____________________________________________________________________________________________________________________________________________________
¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯

czwartek, 12 listopada 2015

Otello Lambrusco Ceci

Powrót do Emilii-Romanii


            Mody mają to do siebie, że przychodzą, trwają krótszą bądź dłuższą chwilę, po czym odchodzą w niepamięć. Czasami ktoś sobie przypomni o tym, że taka czy inna tendencja kiedykolwiek istniała, i wykorzysta ją ponownie. W ten sposób moda powraca do życia, tyle że pod nieco zmienioną postacią.
            W świecie win również mamy do czynienia z podobnym mechanizmem. Z jednej strony w naszym położeniu geograficznym dużą rolę odgrywają pory roku i roczne zmiany temperatury. Wiosną chętniej sięgamy po lżejsze wina, latem bo vinho verde i inne orzeźwiające pozycje, jesienią powoli wracamy do czerwieni (również tych cięższych), aby zimą raczyć się ciężkimi wińskami, nierzadko słodkimi do bólu. Z drugiej jednak strony, możemy zauważyć również okresowe zainteresowanie niektórymi gatunkami. Zdarzyć się może, że w krótkim czasie kilku importerów zaproponuje klientom dobre prosecco i już wszystkie portale, blogi i gazety piszą tylko o musiaku z Włoch. Zdarzyć się może, że moda na dany typ wina nie wynika z żadnych szczególnych uwarunkowań, ot tak: ktoś rzuca temat malaga, ktoś inny go podchwyca i tak hiszpańska słodycz zaczyna stawać się popularna w coraz to szerszych kręgach.
            Podobnie sprawa miała się przecież nie tak dawno z lambrusco. Nie dalej jak roku temu wszyscy pasjonowali się lambruchą, a czerwony musiak z Emilii-Romanii stał się niemal sztandarowym winem hipsterii. Dziś o tym typie win nie pisze prawie nikt lub okazjonalnie jakiś bloger. I nie ma się co dziwić: importerzy niezwykle rzadko proponują jakieś sensowne pozycje, a dyskontowo-marketowe słodkie zaklejacze ust na kolana nie rzucają. Pamiętajmy, że „prawie” nie jest równe „nikt”. Tak na innych blogach, jak i u mnie,  Lambrusco w ostatnich miesiącach gościło.
            Dziś opisuję butelkę, którą otrzymałem od rodziny z Emilii-Romanii, przewiezioną przez pół Europy z matecznika lambruchy. W moje ręce trafiło Otello Lambrusco produkowane przez Ceci (świetne Otello Nerodi oraz inne lambrusca opisywałem już tutaj). Wino miało ciemno-buraczkową suknię, na powierzchni pojawiała się purpurowa, niezbyt gęsta piana, która bardzo szybko jednak znikała. W nosie porcja gotowanych wiśni i innych czerwonych owoców, trochę kwiatów i na tym basta. W smaku Otello okazało się być nieco mniej intensywne, aniżeli zapowiadała to barwa i aromat. Pojawiły się lekko przejrzałe maliny, znów intensywny w smaku kompot owocowy i trochę tanin na finiszu. Kwasowość na dobrym poziomie, znaczy nie brakuje jej, ale też nie paraliżuje kubków smakowych. Do tego odrobina cukru resztkowego, o tyle w sam raz. Lambrusco z serii „wytrawne, ale nie do końca”, serwować koniecznie mocno schłodzone. Świetnie się zgrało ze spaghetti alla bolognese (czemu tu się dziwić?!).

Nazwa: Otello Lambrusco
Producent: Ceci
Miejsce zakupu:
Cena: ok. 10 euro
Rodzaj wina: czerwone, wytrawne
Ocena: 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz