Z
Winnicy Miłosz wyjeżdżamy z pełnymi żołądkami i po dłuższej chwili odpoczynku.
Pogoda, która tego dnia nas nie rozpieszczała, wreszcie się poprawiła. Na
niebie zostało jedynie kilka niegroźnych obłoków, a wiatr znacznie stracił na
sile. Chcieliśmy jeszcze zahaczyć o Lubuskie Centrum Winiarstwa, ale
przyjechaliśmy tam za późno (urząd rządzi się swoimi prawami…). Cóż, pełni
nowych sił obraliśmy trasę w kierunku Otynia…
***
Ledwo
co minęliśmy znak informujący, że wjeżdżamy do Otynia, a nawigacja (to znaczy
mocno sfatygowana już mapa) wskazała nam, że musimy odbić w lewo. Pokonaliśmy
jeszcze kilometr czy dwa wąskimi uliczkami i zatrzymaliśmy się przed szeroko
otwartą bramą wjazdową przy sporych rozmiarach domu jednorodzinnym. Winnica?
Tu? Wolne żarty. Z domu wyszedł ojciec właścicielki winnicy. Bez ogródek
zaprosił nas na podwórko i poinformował, że Joanna i Sławek już do nas jadą.
Dojechaliśmy do Piwniczki u Dziadka. CZYTAJ WIĘCEJ...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz