, które w pełni zasługuje, aby na etykiecie widniał napis „Nobile”. Oceniam je na:





            Myśląc, że na tym koniec przeżyć, w moim kieliszku niepostrzeżenie znalazło się  wyjątkowo smaczne dwudziestoletnie (!) Vin Santo. W 1995 roku wyprodukowano go zaledwie 2000 butelek. Co ciekawe, leżało ono na osadzie drożdżowym przez 15 lat. O ile ciężko mi polubić Vin Santo, o tyle w tym przypadku nie miałem żadnych zastrzeżeń. Wino ma przyjemny aromat prażonych orzechów, daktyli w syropie i innych suszonych owoców. Wysoką zawartość cukrów równoważy odrobina kwasowości, dzięki czemu wino nie zakleja, a dla mnie stanowiło idealny deser po prawdziwej winiarskiej uczcie.



            Słowem zakończenia: pracownik Talosy poczęstował mnie na pożegnanie grappą, którą destyluje się z wytłoczyn po riservie. Ale cóż to była za grappa! Aromatyczna, czyściutka, aromatyczna, z dobrze zauważalnym winnym posmakiem i... jeszcze bardziej aromatyczna! Zanieczyszczać taki trunek czymkolwiek to istny grzech, a zatem polecam pić samą.


Odkrywaj Toskanię z Italianizzato klikając poniżej!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz