____________________________________________________________________________________________________________________________________________________
¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯¯

piątek, 19 czerwca 2015

Jack Frusciante opuszcza grupę

Rock, rower i Bolonia


            W dzisiejszym zglobalizowanym świecie informacje przepływają z prędkością światła. To, co właśnie wychodzi na rynek w punkcie A, za kilka chwil pojawia się w punkcie B, aby w przeciągu kilku dni być dostępnym w każdym zakątku ziemskiego globu. Prawa rynku są nieubłagalne, jeśli w jednym kraju książka zyskuje dużą popularność, staje się ona sławna w kolejnych państwach i moda na nią zaraża ludzi na całej ziemi, niczym groźna choroba  rozprzestrzeniająca się drogą kropelkową.
            Od każdej reguły istnieją jednak wyjątki. Zdarzyć się może, że dana książką nie odpowiada kulturowemu modelowi niektórych krajów, w następstwie czego się tam nie „przyjmie”. Mogą również pojawić się inne przeszkody na drodze do „zarażania” kolejnych mas ludności. Warto by w tym miejscu wspomnieć o roli tłumacza – bardzo często jest on prawie tak samo ważny (a może i ważniejszy) niż sam autor dzieła. Tłumacz ma tę moc, że dzięki swojej pracy potrafi sprawić, że średnia książka stanie się bardzo przyjemna w odbiorze. Tłumacz, niestety, może też pogrzebać nawet i największych twórców, jeśli nieumiejętnie podejdzie do swojego zadania.
            Trudno mi określić, czy tak było w przypadku, który zaraz opiszę, czy też sprawy miały się zgoła inaczej. Mowa tu o książce autorstwa Enrica Brizziego – „Jack Frusciante opuszcza grupę” (tytuł oryginalny: Jack Frusciante è uscito dal gruppo). Po przeczytaniu tej lektury w języku oryginalnym natknąłem się w sieci na dziesiątki negatywnych opinii dotyczących wersji polskiej: za dużo wulgaryzmów, chaotyczny styl, zero klimatu, zero ładu i składu… długo by wymieniać. Pierwsza myśl, jaka się pojawiła w mojej głowie: tłumacz zepsuł dzieło Brizziego. Później jednak wróciłem do tych przemyśleń: a może przyczyna niepowodzenia leży gdzie indziej? Może chodzi tu o różnice kulturowe między Polską, a Włochami. Baa, może chodzi o to, że Polacy nie rozumieją dobrze młodzieży bolońskiej końcówki ubiegłego wieku. Pozostawiam już bez komentarza tak prozaiczną sprawę, jak percepcja wulgaryzmów w obydwu językach. U nas wulgarne słowo opisujące męskiego członka jest postrzegane, jako bardzo wulgarne. We Włoszech natomiast kazzo (pisownia zaczerpnięta z książki) ma zupełnie inny wydźwięk, zdecydowanie mniej obraźliwy.


            Cóż, będę musiał chyba udać się do sklepu po polską wersję, aby móc w stu procentach osądzić gdzie leży problem. Skupiając się jednak na książce samej w sobie: dawno nie czytałem tak dobrej historii, która ma swój klimat (rower, młodzież, rock), jest napisana w młodzieżowym stylu i z użyciem żywego języka będącego w obiegu wśród nastolatków tamtego czasu. Młodzieńcze problemy opisane są z perspektywy kilkunastoletniego bohatera, będącego już u progu dorosłości. Brizzi operuje językiem tak, aby wprowadzić czytelnika w Bolonię z ostatniej dekady XX wieku. Chaos? Tak, istnieje tam pewien chaos jeśli mowa o stylu, ale odpowiedzmy sobie na jedno pytanie: który nastolatek jest ułożony i myśli logicznie? Z pewnością niewielki nieporządek panujący w książce jest zamierzony.
            Bohater książki Brizziego, Alex, to taki włoski buszujący w zbożu, który szuka swojej drogi w życiu. Polecam tę lekturę wszystkim osobom, które chciałyby na chwilę przenieść się do swoich młodzieńczych lat. Aby jednak wykluczyć nieścisłości: polecam wersję włoską. Warto też obejrzeć film oparty na tej historii – niezwykle rzadki przykład, kiedy to ekranizacja dzieła i samo dzieło uzupełniają się w równych proporcjach.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz