Dymisja
prezydenta Republiki Włoskiej
Swoją funkcję pełnił od 15 maja 2006 roku, a zatem
niespełna dziewięć lat. Po ukończeniu pierwszej kadencji nie brakowało głosów
domagających się jego definitywnego odejścia z polityki. Z drugiej strony wielu
popierało jego decyzję o ponownej walce o fotel prezydencki. 20 kwietnia 2013
został po raz drugi wybrany na najważniejszy urząd w państwie. Teraz, po zaledwie
półtorej roku od tego wydarzenia, Giorgio Napolitano zapowiada swoją dymisję
tłumacząc się podeszłym wiekiem i zmęczeniem, którego nie może dłużej
ignorować. Piszę zaledwie, bo kadencja prezydenta Republiki Włoskiej trwa nie cztery,
nie pięć, a aż siedem lat.
Pytając Włochów o jego osobę słychać ekstremalnie różne
opinie: od tych, których zacytować tutaj nie sposób, aż po berlusconista,
poczciwy staruszek, dobry człowiek, a nawet bohater. Matteo Renzi, na wieść o
jego odejściu, opublikował na Tweeterze: „Dziewięć lat służby, władzy,
odpowiedzialności. Prezydent, któremu dziś możemy jedynie powiedzieć grazie
Giorgio, damy z siebie wszystko”. Wpis premiera Włoch odnosi się do orędzia
prezydenta na zakończenie roku. To właśnie w tym wystąpieniu, które Napolitano
tradycyjnie wygłasza 31 grudnia już po raz dziewiąty, pojawiła się deklaracja o
dymisji.
Orędzie kończące odchodzący rok nie było jednak
poświęcone w całości dymisji prezydenta. Wręcz przeciwnie, informacja ta
stanowiła tylko jeden z wielu kluczowych punktów przemówienia Napolitano.
Wspominał on o reformach, które jak dotąd stoją w miejscu, a które to muszą
zostać przeprowadzone odpowiedzialnie i w możliwie krótkim czasie. Odchodzący
prezydent Włoch mówił również o „przykładowych Włochach” w tych ciężkich
czasach, a którzy to swoją postawą stali się w pewnym sensie autorytetami (mowa
była między innymi o lekarzu Emergency, który zaraził się wirusem Ebola podczas
wykonywania swojej pracy).
Napolitano stwierdził również, że przez dziewięć lat
swojej „posługi” na rzecz państwa dał z siebie wszystko oraz, że pozostanie
blisko Włochów i ich spraw do końca. Jednym z ważniejszych punktów były również
zapowiedzi o odbudowie kraju i walka z kryzysem. Prezydent w swoim orędziu
powiedział, że wszyscy Włosi muszą się przyłożyć i dać z siebie wszystko, aby
przetrwać niełatwy dla nich okres. Nie zabrakło słów o sytuacji międzynarodowej, zarówno europejskiej, jak i o Iraku i Syrii. Napolitano podkreślał, że wszelkie pomysły powrotu do walut narodowych są złe i trzeba unikać takich propozycji, a gospodarcza odbudowa kontynentu możliwa jest tylko wtedy, jeśli wszyscy zaczną działać wspólnie.
W kuluarach włoskiej polityki słychać było już ponad pół
roku temu głosy mówiące: „zrezygnuje”. Podawano wiele przyczyn, a jedną z nich
był sędziwy wiek prezydenta (w tym roku ukończy on 90 lat). Niektórzy politycy
i komentatorzy szli o krok dalej i twierdzili, że Napolitano po prostu nie jest
w stanie utrzymać w ryzach włoskich deputowanych i senatorów. Ciągłe kłótnie
Renzi-Grillo-Berlusconi (chociaż o tym ostatnio nieco ciszej w kontekście parlamentarnym),
które nie dały żadnych konkretnych i efektywnych decyzji doprowadziły sytuacji
patowej, włoski parlament nie potrafił uchwalić ani jednej z kluczowych dla
państwa reform. Ostatnie dni starego roku, a także końcowy okres prezydentury
Napolitano to zdecydowanie nie był dobry okres: nowe prawo pracy, tzw. JobsAct,
ciągle budzi wiele kontrowersji (zarówno ze strony opozycji, jak i
związkowców), prawo wyborcze (które jest od kilku lat niemalże sztandarowym
projektem każdego nowego rządu) wciąż nie ruszone, że już nie wspomnę o
usunięciu senatu, które Renzi zapowiedział gdy obejmował urząd. Jednym słowem:
sytuacja bez zmian od wielu miesięcy, a kraj wciąż pogrążony w niebotycznych długach.
Co po Napolitano? Oczywiście nie ma mowy o nowych
wyborach prezydenckich, bo prezydenta Republiki Włoskiej wybiera zgromadzenie
narodowe (a więc Camera dei Deputati oraz Senat). Na razie żadne nazwiska nie
padają głośno, pomimo że, jak już wspomniałem, o odejściu aktualnego prezydenta
mówiło się od dobrych kilku miesięcy. Najbliższe tygodnie pokażą, komu włoscy
parlamentarzyści zechcą zaufać i wybrać na najwyższy urząd w państwie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz