Człowiek, to brzmi dumnie
Człowiek. Książka, o której piszę dzisiaj jest inna niż
wszystkie. Nie może być inaczej, bo jej głównym bohaterem jest człowiek inny
niż wszyscy. Niesamowita historia, która opowiada o niesamowitym człowieku. Już
na samym początku dowiadujemy się, jaki będzie jej koniec. I z pewnością
nie należy on do tych z serii „długo i szczęśliwie”. W tej książce finał nie
jest najważniejszy, w równym stopniu liczy się każdy jej fragment, niczym każdy
kawałek wielkiej układanki. Tak jak obraz bez jednego puzzla nie będzie
kompletny, tak tej powieści nie można by nazwać kompletną, jeśli wyjęto by z
niej chociaż najkrótsze zdanie…
Oriana Fallaci napisała Un uomo nie do końca z własnej woli. Zrobiła to w pewnym sensie pod
wpływem mężczyzny jej życia. Gdy Alekos Panagulis powiedział jej, że „to
właśnie ona napisze o nim powieść” nie przykładała do tego większej wagi.
Dopiero po jego śmierci zrozumiała, że spisanie historii tego wielkiego Greka,
jej Greka, jest ważne zarówno dla niej samej, jak i dla całego świata.
Nazwisko Fallaci, jak się domyślam, jest znane Wam
wszystkim bardzo dobrze. Z nazwiskiem Panagulis powinno być podobnie (wszak
obydwa łączą się w pewnym momencie w jedno). Oriana na swej drodze spotkała kogoś,
kogo dotychczas znała jak każdego innego bohatera swoich wywiadów. Miała ona
styczność z wielkimi ówczesnego świata, wojownikami o wolność i tymi, którzy
bronili krwawych reżimów. Tym razem jednak stosunki zawodowe przerodziły się,
niemalże niepostrzeżenie, w bardzo intymne relacje. Dziennikarka zawsze
powtarzała, że Panagulis był jedynym mężczyzną jej życia.
Mężczyzną niesamowitym. Mało kto by przeżył to, czego doświadczył
ten człowiek w więzieniach greckiego reżimu. Człowiek pełen ideałów. Człowiek
mający cel w życiu. Człowiek kochający wolność. Człowiek, którego historię
warto opowiedzieć. I właśnie to uczyniła Fallaci. Po prostu opowiedziała jego
historię. Efekt odbiera mowę. Milknę zatem w nadziei, że sięgniecie po tę
książkę…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz