Włosko-francuska
mieszanka na Mikołajki
W ramach Winnych Wtorków dziś
wydanie Mikołajkowe. Z okazji 6 grudnia każdy bloger musiał wysłać innemu
dowolnie wybraną butelkę wina. W moje ręce trafiło wino pochodzące z Korsyki, a
przysłał mi je Jongleur, za co raz jeszcze mam okazję tutaj podziękować. Już
teraz mogę to stwierdzić: wino było absolutnie przepyszne, wyparowało w tempie
ekspresowym. Bez zastanowienia i z pełną odpowiedzialnością stwierdzam: to było
moje pierwsze spotkanie z winną Korsyką, ale zdecydowanie nie ostatnie!
Korsyka to taka dziwna wyspa, która
leży w sumie bardzo blisko Sardynii (a więc terytorium Włoch, chociaż
mieszkańcy tej wyspy z kolei nie uznają się za makaroniarzy), a mimo to oficjalnie
należy do Francji. Historia wyspy, tradycje, język i wiele innych aspektów
ukazują jednak, że Korsykanom bliżej do włosko mówiącej braci, aniżeli do
Francuzów. Wystarczy zaledwie rzut oka na mapę, aby przekonać się, że na wyspie
więcej jest nazw włosko brzmiących, niż tych do języka francuskiego podobnych
(nie szukając daleko – nazwa stolicy wyspy – Ajaccio). Co więcej, nawet flagę
Korsyki zdobi głowa Maura, a więc ten sam symbol, który w poczwórnej wersji
umieścili na swojej bandierze
Sardyńczycy. Jeśli mówić o historii, to już w 1282 roku wyspa trafiła pod
panowanie Republiki Genui i stan ten (z dwoma przerwami) trwał aż do 1755 roku,
kiedy to Korsykanie zbuntowali się i proklamowali Republikę Korsykańską.
Wydarzenia te, pomimo że odległe, odcisnęły swoje piętno i również dziś na
wyspie popularne są dążenia niepodległościowe (tym razem jednakże na
sztandarach niesione są hasła wyrwania się spod egidy francuskiej, a nie
włoskiej). Co dalej z tego wyniknie, czas pokaże, my jednak przejdźmy do sedna sprawy,
a więc otrzymanego wina.
źródlo: wikipedia.org |
Domaine de Torraccia to nazwa pod
którą kryje się Cristian Imbert, który rozpoczął swoją działalność już
pięćdziesiąt lat temu, a więc w 1964 roku. Pierwsze winne latorośle na wyspie
zasadził własnoręcznie, dbając przy tym o poszanowanie natury (nie bez kozery
jego wina noszą znak „Certifié Agriculture Biologique”). Hasło przewodnie
winnicy brzmi następująco: Le domaine
s'étoffe, la culture reste traditionnelle (co po polsku brzmiałoby
mniej-więcej: Winnica się rozwija, uprawa
pozostaje tradycjonalna). W otrzymanej butelce znajduje się kupaż korsykańsko-światowy.
Są tam bowiem aż cztery szczepy, dwa autochtoniczne: Niellucciu, Sciaccarellu;
oraz dwa uprawiane w wielu krajach: Grenache i Syrah.
Niellucciu to szczep, który stanowi
odzwierciedlenie historii wyspy, bowiem udowodnione zostały związki tej odmiany
z toskańskim Sangiovese. Według badaczy szczep ten został zaprowadzony na wyspę
przez mieszkańców Genui, podczas gdy Korsyka znajdowała się jeszcze w ich
panowaniu. Drugi z autochtonicznych szczepów, Sciaccarellu, to odmiana w 100%
Korsykańska, tam powstała i uprawiana. Sama nazwa w przekładzie na polski
brzmi: „chrupiące między zębami” (nie muszę chyba precyzować, czego można
spodziewać się po winach na bazie tego szczepu). Po tym przydługawym, ale z
mojego punktu widzenia koniecznym, wstępie, możemy przejść do samego wina.
Torraccia prezentuje niezbyt intensywną,
rubinowo-łososiową barwę z cieplejszymi refleksami. W nosie przy pierwszym
kontakcie dominują czereśnia i wiśnia. Po chwili ujawnia się biały pieprz, a
także czarna porzeczka i jeżyna. Wszystko to przyprószone ziemistą nutą, która
jednak po dotlenieniu ulatnia się.
W ustach na pierwszy plan wysuwa się malina, ale niech
Was to nie zmyli. Później smak rozwija się i ewoluuje zwodząc kubki
smakowe. Smak wędruje od delikatnej i świeżej maliny, przez nieco agresywną
wiśnię, do zadziornej jeżyny z charakterem. Do tego na początku nieśmiałe,
później już bardziej odważne taniny, które ze stopniowo wzrastającą kwasowością
tworzą idealną parę. Finisz zdecydowanie goryczkowy, kawowo-czekoladowy z
odrobiną drapiącego posmaku przypalonego tosta. Średnio ciężkie wino, zmieniające
się, zaskakujące, rozwijające swój aromat stopniowo. Fajnie pobawić się nim
pijąc solo, ale pokaże drugą twarz przy konkretnym mięsiwie. Super,
zdecydowanie polecam (chociaż nie wiem gdzie kupić, ani ile kosztuje!).
Co Mikołaj przyniósł innym blogerom?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz