Z Winnicy Mozów wyjeżdżamy, gdy słońce zaczyna już chylić się ku
horyzontowi. Na szczęście od następnej mety dzieli nas niespełna 10km. W
międzyczasie pogoda zdążyła się poprawić, a wiatr, który teraz wieje nam w
plecy, znacznie stracił na sile. Początkowo musimy pokonać odcinek wzdłuż dość
ruchliwej trasy, przez co jedziemy gęsiego jeden za drugim.
Dopiero po około pół godziny wjeżdżamy w wąską aleję, wzdług której biegną
drzewa obsypane soczyście zielonymi liśćmi. I teraz też wracamy myślami do
ostatniej odwiedzonej winnicy. Polska Toskania? Kolejne miejsce na na naszej
trasie, które zapada głęboko w pamięć i nie daje się porównać z innymi
poznanymi już wcześniej. Być może właśnie ten fakt przyciąga do Lubuskiego
chociażby Niemców? Jadąc do Toskanii, czy do jakiegokolwiek regionu we Francji
czasami ma się wrażenie, że degustacje i spotkania z winiarzami, o ile w ogóle,
odbywają się na zasadzie linii produkcyjnej. Wchodzisz, witasz się, rozmawiasz
kilka chwil (lub co gorsza wysłuchujesz regułki niemalże wyuczonej na pamięć),
po czym degustujesz z góry ustalony turystyczny
set butelek. Żegnasz się i w następnym miejscu zabawa zaczyna się od nowa. CZYTAJ WIĘCEJ...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz