____________________________________________________________________________________________________________________________________________________
¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯

środa, 16 listopada 2016

Oblicza spätburgundera z Anne Krebiehl MW

Czy istnieje przepis na niemieckie pinot noir?


Dzisiejszy świat jest na tyle zróżnicowany, że wszelkie próby szufladkowania muszą skończyć się niepowodzeniem. Ludzie, sytuacje, poglądy, miejsca… czego nie wziąć na warsztat, okazuje się, że osoby pedantyczne mające skłonność do dzielenia, grupowania i porządkowania nie mają łatwego żywota. Jest to z pewnością z jednej strony wartość dodana dzisiejszego świata. Nigdy wcześniej nie było tak dużej różnorodności i, spoglądając na niektóre tendencje, możliwe że nigdy więcej takiej nie będzie. Istnieje jednak druga strona medalu. Świat wysoce heterogeniczny utrudnia odnajdywanie się w nim. Ludzki umysł to niesamowity narząd, ale nawet on ma swoje ograniczenia poznawcze i nawet on gubi się czasami w różnorodności, jaką oferują nasze czasy.
Każdy z nas postrzega rzeczywistość przez pryzmat osobistych doświadczeń. To, co już widzieliśmy, czuliśmy, smakowaliśmy rzutuje na nasze kolejne akty poznawcze. Opisujemy świat za pomocą słów i znaków, które odsyłają nas do jednostek wydających się znajomymi. Już wtedy zamykamy się na pewną część rzeczywistości. Porównujemy, przypisujemy cechy poznane wcześniej, podajemy ich synonimy lub przeciwieństwa. Ograniczamy. Siebie i świat. Nie dlatego, że chcemy, ale dlatego, że nie potrafimy inaczej… Idealnym i pasującym do dzisiejszego wpisu przykładem są notki degustacyjne. Wino o dobrze zbudowanym ciele. Nuty owoców egzotycznych. Zielona kwasowość i delikatne szczypanie w język. Ziarniste taniny. Publikacje dziennikarzy winiarskich i blogerów pełne są tego typu stwierdzeń. Dobrze zbudowane czyli jakie? Umysł autora i każdego z czytelników ma inną wizję dobrze zbudowanego ciała. Owoce egzotyczne to w sumie jakie owoce? Papaja, ananas… a brzoskwinia jeszcze się wlicza? Jakie są ziarniste taniny? Takie jak drobny piasek na białych plażach czy może nieco grubszy żwir? To zaledwie próbka naszych poznawczych ograniczeń. Sprawa wydaje się być o wiele bardziej skomplikowana, gdy porównać opinie dwóch, trzech lub większej liczby autorów (do czego zachęcam po lekturze niniejszego wpisu klikając w odnośniki na końcu). Winiarski przykład dowodzi jednego: nie traktujmy słowa pisanego śmiertelnie poważnie. O wiele bardziej będę się cieszył, gdy moje wypociny dadzą Ci, drogi Czytelniku, jedynie impuls do przemyśleń, aniżeli podyktują moją wizję rzeczywistości.


Chciałoby się rozwinąć powyższe przemyślenia w osobnym artykule, nieuchronnie muszę jednak przejść do sedna. Impulsem do niniejszego wpisu stało się spotkanie z Anne Krebiehl MW. Zorganizowana przez Niemiecki Instytut Wina w poznańskim lokalu SPOT. degustacja niemieckich spätburgunderów dobitnie pokazała, że powinniśmy wystrzegać się szufladkowania. Prowadząca (na marginesie: świetnie przygotowana i bardzo profesjonalna) jednoznacznie dała do zrozumienia, że nie istnieje odpowiedź na pytanie „jak smakuje pinot noir z Niemiec?”. O ile nawet osoby dopiero wkraczające w winiarski świat rozumieją, że należy wystrzegać się ogólnikowych stwierdzeń typu wina włoskie czy francuskie, o tyle wielu znawców tematu wciąż bardzo chętnie ucieka się do grupowania win chociażby według regionów. Potwierdzenie tezy głoszonej przez Anne Krebiehl znaleźliśmy chwilę później w kieliszkach, już mierząc się bezpośrednio z różnymi przedstawicielami niemieckich spätburgunderów.


Piątka win tworząca pierwszy set miała chociaż jedną cechę wspólną: aromatyczna owocność buchająca znad kieliszków (i znów te szufladki…). Wino od Wingut Meyer-Näkel było zaledwie przyczółkiem do dalszego odkrywania potęgi spätburgundera. Owocowo-kwiatowy nos oraz taniny i kwasowość w odpowiedniej ilości napawały optymizmem. Pinot noir od Weingut H.J. Kreuzberg było zdecydowanie bogatsze niż poprzednik. Przydymione truskawki, wiśnie i maliny w nosie. Wyrazista, owocowa kwasowość i przyjemna tanina dominują w ustach. U Thomasa Schätzle przeszkadzał mi natomiast dziwny, ceglasto-cementowy zapach. Ciekawostką na tle pozostałych pięciu win z pierwszego seta okazało się wino od Joachima Flicka. Duża dawka malin, truskawek, czerwonych porzeczek i… landrynek. Zdecydowanie mniej tanin i kwasu niż u pozostałych przedstawicieli gatunku. Tego spätburgundera chyba najlepiej opisuje słowo tarasowy. Piąty egzemplarz: Weingut Braunwell. W bukiecie wyraźny bukiet złożony z dojrzałych czerwonych owoców. Na języku idealny balans. Żywa kwasowość i dobrze zintegrowana, ale wyraźna zarazem tanina. Do tego dobra koncentracja aromatów. I pomyśleć, że wino to ma już (dopiero?) cztery lata!


Drugi set składał się z pięciu win starzonych w beczkach. Pomimo zaawansowanego wieku niektórych z nich (nawet 7 lat), we wszystkich wciąż wyczuwało się werwę i dużą dawkę świeżych aromatów. Czterolatek od Augusta Kesselera był mocno owocowy, ale tuż za tym kryło się delikatne beczkowe tło. Z początku w ustach pieprzne, po chwili nieco łagodniejsze i waniliowe. Już ten egzemplarz pokazał, że kolejne wina będą zdecydowanie cięższe i lepiej zbudowane niż pierwsza piątka. U Weingut Gutzler przeszkadzał mi aromat mokrego drewna, wyczuwalny zarówno w nosie, jak i na języku. Brakowało nieco kwasu i tanin, aby całość utrzymać w ryzach i zadbać o dobry balans. Kolejne wino zaliczyłem do tych ciekawszych podczas całej degustacji: Weingut Heinrich Männle. Bukiet był zdecydowanie mniej świeży niż w przypadku poprzednich win. Pojawił się za to wyraźny aromat dymu. W ustach dominowały podwędzone truskawki i czerwone porzeczki. Wino od Wein und Sektgut Wilhelmshof prezentowało natomiast waniliowo-owocowy kręgosłup, a w ustach dało się wyczuć wyraźną słodycz i odrobinę goryczki na finiszu (może więcej niż odrobinę). Ciekawa pozycja, ale istnieje realna obawa, że zanudzi przy drugim kieliszku. Ostatnie wino w tym secie było chyba najbardziej kontrowersyjnym podczas całej degustacji. Collegium Wirtemberg wystawiło zawodnika wagi ciężkiej. Siedmioletni spätburgunder, w którym dominowała beczka. Dużo aromatów wtórnych jak mokre drewno, tostowa goryczka, ziemistość czy dym tytoniowy. Nawet jeśli towarzyszyła im wciąż wyraźna kwasowość i znaczna ilość owoców, w winie jak dla mnie za bardzo panoszył się dąb…



Ostatnie wino odegrało rolę morału na zakończenie tej niesamowitej historii. Słodki dziesięcioletni spätburgunder od Weingut Anselmann rozpływał się w ustach niczym płynny bursztyn. Mocno skoncentrowane aromaty suszonych lub kandyzowanych owoców dobrze współgrały z charakterystyczną dla szczepu kwasowością (tu wciąż żywiołową) i wyraźną słodyczą. Długi finisz i pozostająca po nim ochota na kolejny łyk. Klasa sama w sobie.

O spotkaniu z Anne Krebiehl MW i degustacji napisali również: Nasz Świat Win, Maciej Sokołowski oraz Kobiety i wino.

2 komentarze:

  1. Mamy zupełnie inne odczucie odnośnie Anselmanna, kompletnie nam to wino nie podeszło. Zresztą nawet te Spatburgundery Trocken, ale gdzie cukier resztkowy był dość znaczny nie trafiały w nasze gusta.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "...nie trafiały w nasze gusta". I to jest w winie najpiękniejsze :) Jak dla mnie Anselmann przede wszystkim był interesujący jako winiarska ciekawostka, chociaż trafił też do mnie również pod względem stylu.

      Usuń