Slow
Food kończy 30 lat
Rewolucje mają to do siebie, że są gwałtowne i przynoszą
nagłe zmiany. Rewolucje lubią hałas i rozgłos, lubią romantycznych bohaterów,
którzy pojawiają się znikąd i czasem w nicości równie szybko giną. Rewolucje
niosą ze sobą skutki nierzadko trudne do przewidzenia. A mimo to w kontekście
Slow Food chyba bardziej wypada mówić o rewolucji, niż o ewolucji. Slow rewolucji.
Dawno, dawno temu w Piemoncie
Mówi
się, że świat dziś przyśpiesza, a dzisiejsze społeczeństwa żyją w biegu.
Nieprawda. Najlepszym tego dowodem jest fakt, że już trzy dekady temu pewien człowiek
z Piemontu, w odpowiedzi na kulturę fast,
napisał manifest slow. Ten z kolei
niedługo potem stał się kamieniem węgielnym organizacji Slow Food. Autorem
manifestu był Folco Portinari, a założycielem stowarzyszenia liczącego dziś
ponad 1500 oddziałów na całym świecie Carlo Petrini.
Już
ponad 30 lat temu sieci serwujące jedzenie typu fast food były popularne w
większości krajów zachodniego świata. Na trzy lata przed otwarciem pierwszego
McDonald’sa w Polsce (i pomyśleć, że do momentu powstania pierwszego oddziału
wspomnianej sieci w 1992 roku, byliśmy slow
zanim stało się to modne!), Carlo Petrini sięgnął po manifest Portinariego, tym
samym rozpoczynając powolną rewolucję. I w błędzie jest ten, kto sądzi, że Slow
Food to prosta odpowiedź na fast food. Organizacja założona w 1989 roku
zapoczątkowała procesy, których celem jest przywrócenie jedzeniu i kulturze
związanej z żywieniem należytego miejsca w naszym codziennym życiu.
Slow
Food walczy o cibo buono, pulito, giusto,
czyli jedzenie dobre, czyste i sprawiedliwe. Celem organizacji jest ochrona
pożywienia oraz osób i czynników, które przyczyniają się do jego wytworzenia od
początku (tj. ziarenka) do końca (tj. gotowego dania na talerzu). Członkowie
stowarzyszenia walczą zarówno o żywność wyprodukowaną w zgodzie z naturą, jak i
o godziwą zapłatę dla ludzi, którzy poświęcają czas temu zadaniu. Wszystkiemu
towarzyszą zakrojone na szeroką skalę akcje edukacyjne mające na celu budowanie
świadomości konsumenckiej.
źródło: www.luxormagazine.it |
Cinta senese na sztandary
Już od samego początku jednym z głównych celów Slow Food
była ochrona bioróżnorodności. W kilka lat od powstania organizacja alarmowała informowała
o ryzyku zniknięcia rasy bydła burlina,
popularnej zwłaszcza w regionie Wenecja Euganejska. Niedługo potem członkowie
toskańskiej jednostki Slow Food ruszyli na ratunek świni rasy cinta senese. To właśnie dzięki
stowarzyszeniu wybierając się dziś na wakacje do Toskanii na co drugim rogu
widzimy produkty z mięsa właśnie cinta
senese. Jeszcze dwie dekady temu jednak cała populacja tej rasy liczyła
zaledwie kilkaset sztuk.
Slow Food ochronę bioróżnorodności
realizuje dziś za pomocą tzw. Arki Smaku (Arca
del Gusto). Jest to lista ras, gatunków oraz produktów, które należy
bezwzględnie chronić, aby nie uległy one całkowitemu zapomnieniu. Lista liczy
dziś ponad 3500 pozycji, ale w kolejce czeka następne 1600.
źródło: www.archivio.atnews.it |
Slow Food, slow wine, slow fish…
W ciągu trzech dekad istnienia organizacja rozwinęła się
obejmując swoim zasięgiem niemal cały świat. Obok wspomnianej Arki Smaku,
której celem jest ochrona gatunków, ras i produktów bliskich wyginięciu, Slow
Food organizuje coroczne spotkanie Terra Madre w Turynie poświęcone żywieniu.
Dzisiejszy Slow Food to również Slow Wine, Slow Fish czy Slow Europe.
Organizacja inicjuje lub patronuje dziesiątkom wydarzeń poświęconym żywieniu,
które propagują idee powiązane lub bazujące na manifeście Portinariego. Ponadto
stowarzyszenie zajmuje się drukowaniem materiałów edukacyjnych w ramach Slow
Food Editore, wspólnie z uczelniami z Emilii-Romanii oraz Piemontu patronuje
kierunkowi studiów poświęconemu żywieniu, a także prowadzi serwisy internetowe
poświęcone kulturze jedzenia. I pomyśleć, że to zaledwie 30 lat slow rewolucji…
Te 30 lat to niby niedużo (w tyle po wojnie 'zrewolucjonizowano' chemikaliami i nieludzkimi metodami produkcji żywność) a ile zdołano osiągnąć. Oczywiście jak na tak niszową organizację. Bo wciąż większość ludzi kupuje wysokoprzetworzone pseudojedznie. Jakby zapytać przeciętnego Kowalskiego o Slow Food to wciąż większość by nie wiedziała o co chodzi, a jeśli już jakimś cudem by coś świtało to by powiedział że to jedzenie dla bogatych nierobów. Ta właśnie niszowość jest chyba największą bolączką ruchu. Ludzie bardzo łatwo i szybko odwykli od normalnego jedzenia. Jak to niedawno powiedział jeden z gości Modelskiego: "Kowalski przestał smakować". I to (w połączeniu z niską ceną) właśnie zabiło dobrą żywność.
OdpowiedzUsuńMoja mama była slow długo po tym nim stało się to modne ;) Jeszcze kilka lat temu cieszyliśmy się świeżymi, sezonowymi warzywami prosto z ogrodu. Dzisiaj z tak naturalnego trybu żywieniowego wykreowano modę na naturalność, sezonowość. A według najnowszych trendów najmodniejsi kucharze będą hodować warzywa i ziółka tuż przy swych słynnych michelinowskich restauracjach! Żenada...
Pozdrawiam!
Paweł
Cóż, Slow Food od samego początku swojej działalności musiało walczyć z łatką "widzimisię dla bogaczy". Prawda jest zupełnie inna, ale żeby ją ukazać musi chyba upłynąć kolejne 30 lat. Wciąż większość społeczeństwa żywi się "papierowym jedzeniem", ale to się powoli zmienia.
UsuńW moim rodzinnym domu od zawsze były warzywa i owoce z przydomowego ogródka, jajka i drób z własnej hodowli, nabiał i wędliny od znajomych i zaufanych producentów. Tak jest też u mnie i bez ogródek przyznaję się, że jestem z tego bardzo dumny.
Co do mody na naturalne i bio produkty - tam, gdzie pojawia się klient, zjawi się i ktoś, kto na nim będzie chciał zarobić. Trudno jest z tym walczyć w jakikolwiek sposób, ale popieram modę na zdrowie żywienie, bo pokłosiem takowej zawsze będzie pozytywnie odczuwalne przez takie organizacje jak chociażby Slow Food :)
Mikołaj