…i
Malvasia Gennari w kieliszku!
Pierwszy prawdziwie wiosenny dzień w tym roku. I na
dodatek jest to weekend. Budzę się o siódmej rano, jakby mój mózg wciąż nie
rozumiał, że po ciężkim tygodniu pracy mogę wreszcie spokojnie odpocząć. Po
wakacyjnych przygodach wracam do przyjemnej rutyny. W domu rozchodzi się zapach
aromatycznej kawy dobiegający prosto z kawiarki, w której przyjemnie bulgocze
świeży napar. Promienie wciąż nieśmiałego, wiosennego, słońca oślepiają mnie na
chwilę. To będzie piękny dzień.
Jest coś takiego, że nagła zmiana pogody, pierwszy
wyraźnie widoczny zwiastun nowej pory roku, wywołuje u nas falę emocji.
Zazwyczaj pozytywnych (pomyślmy tylko o pierwszym śniegu w grudniu, pierwszym
upalnym dniu w maju lub czerwcu), czasem negatywnych (ponury, krótki
listopadowy dzień nie nastraja zbyt optymistycznie). Ze wspomnianą falą emocji
wiążą się też zmiany w naszym codziennym trybie, w jakim funkcjonujemy. Robimy
porządki w domu, zmieniamy czasem jego wystrój. Wprowadzamy do diety nowe
elementy, niektóre odchodzą w odstawkę aż do kolejnego roku. Menu dostosowuje
się do tego, co może nam zaoferować przyroda, wystarczy się w nią wsłuchać i
bacznie obserwować. U winomana rodzi się jeszcze coś innego: zew nowego.
Wystarczy pierwszy mocniejszy promień słońca, aby pomyśleć o białych, rześkich
winach (i nie szkodzi, że za oknem wciąż temperatura bliska zeru). To samo
dzieje się oczywiście jesienią lub zimą, odstawiamy w kąt biele, które
królowały przez cały rok, aby lubieżnym wzrokiem spojrzeć na rozgrzewające
porto lub chociaż zabeczkowane czerwienie, które idealnie wspomogą nasz układ
pokarmowy w trawieniu przytłustawych, ciężkich potraw serwowanych w
zimniejszych okresach roku.
Kawa gotowa. Niewielka filiżanka wypełniona mocnym
espresso nie zapewnia emocji na długo, dlatego w wolnych chwilach staram się
przedłużyć ten moment jak tylko to możliwe. Siadam przy komputerze i szukam
przepisu, który stworzy najlepsze kulinarne tło do tego, co widzę za oknem.
Traf chce, że udaje mi się dostać w sklepie świeżutkiego łososia. Klamka
zapadła. Pozostaje jeszcze tylko zejść do piwniczki i znaleźć odpowiednie wino.
Na pierwszy plan wysuwa się wytrawna malvasia z Emilii-Romanii. Bingo! Nie
zastanawiam się ani chwili dłużej, butelka pod pachę i do lodówki na kilka
godzin.
Jeszcze zanim łosoś opuszcza piekarnik otwieram wino.
Trochę z ciekawości, trochę, żeby pobudzić trawienie. Wytrawna malvasia wydaje
się być dobrym pomysłem jako aperitif, przynajmniej w teorii. Zaskakująco
jasna, słomkowa barwa. Drobne bąbelki widoczne jedynie z bliska. W nosie
delikatne suszone jabłka, kwiaty. Całość lekka i w sumie mało aromatyczna
biorąc pod uwagę szczep, z jakiego wino powstało. Zdecydowanie bardziej
przypomina świeży cydr. Lekkie musowanie również na języku, wyczuwalna
nieznaczna ilość cukru resztkowego. Trochę suszonych i świeżych jabłek,
goryczka przypominająca pestkę na finiszu. Gdyby nie 11,5% alkoholu,
zaklasyfikowałbym to wino bez mrugnięcia okiem jako orzeźwiający, lekki jabłecznik.
Solo fajnie, ale z delikatnie doprawionym łososiem i kuskusem na talerzu
jeszcze lepiej. W sam raz na pierwsze cieplejsze dni w roku…
Nazwa: Malvasia Secco Frizzante
DOC
Producent: F.lli Genari
Miejsce zakupu:
otrzymane do degustacji od importera
Cena:
Rodzaj wina: białe,
wytrawne
Ocena:
Mam to samo ostatnio. Od jakichś dwóch tygodni pływają mi po głowie ryby, ośmiornice, sałaty i niezbyt ciężkie dania. W miarę możliwości materializuję te fantazje w kuchni. Do tego lodówka wypełniona jest sporą ilością winnych bieli i szampanów. To chyba dobry znak ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam znad kieliszka fajnego, słonawego szwaba od Bottera!
Paweł
Nie ma co się dziwić, po długim okresie z ciężkimi winami i ciężkimi daniami czas na coś lżejszego. Pozazdrościć jedynie szampanów w lodówce ;)
UsuńMikołaj