Winiarska Italia w ramach Dni Kultury Włoskiej 2015
W dniach 18-21 maja po raz pierwszy od kilku (jeśli nie
kilkunastu) lat na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu odbyły się dni
poświęcone kulturze Włoch. Całą imprezę zorganizowali członkowie
Międzywydziałowego Koła Naukowego Italianistów, które po krótkiej nieobecności
i stagnacji wróciło do życia ze zdwojoną siłą.
Jednym z wydarzeń, które wpisywały się w harmonogram Dni Kultury Włoskiej 2015, był wykład wprowadzający w świat wina oraz następująca
po nim degustacja win z Włoch. Osoby obecne na wykładzie poznały podstawowe
zasady dotyczące serwowania wina oraz samego procesu produkcji. Następnie
przybliżono cztery regiony winiarskie: Piemont, Toskanię, Wenecję Euganejską
oraz Sycylię.
Degustacja, zgodnie z pierwotnym planem, miała obejmować
cztery pozycje z wyżej wymienionych regionów. Jak to z planami bywa, lubią się
one często zmieniać. Tak i w tym przypadku zamiast czterech winnych stolic
Italii, zaprezentowano aż trzy butelki z Wenecji oraz jedną z Apulii. Zabrakło
Toskanii, Piemontu (jedną piemoncką pozycję z Foodwine zachwycałem się
tu ostatnio), czy chociażby Sycylii. Nic nie szkodzi, bo główny cel degustacji
został osiągnięty – pokazać wysoką jakość i dużą różnorodność win z Półwyspu
Apenińskiego.
Na pierwszy ogień poszło Prosecco D.O.C. Borgo Molino.
Włoski musiak ze średniej półki cenowej, zdecydowanie różniący się od
marketowych winiaczy, którym brakuje ekspresji i intensywności (choć zdarzają
się chwalebne wyjątki). Oko złocisto-słomkowe. W nosie pieczone jabłko, kwiaty
polne i kwiat lipy. Na języku wyczuwalna odrobina cukru resztkowego, nie ma go
jednak za dużo, ot w sam raz. Do tego kwaśna skórka od jabłka. Dość dobry
balans kwasowość-słodycz. Wino w swojej cenie (49zł) warte uwagi. Ocena to:
Nie czekaliśmy długo i po aperitivo przeszliśmy do
pierwszego dania – Pinot Grigio D.O.C., również od Borgo Molino. Barwa
złocista, intensywna, na szkle pojawiają się łzy. W nosie dojrzałe jabłko, po
chwili dość intensywny orzech włoski tudzież migdały (niektórzy czuli i orzechy
laskowe). Pinot Grigio miało nieco słodszy zapach aniżeli prosecco. W ustach trochę
oleiste i klejące, gorzkawy, bardzo przyjemny finisz. Wino świetne do jedzenia,
solo może troszkę męczyć. Cena to 40zł.
Po dwóch winach białych przyszedł czas na czerwienie. Z Wenecji
zrobiliśmy długi skok do Apulii, a więc na sam koniec włoskiego buta. Ghenos od
Torrevento to zawodnik wagi ciężkiej. Primitivo di Manduria w bardzo
intensywnej i ciężkiej odsłonie, cenowo wypada wręcz wzorowo (54zł). Oko w
kolorze brunatnej, ciemnej czerwieni, bardzo przy tym intensywnej,
nieprzeniknionej. Nozdrza uderzają aromaty czarnej (nieco przejrzałej) śliwy,
lukrecji i powideł truskawkowych. Na języku czuć średnią kwasowość, bardzo
dobrze pasującą do reszty. A reszta to niesamowita intensywność aromatów, nieco
słodyczy, aksamitna struktura i bardzo dojrzałe, rozgrzane od słońca owoce oraz
porządnie wysmażone powidła. Zaskakująco dobrze skrojona tanina. Jeśli chodzi o
mnie to najlepsze wino degustacji, ale to tylko dlatego, że Ghenos idealnie
wpasował się w mój gust… bo przecież ostatnia butelka była równie niesamowita
co poprzednie.
Powrót z południa na północ – znów jesteśmy w Wenecji
Euganejskiej, ale nie po to, by sięgnąć po lekkie i zwiewne biele, a ciężką,
stanowczą i delikatną zarazem czerwień. Valpolicella Ripasso Classico Superiore
D.O.C. Antolini (69zł). Tę długą nazwę trzeba było przybyłym wytłumaczyć,
zrobię to i tutaj: Valpolicella – region winiarski w Veneto, Classico – odnosi
się do najstarszej jego części. Ripasso oznacza, że wino było podwójnie
fermentowane – drugi raz na wytłokach po Amarone lub Recioto. Superiore, według
włoskich norm w tym przypadku, oznacza, że wino musi zawierać minimum 12%
alkoholu. Po krótkiej teorii przejdźmy do praktyki! Rubinowa, krwisto czerwona
i intensywna barwa. Nos stanowią nieco słodkawa, dojrzała wiśnia oraz bliżej
niezidentyfikowane babcine dżemy z czerwonych owoców. W ustach wino jest dobrze
zbalansowane z niewielką słodyczą na koniuszku języka. Niesamowicie długi
finisz, jakby likierowo-nalewkowy. Kwasowość zauważalna, ale nienachlana. Wino
idealne do jedzenia, poradzi sobie bez problemu również jako samotny wojownik.
Wina, których miałem przyjemność spróbować w ramach Dni
Kultury Włoskiej 2015, pokazały mi, że trudno będzie znaleźć piętę achillesową włoskiej
oferty Foodwine. Z pewnością nie ułatwiło mi tego zadania Nuj Suj od Icardiego.
W piwnicy kulają się jeszcze jakieś butelki od tego importera, więc słabych
punktów Foodwine będę szukał dalej… najprawdopodobniej racząc się przy tym
świetnymi winami. Nie narzekam.
P.s. W ramach "afterparty" część uczestników degustacji poznała również 4 12' z Domu Bliskowice, sorry - ostatnia butelka z półki Foodwine.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz