…czyli
nowe życie wina Nobile di Montepulciano
Wśród najstarszych i najbardziej
cenionych, wciąż chyba jeszcze najbardziej popularnych (chociaż to się
zmienia), apelacji toskańskich wypadałoby wymienić trzy: Chianti (z prymatem
Chianti Classico), Brunello di Montalcino i Nobile di Montepulciano. Wszystkie
te apelacje na przestrzeni lat przeżywały wzloty i upadki. Weźmy Chianti,
początkowo produkowano tu wina raczej średniej jakości, ot proste, owocowe wina
codzienne na potrzeby miejscowej ludności. Gdy jakość win znacząco się
podniosła, do gry musiał wejść włoski rząd i wszystko zepsuć. A trzeba było
rozszerzać apelację Chianti aż na pół Toskanii? A na co to komu, a po co? W
efekcie dziś można znaleźć wszystko i nic w butelce, do której przyklejono
etykietę z napisem tej apelacji.
Idźmy dalej, jeśli wydaje Wam się,
że Brunello od zawsze było jedną z najjaśniejszych gwiazd na włoskim
kalejdoskopie winiarskim, to jesteście w błędzie. Co prawda źródła podają, że
produkcja wina w okolicach Montalcino istniała już za czasów etruskich, to
prawdziwa moda na tutejsze trunki rozpoczęła się nie dalej jak z końcem XIX
wieku. Dopiero wtedy bowiem Clemente Santi, ówczesny właściciel rodzinnej firmy
Biondi-Santi, metodą prób i błędów wyodrębnił z posiadanych winorośli te, które
rodzą owoce o grubszej skórce, a co za tym idzie, dają wina intensywniejsze,
bardziej wyraziste i przede wszystkim długowieczne…
Również w przypadku Montepulciano
sprawy miały się różnie. W średniowieczu okolice rodzinnego miasta Angela
Poliziana stały się winiarską Mekką dla możnych florenckich rodów (mieszkańcy
Montepulciano nigdy nie kryli swojego poparcia dla gwelfów ze stolicy Toskanii,
za co tamci zawsze chętnie ich wynagradzali). Wiadomo jest, że już w XVI wieku
florentczycy odnotowywali wysokie zyski ze sprzedaży wina Nobile. Wiek XVII
przyniósł stopniowy spadek znaczenia tutejszych upraw. Montepulciano musiało
czekać aż do początku XX wieku, kiedy to wzorem sąsiadów z Montalcino,
producenci Nobile postanowili odbudować jego dobre imię.
Sama nazwa „Nobile” oznacza ni mniej, ni więcej, jak
„szlachetne”. Trudno jest dziś określić jednoznacznie pochodzenie tej nazwy, jedna
z teorii mówi o jakości wina i odnosi się bezpośrednio do zbioru winogron – do
produkcji Nobile używano jedynie najlepszych i najbardziej okazałych owoców.
Według innej teorii, nazwa „szlachetne” odnosi się do pierwszych producentów
tutejszego wina – wspomnianych możnych rodów z Florencji.
Mój krótki wstęp na temat historii Montepulciano i jego
winiarskich wzlotów i upadków był o tyle potrzebny, że bohaterem dzisiejszego
wpisu jest jeden z producentów, którego możemy spokojnie zaliczyć do nurtu
„odnowy Nobile”. Fattoria della Talosa istnieje w Montepulciano już dość długo,
ale najważniejszy etap w historii tego producenta należy liczyć od roku 1972.
Wtedy to winnica trafiła w ręce znanego rzymskiego przedsiębiorcy, Angela Jacorossiego.
Wraz ze zmianą właściciela jakość produkowanych przez Talosę win Nobile zaczęła
się stopniowo podnosić, a to za sprawą wręcz fanatycznej dbałości o najwyższą jakość
owoców, jako fundamentalnego składnika potrzebnego do stworzenia dobrego
trunku. Działania podjęte przez Jacorossiego dają efekty nieprzerwanie od ponad
czterdziestu lat, o czym mogłem się przekonać w tym roku…
W przyjemnym wnętrzu historycznej piwnicy Talosy, która
mieści się w samym centrum Montepulciano, miałem okazję spróbować wyśmienitych
win i nie tylko. W kolejności degustacji opisuję zatem:
Na początek Rosso
di Montepulciano 2014. Kupaż składający się w 85% z Sangiovese z 15%
dodatkiem w postaci Merlot i Canaiolo. W nosie wiśnia i nieco anyżu, już w
zapachu czuć energiczną naturę tego wina. Na języku dość kwaśna wiśnia i nieco
pieprzu. Wino niezbyt głębokie, ale poradzi sobie z pierwszymi daniami (we
włoskim znaczeniu, tj. przede wszystkim z makaronami), za cenę 8,40 euro można
zaryzykować zakup z zamiarem otworzenia za rok lub dwa, oceniam je na:
Następne wino to zawodnik wagi cięższej, o czym szybko
się przekonałem, do gry weszło Nobile di
Montepulciano 2012 (cena: 14,50 euro). W kieliszku wino zbudowane jedynie
na dwóch szczepach: Sangiovese i Merlot (10%). W barwie da się dojrzeć trochę
brunatnych refleksów. Obok dojrzałej wiśni w zapachu przewija się również
śliwka, a tworzą one razem słodki, owocowy bukiet. Na finiszu wtóruje im odrobina
gorzkiego kakao. Tanina jeszcze nieco odstaje od całości, ale nie potrzeba już
dużo czasu, aby wystający gwóźdź znalazł się na swoim miejscu. Ocena to:
O ile zwykłe Nobile bardzo mi smakowało, o tyle Nobile di Montepulciano Riserva 2010 (cena:
20 euro) rozłożyło mnie na łopatki. Stuprocentowe Sangiovese po 26 miesiącach w
beczce ładnie się ugładziło i właściwie nic więcej mu już nie potrzeba.
Wspomnieć należy, że jedynie owoce z najlepszych lat wytrzymują tak długie
oczekiwanie (a 2010 do takowych należał), więc Talosa nie produkuje Riservy w
każdym roku. Wino ma ciemną, krwistą barwę, bardzo intensywną i wciąż pełną
żywego koloru. Bukiet to wariacja przeplatających się ze sobą nut owocowych
(wędzone śliwki i soczyste wiśnie), przyprawowych oraz „odbeczkowych” (lukrecja
i przyprawy korzenne). Spójny, zrównoważony smak, który charakteryzuje się
dobrą ilością kwasu, beczki i owocu. Żaden ze składników nie zagłusza innych, a
wszystkie razem grają w jednej drużynie. Poważne wino, które w pełni zasługuje,
aby na etykiecie widniał napis „Nobile”. Oceniam je na:
Myśląc,
że na tym koniec przeżyć, w moim kieliszku niepostrzeżenie znalazło się wyjątkowo smaczne dwudziestoletnie (!) Vin Santo. W 1995 roku wyprodukowano go
zaledwie 2000 butelek. Co ciekawe, leżało ono na osadzie drożdżowym przez 15
lat. O ile ciężko mi polubić Vin Santo, o tyle w tym przypadku nie miałem
żadnych zastrzeżeń. Wino ma przyjemny aromat prażonych orzechów, daktyli w
syropie i innych suszonych owoców. Wysoką zawartość cukrów równoważy odrobina
kwasowości, dzięki czemu wino nie zakleja, a dla mnie stanowiło idealny deser
po prawdziwej winiarskiej uczcie.
Słowem zakończenia: pracownik Talosy
poczęstował mnie na pożegnanie grappą, którą destyluje się z wytłoczyn po
riservie. Ale cóż to była za grappa! Aromatyczna, czyściutka, aromatyczna, z
dobrze zauważalnym winnym posmakiem i... jeszcze bardziej aromatyczna! Zanieczyszczać taki trunek
czymkolwiek to istny grzech, a zatem polecam pić samą.
Odkrywaj Toskanię z Italianizzato klikając poniżej!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz