Dziennik
z wyprawy po Sandomierskim Szlaku Winiarskim
Prowadząc
ze sobą rowery z trudem wdrapaliśmy się w górę dróżki, która prowadziła do
Winnicy Nad Jarem. Za radami jej właścicieli zmieniliśmy naszą trasę i
zdecydowaliśmy się pojechać pomiędzy oblepionymi białymi kwiatami sadami
jabłkowymi. Słońce zaczęło nieco śmielej przebijać się zza chmur, a po kilku
zdegustowanych winach poczuliśmy, jakby zrobiło nam się cieplej.
Wsiedliśmy
na rowery i ruszyliśmy w dalszą drogę. Traf chciał, że pogoda z jednej strony
była dla nas najlepsza z możliwych (to znaczy nie padał deszcz, ani nie wiał
silny wiatr), z drugiej strony natomiast była to również idealna pogoda dla
sadowników, którzy ochoczo ruszyli ze swoimi opryskiwaczami, aby chronić
jabłonki przed chorobami…
Po
około godzinie zatrzymaliśmy się na posiłek wśród (jeszcze) nieopryskanego
sadu. Wprowadziliśmy rowery w głąb, pomiędzy dwa rzędy dość gęsto posadzonych
drzewek, aby ukryć się przed wzrokiem tutejszych mieszkańców i oddalić się
nieco od, w sumie mało uczęszczanej, asfaltowej drogi. Godzinne lenistwo i
obżarstwo na świeżym powietrzu przerwał warkot zbliżającego się starego
ciągnika, który zostawiał za sobą cuchnącą mgiełkę fungicydów… CZYTAJ DALEJ...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz