To
było pewne. Komisarz Montalbano musiał prędzej czy później wrócić. Nie kazał on
na szczęście zbyt długo na siebie czekać, a Camilleri czym prędzej chwycił za
pióro, aby znów rzucić policjanta z Vigaty w wir kolejnych dochodzeń. Tym razem
Salvo zagłębia się w świat dobrze znany autorowi książki, wchodzi bowiem na
deski teatru i za kulisami szuka sprawcy morderstwa.
Co
ciekawe najnowsza część serii jest wyjątkowa pod wieloma względami. Po
pierwsze, i co najłatwiej zauważalne dla czytelnika niezaznajomionego z
językiem Camilleriego, autor wydaje się nie mieć już żadnych hamulców w
używaniu swoistego dialetto
sicilianeggiante. Tym razem na kartach powieści o Montalbano znajdujemy
doprawdy niewiele zdań wypowiedzianych w standardowym języku włoskim. Pisarz
wkłada w usta zdecydowanej większości bohaterów autorski język naśladujący
wyspiarski dialekt i co równie ważne, doprowadzony on tu jest już do ekstremum.
Biorąc do ręki Metodo Catalanotti i
zaczynając lekturę na pierwszej lepsze stronie nawet włosi czują się mocno
zagubieni nie rozumiejąc, wybaczcie że odniosę się do słów samego Mistrza, un’amata minchia. Całe szczęście po
kilku kolejnych akapitach czytelnik zanurza się coraz głębiej w wodach
okalających krainę trinacrii. U schyłku życia, jak mawia sam Camilleri, daje on
swoim fanom prawdziwy popis umiejętności i czyni to, co wydawałoby się już
niemożliwe: przerasta samego siebie. CZYTAJ WIĘCEJ...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz